Myśl Suwerenna

Izrael skręca w prawo nie od dzisiaj

🕔 Artykuł przeczytasz w 11 min.

Ostatnie wybory parlamentarne w Izraelu zwróciły uwagę świata na narodowo-religijny zwrot państwa żydowskiego. Rzeczywiście nowy rząd będzie najbardziej prawicowym w historii kraju. Stanowi to jednak tylko i aż kolejny etap w procesie, który trwa co najmniej od trzydziestu lat.

Syjonizm wymyka się z rąk lewicy

Sytuacja jest o tyle ciekawa i nieoczywista, że wśród przywódców ruchu syjonistycznego i twórców Izraela wyraźnie dominowała lewica. Najważniejszym ojcem założycielem państwa był oczywiście jego pierwszy premier Dawid Ben Gurion – lewicowiec organizujący związki zawodowe, wierzący w kolektywną pracę w kibucach jako podstawę społeczeństwa. Przez pierwsze 29 lat od powstania w 1948 r. Izraelem niepodzielnie rządziła Mapai, czyli Partia Robotników Ziemi Izraela, przemianowana później na istniejącą do dziś Partię Pracy. Nowoczesne, świeckie, kolektywistyczne państwo izraelskie było wzorem i inspiracją dla wielu intelektualistów i ruchów zachodniej lewicy. Na zachodniej prawicy nie brakowało zaś niechęci do Żydów jako takich.

W opozycji do głównego nurtu syjonizmu istniał nurt syjonizmu rewizjonistycznego, którego twórcą był pochodzący z Odessy Ze’ew Żabotyński – postać niezwykle kolorowa, poliglota, pisarz, poeta, indywidualista, a jednocześnie człowiek który przyjął aktem woli żydowski nacjonalizm jako swój moralny imperatyw. Żabotyński uważał marksizm i socjalizm za szkodliwe ruchy, które odciągają Żydów od ich sprawy narodowej, a nie ją uzupełniają. Darzył niskim zaufaniem państwa zachodnie. W 1919 r. pisał: „Jestem za porozumieniem z Arabami. My im powiemy, że pod naszym zwierzchnictwem o nich również będzie się dbało. Ale nie możemy zaakceptować żadnego kompromisu jeśli chodzi o fakt, że rząd będzie całkowicie w naszych rękach”. Dawał też do zrozumienia, że przyszłe państwo żydowskie powinno obejmować terytorium większe niż brytyjski Mandat Palestyny. Żabotyński został z Mandatu wydalony w 1929 r., gdy oskarżył Brytyjczyków o antysemityzm i sprzyjanie Arabom.

Politycznym następcą Żabotyńskiego był Menachem Begin – bardziej człowiek czynu niż myśli. Begin (będący zresztą absolwentem Uniwersytetu Warszawskiego) nie wahał się organizować zamachów terrorystycznych nawet na Brytyjczyków – a na stare lata dostał Pokojową Nagrodę Nobla. Ruch rewizjonistyczny ewoluował po 1948 r. w partię Wolność, a wreszcie w stale działający Likud, czyli Zjednoczenie. W 1977 r. Begin po raz pierwszy został premierem, łamiąc trzy dekady hegemonii Partii Pracy. Lewicę osłabiły niepowodzenie w wojnie Jom Kippur, problemy gospodarcze i afery korupcyjne – a Begin umiał być cierpliwy i systematyczny. Przez kolejne dwie dekady scena polityczna Izraela przypominała tę z Europy Zachodniej. Istniały dwie duże partie, centroprawica i centrolewica, które rządzą naprzemiennie, ewentualnie zawiązują wielką koalicję (co miało miejsce w latach 1984-90). W latach 80., już po przejściu Begina na emeryturę, Likud i Partia Pracy wspólnie występowały przeciwko radykalnym nacjonalistom z partii Kach (o której więcej niżej).

Co z tą Palestyną?

Przełom nastąpił w latach 90., kiedy na agendzie pojawiła się kwestia powstania niepodległej Palestyny istniejącej obok Izraela. Fukuyamowski klimat demoliberalnego entuzjazmu po upadku ZSRR sprzyjał wierze w historyczne pojednanie. W 1992 r. wybory wygrała Partia Pracy, spychając Likud do opozycji po piętnastu latach, a w USA władzę przejął Demokrata Bill Clinton. Stary-nowy premier Izraela, nestor lewicy Icchak Rabin podał rękę wieloletniemu przywódcy Organizacji Wyzwolenia Palestyny Jaserowi Arafatowi, a spotkaniu obu panów patronował Clinton – słynne zdjęcie ich trójki nie jest trudne do znalezienia. W 1993 r. podpisano porozumienia z Oslo, tworzące Autonomię Palestyńską w Strefie Gazy i na Zachodnim Brzegu. Rząd Izraela i OWP uznały się nawzajem, zobowiązując się do wspólnego dążenia do trwałego pokoju i pokojowej koegzystencji dwóch państw – żydowskiego i arabskiego.

Zgoda na utworzenie Autonomii była próbą rozwiązania problemu, który pojawił się przed Izraelem już w 1967 r., po zwycięstwie w wojnie sześciodniowej. We władzy Izraela znalazło się wówczas ponad 1,5 miliona Arabów, których liczba stale rosła. Tydzień po zakończeniu konfliktu premier Lewi Eszkol rzucił na posiedzeniu rządu „prędzej czy później wszyscy będą nas pytać, co dokładnie chcemy zrobić z tymi Arabami” – ponad pół wieku po tych słowach wciąż nie bardzo wiadomo. Na początku lat 90. żydowska lewica chciała im dać ich własne państwo. Żydowska prawica była jednak zdecydowana na utrzymanie wyłączności władzy w rękach Żydów oraz żydowskie osadnictwo na zdobytych terytoriach połączone z konsekwentnym utrudnianiem życia Palestyńczykom. Zgodnie z myślą Żabotyńskiego – „nie możemy zaakceptować żadnego kompromisu jeśli chodzi o fakt, że rząd będzie całkowicie w naszych rękach”.

Ten sam paradygmat wyraził w swojej książce z 1993 r. nowy przywódca Likudu i tym samym lider opozycji, wybrany po porażce wyborczej jako młoda (43 lat, Rabin miał 70), świeża twarz partii. W przeznaczonej dla zachodniego odbiorcy publikacji pisze: „sednem palestyńskiego konfliktu z Izraelem nie jest brak palestyńskiego samostanowienia, ale palestyńskie wymaganie nieograniczonego samostanowienia. (…) Jeśli pragnieniem Palestyńczyków jest po prostu kontrola i poprawa ich życia, to pragnienie może być z pewnością zrealizowane w ramach definitywnej zgody z Izraelem”. Czyli w praktyce brak palestyńskiego państwa, tylko akceptacja losu obywateli drugiej kategorii, którzy w zamian mają liczyć na wyższy komfort materialny.

Autorem tych słów i nowym przywódcą prawicy, który stanął na czele protestów przeciwko porozumieniom z Oslo, był niejaki Benjamin Netanjahu.

Bibi wkracza na scenę

Porozumienie z Arafatem i OWP głęboko podzieliło izraelskie społeczeństwo. Jedni wierzyli, że stoją przed szansą na historyczne pojednanie i zakończenie ciągnącego się od kilkudziesięciu lat konfliktu, który pochłonął tysiące istnień po obu stronach. Inni uważali jednak, że OWP to terroryści i zbrodniarze, którym izraelski premier nigdy nie powinien podać ręki. Nie brakowało też przekonanych, że Palestyńczycy chcą dla siebie terenów, które Bóg raz na zawsze przeznaczył Żydom. Izrael ogarnęły demonstracje obu stron i fala przemocy. W lutym 1994 r. zwolennik radykalnie nacjonalistycznej partii Kach Baruch Goldstein otworzył ogień do modlących się w Grocie Patriarchów Palestyńczyków, zabijając 29 i raniąc 125 osób. Goldstein zginął podczas walk, które się wywiązały i został ogłoszony męczennikiem.

Z drugiej strony w tym samym 1994 r. za porozumienie pokojowe nagrody Nobla otrzymali Jaser Arafat, Icchak Rabin i Szimon Peres (były premier, wówczas minister spraw zagranicznych, wieloletni „szorstki przyjaciel” Rabina – panowie musieli być obaj nagrodzeni Noblem, tak jak Kwaśniewski i Miller musieli razem brać udział w ceremonii przyjęcia Polski do UE). Rząd wynegocjował następnie drugie porozumienie z Oslo, które dokładnie dzieliło Zachodni Brzeg między terytoria pod władzą Autonomii Palestyńskiej, żydowskie osiedla pod władzą Izraela oraz terytoria zarządzane wspólnie. Żeby uzyskać akceptację dla umowy, premier Rabin musiał ad hoc przekupić stanowiskami w rządzie dwóch posłów prawicy oraz otrzymać poparcie pięciu posłów arabskich – a i tak Oslo II przeszło minimalną większością, 61 „za” i 59 „przeciw”. Opozycja protestowała podkreślając, że większość posłów żydowskich zagłosowała przeciw – 59 do 56 – a więc naród żydowski jest przeciwko polityce Rabina. Na demonstracjach żydowskiej prawicy Rabin był nazywany zdrajcą i przedstawiany w mundurze SSmana.

37 dni po oficjalnym podpisaniu porozumień z Oslo premier Rabin przemawiał na wiecu na rzecz pokoju w Tel Awiwie. Po zejściu ze sceny zastrzelił go 25-letni radykalny nacjonalista żydowski Jigal Amir, który podziwiał Goldsteina. Wdowa po Rabinie obarczyła publicznie odpowiedzialnością za śmierć męża Benjamina Netanjahu, który jako przywódca opozycji tolerował dowolnie agresywną retorykę wobec Rabina na demonstracjach. Premierem został Peres – wiele lat wcześniej zresztą protektor Netanjahu, gdy ten nie odsłaniał się jeszcze ze swoimi poglądami. W bezpośredniej debacie telewizyjnej Bibi zdominował starszego 26 lat noblistę, oskarżając go o chęć podziału Jerozolimy i oddania części świętego miasta Palestyńczykom. Choć exit polls wskazywały minimalne zwycięstwo Peresa, ostatecznie Netanjahu wygrał 50,5% do 49,5%. W maju 1996 r. został najmłodszym premierem w historii Izraela.

Zmiana paradygmatu

Netanjahu za pierwszym razem utrzymał władzę tylko trzy lata. Lewica nigdy jednak nie odzyskała już tego entuzjazmu i poparcia społecznego, jakie miała w 1992 r. Mimo wahań w różną stronę zasadniczy trend był jasny. Środowisko, która zakładało i zbudowało Izrael, w którym roiło się od oficerów i „twardzieli” (sam Rabin był weteranem i emerytowanym generałem, nie gabinetowym gołąbkiem pokoju), zaczęło być kojarzone z brakiem patriotyzmu i miękkością wobec egzystencjalnego zagrożenia dla narodu żydowskiego. Netanjahu, inaczej niż poprzednicy, nie miał żadnych wahań jeśli chodzi o współpracę Likudu z dowolnie radykalną prawicą. Zbudował trwały sojusz centroprawicy z religijnymi ortodoksami oraz nacjonalistami. Niepodległa Palestyna miała być kwestią „kiedy”, a nie „czy”. Netanjahu skutecznie przesunął ją do kategorii „nigdy”, skąd nie udało się jej wyprowadzić nikomu również wtedy, gdy udawało się go na jakiś czas odsunąć od władzy.

Między Knesetem z 1992 r. a 2022 r. jest przepaść. 30 lat temu żydowska lewica miała 56 posłów – dziś ma 4. Żydowska prawica miała 49 posłów – ma 52. Ortodoksi mieli 10 posłów – mają 18. Arabowie mieli 5 posłów – mają 10. Ze względu na zapaść Partii Pracy jej rolę przejęło żydowskie centrum, które może liczyć na 36 posłów i jest znacznie bardziej ostrożne w kwestii palestyńskiej, w wielu sprawach nie różniąc się od prawicy. Jego lider, urzędujący jeszcze premier Jair Lapid sam na poczet jednej z ostatnich kampanii określał się jako „człowiek prawicy”, co najlepiej świadczy o stopniu do jakiego Netanjahu udało się zdemonizować pojęcie lewicy. Podstawowym źródłem jego sukcesu jest skuteczne przekonanie większości Żydów, że żyją w stanie egzystencjalnego zagrożenia ze strony Arabów, Iranu, ale również niegodnego zaufania Zachodu. Mogą liczyć tylko na siebie, muszą być silni i potrzebują silnego, bezwzględnego, zdecydowanego przywódcy.

Łyżka dziegciu – widzimy dziś więcej posłów arabskich. Ich rekord wyniósł 15 mandatów w 2020 r. Przez lata liczba Arabów rosła szybciej niż Żydów, co również napawało optymizmem zwolenników niepodległej Palestyny. Ten trend również udało się jednak odwrócić. Te trzy dekady przyniosły bowiem Izraelowi przemianę nie tylko na płaszczyźnie politycznej, ale również demograficznej. Przyczynili się do tego przede wszystkim najważniejsi sojusznicy Netanjahu – religijni ultraortodoksi. Historycznie byli oni gotowi wchodzić w koalicje również z lewicą. Funkcjonowali trochę jak polski PSL, dopuszczając różne układy i chcąc przede wszystkim chronić interesy własnych wyborców. Netanjahu udało się jednak zbudować trwały alians między prawicą i ultraortodoksami, tworząc wielki „obóz narodowy”, nazywany też czasem blokiem narodowo-religijnym.

Znaczenie ultraortodoksów rośnie z każdym rokiem – mogą pochwalić się bowiem znakomitym wskaźnikiem 6,5 żywego dziecka narodzonego na kobietę. U progu lat 90. odsetek ultraortodoksów w ludności Izraela wynosił 5%. Obecnie jest to już 12%. W perspektywie 30-40 lat ich liczbę szacuje się  już na 30% – a więc więcej niż wszystkich Arabów razem wziętych, niewiele mniej od wszystkich nieultraortodoksyjnych Żydów (świeckich i religijnych razem wziętych), a na pewno więcej od Żydów świeckich (czyli w znacznej mierze wyborców centrum i lewicy). Wśród dzieci do czwartego roku życia odsetek ultraortodoksów już dzisiaj wynosi 24%.

W 2000 r. współczynnik dzietności dla żydów był równy 2,66, a dla muzułmanów 4,74. Jednak dwie dekady później dzięki ultraortodoksom oraz dzięki utrudnianiu życia Arabom żydzi pierwszy raz w historii Izraela przebili na tym polu muzułmanów. W 2021 r. mieliśmy już współczynnik dzietności 3,01 dla muzułmanów i 3,13 dla żydów. Rządy prawicy systemowo wspierają ultraortodoksów, pozwalając im funkcjonować w równoległym społeczeństwie, dotując ich równoległe instytucje i przyznając im rozmaite przywileje, takie jak zwolnienie ze służby wojskowej. Liczne dzieci ultraortodoksów chodzą do własnych szkół, dzięki czemu mają być wychowywane w zgodzie z wartościami rodziców. Nowy rząd Netanjahu ma wykonać kolejny ważny krok – odtąd szkoły ultraortodoksów mają otrzymywać pełne finansowanie z budżetu państwa, niezależnie od tego, czy dzieci będą w nich uczone jakichkolwiek świeckich przedmiotów takich jak matematyka czy język angielski. Numer jeden na liście ultraortodoksyjnej partii Zjednoczony Judaizm Tory Jicchak Goldknopf deklarował w ostatniej kampanii, że „matematyka i angielski nigdy nie rozwijały Izraela”, w przeciwieństwie do nauki Tory.

Normalizacja radykalizmu

Trzecim obok Likudu i ultraortodoksów komponentem nowego rządu będzie Religijny Syjonizm. Netanjahu nadzorował stworzenie tej koalicji, dzięki której praktycznie żaden głos oddany na prawicę nie zmarnował się pod progiem wyborczym. Religijny Syjonizm zajął w wyborach sensacyjnie wysokie trzecie miejsce po partiach Netanjahu i Lapida, zdobywając rekordowe dla tego środowiska 14 mandatów. W jego skład wchodzą trzy partie – Odrodzenie Becalela Smotricza, Żydowska Siła Itamara Ben-Gwira i Dobroć Awiego Maoza. Odrodzenie to partia reprezentująca głównie interesy osadników – Żydów zainteresowanych przejmowaniem ziemi od Arabów. Smotricz ma na koncie mnóstwo wypowiedzi idących w tym duchu – np. w zeszłym roku powiedział arabskim posłom „jesteście tu przez pomyłkę, to pomyłka że Ben-Gurion nie dokończył zadania i nie wyrzucił was wszystkich w 1948”. Polityk bronił żydowskich deweloperów niechcących sprzedawać mieszkań Arabom i sam deklarował, że nie chce żeby jego żona rodziła obok Arabek rodzących swoje dzieci. Jako minister nadzorujący cywilną administrację Zachodniego Brzegu będzie promował intensywne wyburzanie na tych terenach arabskich domów oraz zasiedlanie ich Żydami. Smotricz deklaruje się też jako „dumny homofob”.

Walka z agendą LGBT jest podstawowym przedmiotem zainteresowania partii Dobroć, założonej przez grupę rabinów chcących walczyć w obronie tradycyjnej rodziny pod hasłami w rodzaju „Jerozolima i Sodoma nie są miastami partnerskimi”. Dobroć to nowa, mała partia, która pojawiła się w parlamencie dopiero w zeszłym roku. W nowym rządzie jej przywódca Awi Maoz ma być wiceministrem edukacji odpowiedzialnym za zajęcia prowadzone przez podmioty zewnętrzne i współpracę z nimi. Będzie decydował, jakie organizacje mogą nauczać w izraelskich szkołach. Mający dziesięcioro dzieci zwolennik zakazu tzw. parad równości Maoz stawia sobie za cel walkę z „radykalnym, progresywnym praniem mózgu” prowadzonym przez lewicowe NGOsy oraz promocję narodowej tożsamości żydowskiej.

Największe kontrowersje wywołuje jednak Żydowska Siła, będąca wprost spadkobiercą wspomnianej wyżej partii Kach rabina Meira Kahanego. Kahane był zwolennikiem m.in. uczynienia z Izraela państwa rządzonego żydowskim prawem religijnym, deportacji lub ograniczenia praw nie-Żydów czy zakazu stosunków seksualnych Żydów z nie-Żydami. Był posłem jedną kadencję w latach 1984-88, ale parlament zakazał mu jako ekstremiście ponownego startu. Kahane zginął w USA w 1990 r., zabity przez Egipcjanina. Kach została zdelegalizowana w 1994 r., gdy poparła ww. masakrę przeprowadzoną przez swojego sympatyka Barucha Goldsteina.

Szef Żydowskiej Siły Itamar Ben-Gwir w wieku lat 19 pokazywał w telewizji emblemat marki skradziony z auta premiera Icchaka Rabina, mówiąc „dopadliśmy jego auto, dopadniemy i jego”. Kilka miesięcy później Rabin rzeczywiście zginął. Ben-Gwir ma w domu na ścianie zdjęcie ww. Goldsteina i stale bierze udział w uroczystościach w rocznicę śmierci Kahanego. Formalnie opowiada się on już nie za deportowaniem wszystkich Arabów, ale tylko tych „nielojalnych wobec Izraela” (do których zalicza niektórych arabskich posłów). Kahaniści długi byli na zupełnym politycznym marginesie, ale teraz zaliczyli błyskawiczny wzrost. Rok temu Ben-Gwir pierwszy raz zdobył mandat poselski, a teraz zostanie ministrem bezpieczeństwa publicznego, m. in. nadzorującym policję.

Co jeszcze w praktyce będzie oznaczać tak wyrazisty rząd dla Izraela? Warto wspomnieć o dwóch planowanych zmianach dotyczących żydowskiej tożsamości. Po pierwsze, może być wprowadzone ograniczenie możliwości imigracji do Izraela jedynie dla Żydów będących nimi zgodnie z prawem religijnym – a więc mających babkę od strony matki Żydówkę. W tej chwili osiedlać się mogą również ludzie mający tylko żydowskiego dziadka lub matkę ojca. Po drugie, państwo ma przestać uznawać konwersje na judaizm dokonywane przez reformowanych, postępowych rabinów.

CZYTAJ RÓWNIEŻ: Wojowniczy kardynał i jego dziedzictwo

Jak widać, stary-nowy premier Netanjahu nie brzydzi się dowolnie „skrajnie prawicowymi” głosami i koalicjantami, przez co sukcesywnie normalizuje ich obecność w przestrzeni publicznej. Daje mu to władzę, choć w dłuższej perspektywie oznacza również zagrożenie dla jego własnej formacji. Politycy tacy jak Smotricz i Ben-Gwir nie ukrywają, że ich celem jest przejęcie całego obozu i zdominowanie centroprawicy przez prawicę radykalną. W przewidywalnej przyszłości Netanjahu będzie dalej przywódcą prawicy. Prawdopodobnie będzie też bił swój rekord długości sprawowania urzędu – był premierem już ponad 15 lat, a teraz zdobył solidną większość na kolejne cztery.

Przemiany w Izraelu podsumowuje dobrze wprowadzone do quasi-konstytucji w 2018 r. „prawo o państwie narodowym”. Ogłosiło ono Izrael „państwem narodowym Żydów”, otwartym wyłącznie na „żydowską imigrację”. Od tego czasu samostanowienie na terytorium Izraela jest „wyłącznym prawem narodu żydowskiego” a żydowskie osiedlenia (na terenach przejętych siłą od Arabów) są „narodową wartością wspieraną i promowaną przez państwo”. Przy okazji język arabski stracił też status urzędowego. Na dziś Netanjahu zapisze się więc w historii Izraela zakładanego przez Ben-Guriora podobnie, jak Recep Tayyip Erdoğan zapisał się w historii Republiki Tureckiej zakładanej przez Mustafę Kemala Atatürka.

Artykuł został pierwotnie opublikowany w kwartalniku “Myśl Suwerenna. Przegląd Spraw Publicznych” nr 4(10)/2022.

Grafika: Kobi Gideon/CC BY-SA 3.0

Skip to content