Przypadająca w tym roku 230 rocznica uchwalenia konstytucji 3 maja, każdego roku obchodzona hucznie i w charakterze narodowego święta, stanowi dobry pretekst do przyjrzenia się osławionemu dokumentowi. W roku 2021, ogłoszonym rokiem omawianej konstytucji, mszę z udziałem prominentów partii rządzącej transmitowały media publiczne, a wygłaszający kazanie biskup nie szczędził aktowi pochwał. Charakterystycznym jest, że Polacy do wielu wydarzeń historycznych podchodzą w sposób bezrefleksyjny, rozpatrując je przy użyciu prostych dychotomii – czarny bądź biały, dobry bądź zły. Trzeciomajowa konstytucja ma bardzo pozytywną konotację ale czy słusznie? W poniższym tekście postaram się przytoczyć rozmaite konteksty pozwalające spojrzeć na niewątpliwie bardzo doniosłe wydarzenie z innej perspektywy.
Kontekst historyczny
Zmierzając ku końcowi XVIII wieku Rzeczpospolita zmagała się z ogromnymi problemami, które nieuchronnie prowadziły ją ku upadkowi. Anachroniczny system od dawna domagał się reform zarówno w sferze politycznej jak i społecznej. Szczególnie palącą potrzebą było zniesienie liberum veto, a także wolnej elekcji, która każdorazowo podczas wyboru nowego władcy czyniła kraj areną międzynarodowych gier politycznych. Istniejące rozwiązania były kształtowane przez stulecia i opierały się na przywilejach nadawanych szlachcie, bez której, począwszy od 1505 roku, zabronione było tworzenie nowych praw. Wymuszanie kolejnych ustępstw czyniło władzę króla, niemającego oparcia w mieszczaństwie, słabą, a wszelkie próby jej powiększenia szlachta traktowała jako zamach na jej wolność i zapędy absolutystyczne na wzór europejski. Znaczna część szlachty opowiadała się ponadto za utrzymaniem dotychczasowych rozwiązań, zwłaszcza wolnej elekcji oraz liberum veto.
Po pierwszym rozbiorze sądzono, że zależność od Rosji uchroni kraj przed terytorialnymi apetytami Austrii i Prus. Być może założenie to było zasadne, jednak w 1787 r. caryca poszła na pewne ustępstwa umożliwiające umocnienie polskiej państwowości i armii. Dla reformatorów stanowiło to zachętę do odrzucenia kurateli Rosji i zawiązania militarnego sojuszu z Prusami. Król był nieprzychylny temu projektowi, jednak katastrofalna decyzja, stanowiąca dowód braku geopolitycznych uwarunkowań, zapadła, czyniąc polskie ziemie podatnymi na agresję z trzech stron.
Ustawa spotkała się ze zdecydowaną reakcją Rosji i z silnym oporem polskich republikanów, a grupa magnatów zawiązała w miasteczku Targowica spisek, który po dziś dzień uchodzi za synonim zdrady. Prawdopodobnie była to jedynie realizacja planu zapoczątkowanego 27 kwietnia 1792 r. w Petersburgu z inicjatywy Katarzyny II oraz jej faworyta i doradcy, księcia Grigorija Patomkina, przy udziale generała Wasilija Popowa. Współcześnie kultywowana jest czarna legenda osławionej Targowicy, choć można spojrzeć na nią także z innej strony – jako na kontrrewolucyjną reakcję, wymierzoną w rewolucję i zamach stanu.
Rzeczpospolita od 1768 r. znajdowała się pod protektoratem Rosji, która po wprowadzeniu konstytucji rozpoczęła w 1792 r. wojnę, w Polsce nazywaną wojną w obronie Konstytucji 3 maja. Władczyni Rosji, stanowiąca gwarant nienaruszalności ustroju nie mogła pozwolić by podległe jej dotąd ziemie wyrwały się ze strefy wpływów. Targowiczanie zwrócili się do władczyni Rosji o pomoc, co stanowiło bezpośredni impuls wybuchu wojny, choć w istocie stanowiło realizację planów carycy. W kraju Puszkina polską rewolucję odebrano jako przytyk, a wkraczająca do Rzeczpospolitej armia rosyjska występowała w charakterze obrończyni starego ładu i monarchicznego porządku. Takie wrażenie potęgowały rewolucyjne wrzenia, kolejno wybuchające w europejskich państwach. Opinia na kontynencie popierała tą decyzję, widząc w niej lekarstwo na postępujący chaos.
Sojusz zawarty z Prusami szybko objawił swą iluzoryczność. Girolamo Luchesini, pruski poseł w Polsce, ostrzegał Fryderyka II, że zjednoczeni Polacy będą w stanie szybko pokonać Prusy. Podobne obawy panowały w Wiedniu i Petersburgu – wspólnym interesem trzech państw zaborczych było zatem utrzymywanie Polski słabej i niezdolnej do stawiania oporu. Gwałtowne wprowadzenie reform spotkało się zatem z szybką reakcją, doprowadzając kraj do kolejnych rozbiorów. Gdy tylko władca Prus dowiedział się o wprowadzeniu konstytucji, zerwał sojusz z Rzeczpospolitą.
Konflikt polsko-rosyjski zakończyło przystąpienie króla do konfederacji targowickiej – monarcha zaproponował wieczyste przymierze oraz oddanie tronu na rzecz wnuka carycy, Konstantego. Do poparcia Targowicy króla skłaniał także papież za pośrednictwem nuncjusza apostolskiego. Decyzję przy obecności czołowych postaci ogłosił na zebraniu ministrów 23 lipca 1792 r., zyskując aprobatę 7 głosami do 5. Przed zmianą frontu zdążył ustanowić order Virtuti Militari i przyznać go Józefowi Poniatowskiemu oraz Tadeuszowi Kościuszce za bohaterską walkę z Rosjanami, podczas bitew pod Zieleńcami i pod Dubienką.
Nowe rozwiązania
Konstytucja 3 maja stanowiła rodzaj kompromisu między tradycją a nowoczesnością. Nie zrywała całkowicie z dotychczasowym ładem, podobnie jak to miało miejsce we Francji ale poddawała go modyfikacjom w sferze systemu politycznego, a także społecznego. Zniwelowano różnice między szlachtą i mieszczaństwem. Stany zyskały podmiotowość, dzięki którym kraj mógł zmierzać ku nowoczesności. Nowy ustrój stanowił syntezę polskiej tradycji republikańskiej i ładu monarchicznego – dotychczasową monarchię mieszaną (mixta), w którym trzy funkcje władzy skupiano w jednym ciele politycznym, zastąpiono monarchią konstytucyjną, która niejako blokowała monarsze możliwość nadużywania swej władzy na wzór absolutyzujących monarchów angielskich z dynastii Stuartów, które doprowadziło do tzw. Chwalebnej Rewolucji.
Elekcyjny, chwiejny tron zastąpiono dziedzicznością, która została w Polsce zatracona jeszcze w czasach Jagiellonów, gdzie tron był elekcyjny, choć w obrębie jednej dynastii. Na mocy konstytucji dziedziczny tron miał przypaść saskim Wettinom, których legitymacja była podwójna: „z góry” (od Boga) oraz „z dołu” (od ludu), a osoba władcy była święta i nietykalna. Szlachta nieposiadająca ziemi została pozbawiona prawa głosu, prawa mieszczan i szlachciców częściowo zrównano a nadużycia pańszczyzny zniwelowano, zapewniając chłopom ochronę. Instytucję liberum veto formalnie zniesiono. Szlachta pozostała narodem politycznym, choć konstytucja wprowadziła nowoczesną, oświeceniową definicję narodu, dzięki której osoby spoza stanu szlacheckiego nabywały prawa cywilne.
W nowym ustroju znaczącą rolę odgrywał sejm, który prócz władzy ustawodawczej posiadał także niektóre uprawnienia wykonawcze. Rząd składał się z króla i Straży Praw, natomiast większość kwestii administracyjnych powierzono odpowiedzialnym przed Sejmem Wielkim Komisjom. Władza ustawodawcza przypadła parlamentowi, który odtąd był podzielony na dwie izby – Poselską, której członków wybierano na sejmikach oraz Senatorską, w której członkostwo wynikało z nominacji króla. Nowość stanowiła dwuletnia kadencja sejmu, która zastąpiła jednorazowy mandat, dotyczący wyłącznie nadchodzącego sejmu. Sejm wydawał postanowienia, które nie wymagały monarszej aprobaty. Uchwały podejmowano większością głosów, co uniemożliwiło nieuzasadnione zrywanie obrad. Senat, który nie wyrażał już woli króla, został osłabiony i otrzymał niewielkie kompetencje wraz z prawem weta, które także miało swoje ograniczenia. Organ władzy wykonawczej, Straż Praw, stanowił w istocie radę królewską, której członkowie – pięciu ministrów, prymas, następca tronu, dwóch sekretarzy bez prawa głosu oraz marszałek sejmu – współpracowali z głową państwa. Moc prawna monarszych decyzji wypływała z kontrasygnaty odpowiedniego ministra. Nowość stanowiła odpowiedzialność ministrów przed parlamentem, uważana za zasługę Kołłątaja, a bardzo ciekawe rozwiązanie stanowiło zwoływanie raz na 25 lat Sejmu Konstytucyjnego, podczas którego zgromadzeni mieli dokonywać rewizji ustawy zasadniczej. Wbrew krążącej opinii, konstytucja nie rozdzielała Korony i Litwy – ich związek należy raczej zaklasyfikować jako „państwo kompozytowe”, opisywane choćby przez Helmuta G. Koenigsbergera.
Re-wolucja?
Termin rewolucja kojarzymy zazwyczaj z gwałtownym żywiołem jaki rozpętano we Francji, zmiatając pozostałości ancien regime’u, personifikowane w osobie Ludwika XVI, którego głowę w symbolicznym akcie kat nazwiskiem Samson odjął na gilotynie. Francuskiej definicji rewolucji nie możemy zapożyczyć bezpośrednio, a zamiast tego warto pochylić się nad definicją Mikołaja Kopernika, który termin re-volutio traktował jako powrót do stanu rzeczy sprzed jego degeneracji i upadku. Istotnie, rozwiązania zaproponowane w trzeciomajowej konstytucji częściowo przywracały polskie, potwierdzone tradycją rozwiązania, dodając do nich jednak sporo nowości. Te ostatnie były potrzebne, ponieważ wcześniejsza praktyka polityczno-ustrojowa zakorzeniona była w myśli starożytnych filozofów, podczas gdy inne państwa europejskie prowadziły rozważania na wskroś nowoczesne, oparte na dorobku Johna Locke’a czy Thomasa Hobbes’a. Stanisław August był poliglotą i władał między innymi językiem angielskim, dzięki czemu mógł czytać dzieła wspomnianych myślicieli w oryginale. Rozwiązania nowinkarskie inspirowano uchwaloną wcześniej Konstytucją Stanów Zjednoczonych, choć koncepcja króla była silnie inspirowana angielską praktyką ustrojową, a także ożywionymi dyskusjami, które nad niewprowadzoną jeszcze ustawą zasadniczą prowadzono we Francji. Niewątpliwie polski akt możemy osadzić na gruncie rodzącego się konstytucjonalizmu, pojmowanego na sposób nowożytny.
Wśród cech dystynktywnych polskiej rewolucji wymieniane jest także podporządkowanie ekonomicznych interesów kościoła interesom państwa. Choć większość osób, które brały udział w pracach nad konstytucją należało do masonerii nieukrywającej nigdy wrogości wobec katolicyzmu, w tekście aktu jednoznacznie podkreślono dominującą rolę religii katolickiej. Jednocześnie nie natrafimy w nim na jakiekolwiek odniesienia do instytucji Kościoła, co zdaniem niektórych historyków angielskich wskazuje na chęć zastosowania scenariusza znanego z Anglii doby Henryka VIII, a więc utworzenia polskiego kościoła narodowego. W sprzeczności z zapisem konstytucji staje także oddanie tronu saskim Wettinom, którzy wyznawali protestantyzm i z punktu widzenia katolicyzmu wykazywali znaczne przeciwwskazania natury moralnej. Majątki kościelne zostały częściowo skonfiskowane a autorytet Kościoła zyskał pozycję drugorzędną, ustępując autorytetowi państwa. Oświeceniowi intelektualiści, wśród nich Kołłątaj, wykraczali poza swoją epokę, chętnie angażując się w prace nad zmianami i reformami, a swe pomysły upowszechniali za pomocą budowanego systemu oświaty – zwłaszcza Komisja Edukacji Narodowej stanowiła narzędzie, wpajające adeptom nowoczesną, republikańską edukację obywatelską.
Świadomość rewolucyjnego charakteru konstytucji musieli mieć jej twórcy, wiedząc że projekt może liczyć na poparcie zaledwie czwartej części posłów i senatorów. Musieli doskonale zdawać sobie sprawę z tego, że występują z jednej strony przeciwko Rosji, a z drugiej – przeciw ugruntowanej, choć chwiejącej się, tradycji Rzeczpospolitej. Możemy także wskazać argument przeczący tezie o „rewolucyjności” omawianej ustawy zasadniczej. Należy bowiem pamiętać, że choć wprowadzała ona wiele istotnych zmian, z likwidacją wolnej elekcji i liberum veto na czele, istotnie nie wykorzeniała istniejącego dotychczas ładu, podobnie jak miało to miejsce w rewolucyjnej Francji. Dominująca rola duchowieństwa i szlachty została podtrzymana, poddaństwo zostało utrzymane a położenie chłopów nie uległo znaczącej poprawie – do tej kwestii planowano powrócić w dokumencie uzupełniającym. Mamy tu zatem do czynienia zarówno z kontynuacją sarmackiej tradycji rzeczpospolitej, jak i próbą częściowego z nią zerwania. Pozorny paradoks udowadnia polską wyjątkowość i unikatowość na tle zagranicznych rozwiązań, które ugruntowały swoją pozycję w rozważaniach nad myślą polityczną i społeczną, niesłusznie marginalizując polski dorobek.
Nadużycia proceduralne
Część prac nad konstytucją prowadzono pod wodzą króla w konspiracji, do której dopuszczono A. Małachowskiego, I. Potockiego, H. Kołłątaja oraz S. Piatollego. Wyżej wymienieni pospiesznie przygotowali w marcu 1791 r. projekt i zadecydowali o niepoddawaniu go zwyczajnej procedurze sejmowej, w obawie przed dyskusją i głosami sprzeciwu. Posiedzenie zaplanowane na 5 maja przyspieszono o dwa dni, a zamek królewski otoczyły wojska ks. Józefa Poniatowskiego.
Kiedy uchwalano konstytucję, część posłów korzystała z poselskich ferii – ciekawym trafem większość nieobecnych była do wprowadzanych zmian nastawiona nieprzychylnie. Monarcha nie chciał prowokować carycy Katarzyny II i zalecał odwleczenie publikacji, jednak uległ doradcom i został przegłosowany. Obrady rozpoczęto od odczytania depesz od posłów zagranicznych, które miały stworzyć klimat zagrożenia, w obliczu którego potrzeba było szybkiego środka zaradczego – konstytucji, którą król miał przy sobie. Po wielogodzinnych sporach projekt przyjęto poprzez aklamację, a monarcha przysiągł na wierność dokumentowi. Do dziś trwają spory o autorstwo tekstu konstytucji, choć większość historyków zgadza się, że rola Stanisława Augusta była znacząca.
Po odsączeniu nuty romantyzmu, konstytucja 3 maja zaczyna jawić się jako zamach stanu, sprytnie „zalegalizowany” za pomocą patriotycznej otoczki. Podobnie jak w czasach nam współczesnych, zasłanianie się interesem narodowym, a także głoszenie tezy o naprawie państwa, stwarzało wokół dorobku Sejmu Czteroletniego przychylny klimat. Tymczasem Rzeczpospolita, jak wynika z licznych wspomnień z epoki, znajdowała się w stosunkowo dobrej kondycji, a Rada Nieustająca, ustanowiona w roku 1775, stanowiła zmarnowaną szansę. Była ona organem, który mógł umożliwić wcześniejsze przeprowadzenie niezbędnych reform, niestety stanowczo wystąpiła przeciwko Radzie szlachta, która obawiając się pomniejszenia swoich praw, demonizowała ją jako organ będący na usługach Rosji.
„Pierwsza w Europie, trzecia na świecie”?
W Polsce etykieta konstytucji „pierwszej w Europie i trzeciej na świecie” niezmiennie stanowi powód do dumy, a to może wprowadzić w błąd patriotów niezagłębiających się w temat z dwóch przyczyn. Po pierwsze, spisanie konstytucji wcale nie oznaczało, że wcześniej panowało barbarzyństwo i bezprawie. Niemal wszystkie europejskie państwa mogą się poszczycić posiadaniem tak zwanej konstytucji naturalnej, opisywanej szeroko przez Józefa de Maistre’a, który pisał: „Któż nie przyznałby, że najlepsza konstytucja polityczna jest to ta, która powstała w wyniku deliberacji i została napisana przez znawców polityki, doskonale oddając charakter narodu i przewidziawszy wszelkie okoliczności? Tym niemniej bardziej fałszywego. Lud najlepiej ukonstytuowany to ten, który ma najmniej pisanych praw konstytucyjnych; bowiem wszelka konstytucja pisana jest niczym”. Konstytucje naturalne były oparte na prawie naturalnym i stanowiły wyraz wielowiekowych tradycji, praw i przywilejów, których początki często zaginęły w mrokach historii. Paradoksalnie konstytucja trzeciomajowa legitymizowała polską konstytucję naturalną, zabezpieczając jej główne elementy w formie spisanej, dodając jednak pewne ulepszenia. Przeciwieństwo konstytucji naturalnych stanowią nowożytne, oświeceniowe, spisane dokumenty, w których władza opiera się zazwyczaj na trójpodziale władzy.
Po drugie, historia europejskiego konstytucjonalizmu jest znacznie bardziej skomplikowana, także w Polsce, w której niektórzy badacze uważają za pierwszą polską konstytucję artykuły henrykowskie. Niewątpliwie jednak pierwszeństwo ustawie trzeciomajowej odbiera konstytucja Korsyki, pochodząca z listopada roku 1755. Wyspa, znajdująca się wówczas pod panowaniem Genui, wszczęła bunt pod wodzą czczonego do dziś Pasquale Paoli. Bohater napisał konstytucję, która stanowiła właściwie uporządkowanie dotychczasowych rozwiązań (czyli konstytucji naturalnej). Na polecenie jego oponenta, Mathieu Butafocco nieukończony projekt konstytucji dla Korsyki, napisał także 11 lat później Jean Jacquess Rousseau. Zanim jednak do tego doszło, Europa była świadkiem wprowadzenia wielu rozwiązań, stanowiących zapowiedź późniejszych, uporządkowanych aktów prawnych. Jedną z pierwszych była angielska Wielka Karta Swobód z 1215 roku, nakładająca ograniczenia na monarchę, która do dnia dzisiejszego stanowi jedną z podpór ładu prawnego Wielkiej Brytanii. Podobny charakter miały wspomniane już artykuły henrykowskie, które jednak ograniczały się głównie do zakresu działalności władcy. Ciekawy przykład stanowi ponadto republika San Marino, w której ekwiwalent konstytucji stanowią statuty z XIII i XIV wieku, uaktualnione i rozszerzone w roku 1600, a będące nieprzerwanie na szczycie aktów prawnych maleńkiej enklawy.
Warto ponadto pamiętać o tzw. kozackiej konstytucji Filipa Orlika (zwanej także konstytucją benderską), czyli umowie zawartej 5 kwietnia 1710 r., w Benderach, pomiędzy nowym hetmanem a wojskiem i zaporoską starszyzną. Zdaniem wielu ukraińskich badaczy, była to pierwsza konstytucja pojmowana na sposób nowożytny, wprowadzająca zasadę trójdzielności władzy, gdy uważani za jej ojców Rousseau i Monteskiusz mieli odpowiednio 2 oraz 21 lat. Ów akt nazwano od nazwiska osoby, która go spisała – Orlik był bliskim współpracownikiem hetmana Mazepy, a także jego następcy. W dokumencie natrafimy na zalążek parlamentu w postaci Rady Generalnej, ustanowienie religii państwowej, odróżnienie prywatnego majątku władcy od kasy publicznej, a także pewne przejawy demokratyzacji w postaci dopuszczenia do obrad przedstawicieli jednostek administracyjnych. Finalnie, zawierający nadal wiele elementów „staroświeckich”, akt nigdy nie został wcielony w życie, choć, podobnie jak inne przytoczone rozwiązania, pozostawił po sobie ślad, który osłabia powab pierwszeństwa konstytucji 3 maja.
Swoje konstytucyjne początki wcześnie odnotowała także Szwecja, która w pierwszej połowie XVII wieku wydała „Formę rządu” – dokument, który regulował wzajemne uwarunkowania organów biorących udział w sprawowaniu władzy państwowej. Znacznie bardziej zaawansowany projekt przyjęto w roku 1720 – ograniczona władza króla przeszła w ręce parlamentu, przed którym odpowiedzialny był rząd w postaci Rady Królestwa. Argument przeciwko „nowożytności” wspomnianego aktu stanowi przede wszystkim brak zastosowania trójpodziału władzy. Wczesna przygoda konstytucyjna Szwecji dobiegła końca w 1772 roku, kiedy król Gustaw III, zasłaniając się koniecznością przeciwdziałania anarchii, odwołał dotychczasowe akty i wprowadził nowy, absolutystyczny dokument, w którym wprawdzie uwzględniono zasadę trójpodziału władzy jednak nie znalazła ona pełnego zastosowania.
Pomimo, że przytoczone wyżej rozwiązania zawierają zaledwie zalążki konstytucji pojmowanej na sposób nowożytny, pokazują one, że konstytucja 3 maja nie stanowiła ogromnego przełomu, a osoby biorące udział w pracach nad nią dysponowały szerokim wachlarzem inspiracji i testowanych wcześniej rozwiązań.
Perspektywa monarchistyczna
Odkąd ruchy monarchistyczne w Polsce odżyły po okresie władzy komunistycznej, wśród zwolenników idei królewskiej wzrasta także uwielbienie dla trzeciomajowej konstytucji. Istotnie wprowadzała ona dziedziczną, konstytucyjną monarchię, choć szereg argumentów przemawia przeciwko jej znaczeniu dla sprawy monarchicznej. Przede wszystkim, uprawnienia monarchy zostały znacząco ograniczone i odtąd stał się on jedynie nominalnym szefem władzy wykonawczej. Druga rzecz – postanowienia konstytucji właściwie nigdy się nie ziściły, a po roku funkcjonowania dokumentu stan prawny powrócił do okresu sprzed uchwalenia aktu 3 maja.
Jako że król Stanisław August nie posiadał potomstwa z prawego łoża, tron oddano saskim Wettinom. Z nieznanych przyczyn nie zbadano czy elektor Fryderyk August zechce polską koronę przyjąć. Ponadto istniała silna przesłanka przemawiająca na niekorzyść akceptacji – terytorium Rzeczpospolitej pozostawało pod wpływem Rosji a przez to przyjęcie korony godziłoby w jej interesy, o czym wiedział władca Saksonii, odrzucając propozycję po przyjęciu konstytucji. Jego wybór był tym bardziej kontrowersyjny, dlatego że jego ród był protestancki, podczas gdy przytłaczająca większość Polaków wyznawała rzymski katolicyzm.
W tekstach komentatorów wprowadzenia w Polsce konstytucji możemy natrafić na stwierdzenie, że król zaczął współpracować z narodem, a naród – z królem. Opinia ta, ujęta w formie chwytliwego hasła znacznie później, w 20-leciu międzywojennym, powróciła w polskiej publicystyce monarchistycznej. Widzimy zatem, że choć faktycznie konstytucja dla polskiej sprawy monarchicznej uczyniła niewiele, stała się swoistym symbolem, do których odwoływały się kolejne pokolenia. Jak ujął to prof. Jacek Bartyzel: „W 3 maja czcimy to, czym był dla nas przez ponad dwa stulecia – mitem. Także mitem monarchistycznym. <Szlachetne kłamstwa> są jednak konieczne”.
Wyjątkowość konstytucji
„W przedsięwzięciu tym nie należało obawiać się chaosu, ponieważ reformowany porządek sam znajdował się w stanie chaosu” – w ten sposób Edmund Burke odniósł się w „Odwołaniu od nowych do starych wigów” do uchwalenia konstytucji 3 maja. Wydarzenie to nazwał reformą, bowiem faktycznie nie była to pierwsza „ustawa zasadnicza” w historii Polski – myśliciel miał tu na uwadze wspomniane już artykuły henrykowskie.
Burke był osławionej konstytucji przychylny, dostrzegając w niej rozszerzenie wolności, choć mówił o niej wprost jako o rewolucji przyrównywanej do rewolucji amerykańskiej czy francuskiej. Przyrównując rewolucję polską do rewolucji amerykańskiej przekonuje: „Obie rewolucje głoszą wolność jako swój cel, ale w dążeniu do niego jedna zmierza od anarchii do porządku, a druga od porządku do anarchii. Pierwsza zabezpiecza swoją wolność przez ustanowienie własnego tronu, druga buduje swoją wolność na obaleniu własnej monarchii”.
Na czym polegała wyjątkowość konstytucji 3 maja? Jak zauważył Adam Mickiewicz w „Pielgrzymie polskim” (wydanie z dnia 3 V 1833 r.), jej charakter był „narodowy” i nie stanowił imitacji rewolucyjnej konstytucji francuskiej. Narodowy wieszcz wskazuje na dwa żywioły – pierwszy odwołujący się do dorobku Rousseau i Monteskiusza, szkodzący sprawie polskiej, a także drugi żywioł narodowy, będący „dzieckiem tradycji dawnych, karmionym nowymi ówczesnymi potrzebami i życzeniami narodu”. Nie zgadzał się z nim Rzewuski, który uważał konstytucję za „odszczepioną od historii ojczystej”.
Podsumowanie
Choć w Polsce konstytucja 3 maja otoczona jest swoistym kultem, nie stała się ona wzorcem dla innych państw europejskich, które preferowały w roli wzorca konstytucję belgijską. Co ciekawe, bardziej od samego aktu znana jest jedna z osób, która brała udział w pracach nad nim – Hugon Kołłątaj bywa wskazywany jako prekursor parlamentarnej odpowiedzialności rządu.
Konstytucja 3 maja, obowiązująca zaledwie przez rok nim król dołączył do Konfederacji Targowickiej, w ciągu 230 lat, które upłynęły od jej uchwalenia, obrosła wieloma mitami. Mity te niejednokrotnie miały jednak znaczenie pozytywne – dodawały otuchy, konsolidowały naród w czasach zaborów, inspirowały do dalszej walki o interesy kraju. Choć wprowadzono ją z pogwałceniem procedur i popełniono liczne błędy, konstytucja stanowiła próbę walki z zadawnionymi problemami, które nieuchronnie ciągnęły kraj ku przepaści. Anachronizm niektórych rozwiązań stosowanych w Rzeczpospolitej nie budzi wątpliwości. Zmiany były potrzebne czy wręcz nieuniknione, lecz kierunek jaki przyjęto niekoniecznie stanowił drogę optymalną.
⇒ CZYTAJ RÓWNIEŻ: Monarchia europejska wczoraj i dziś ⇐
Patrząc z perspektywy czasu, możemy cieszyć się, że polska rewolucja nie przyjęła formy, jaką Europie narzucała archetypiczna rewolucja francuska. Kontrast dostrzegł Edmund Burke, który zdecydowanie wynosił bezkrwawy wariant polski nad rozwiązanie, które znamy z Francji. Zamiast całkowitego załamania systemu władzy wybrano drogę kompromisową, stanowiącą połączenie rozwiązań tradycyjnych z rozwiązaniami modernizacyjnymi. I choć towarzyszące każdej rocznicy uchwalenia dokumentu peany są wysoce przesadzone, nie mamy powodów by skazywać ją na zapomnienie.
Artykuł został pierwotnie opublikowany w kwartalniku “Myśl Suwerenna. Przegląd Spraw Publicznych” nr 2(4)/2021.
[Grafika: Konstytucja 3 maja, Autor: Jan Matejko, lic. CC]