Trwająca już ponad dwa miesiące pełnoskalowa wojna na Ukrainie miała przynieść Władimirowi Putinowi szybki i łatwy sukces. Tymczasem zamiast podbicia Ukrainy w 3 dni, mamy do czynienia z wyniszczającą wojną pozycyjną. Rosjanie zdobyli zaledwie jedno miasto obwodowe na 22 możliwe. Czym więc może pochwalić się Putin podczas Dnia Zwycięstwa? O demilitaryzacji, denazyfikacji i neutralizacji Ukrainy na razie nie może być mowy. W obliczu niewątpliwej klęski propagandowej, nie można wykluczyć, że na Kremlu faktycznie mogła zapaść decyzja o napaści na Mołdawię już teraz.
Pozornie Mołdawia wydaje się być idealnym celem dla Rosji. Formalnie Kiszyniów może wystawić niespełna 20 tysięcy żołnierzy, z czego 5 tysięcy stanowią żołnierze Armii Narodowej, 12 tysięcy to rezerwiści oraz około tysiąca osób z sił paramilitarnych. W mediach często podaje się, że do walki realnie może stanąć dokładnie 3250 żołnierzy. Stanowi to liczbę żołnierzy zawodowych podlegających pod dowództwo wojsk lądowych. Ponadto, Armia Narodowa może wystawić około tysiąc karabinierów oraz niespełna tysiąc żołnierzy podlegających pod siły lotnicze.
Dlaczego w praktyce opór stawiać będą jedynie siły lądowe? Karabinierzy swoją rolę wypełnić mogą jedynie podczas rozruchów, które mogłyby opanować Kiszyniów oraz Terytorium Autonomiczne Gagauzji w pierwszej fazie inwazji. Siły lotnicze za to nie mają w zasadzie czym walczyć. Wprawdzie siły zbrojne Mołdawii posiadają cztery myśliwce MIG-29, jednak nie opuszczają one swoich hangarów. Armia Narodowa nie ma nawet jednego czołgu. W zasadzie cały sprzęt pochodzi z każdej możliwej epoki Zimnej Wojny, choćby z lat 50. XX wieku. Wyjątkiem są wojskowe ciężarówki z serii Humvee, otrzymane niejako w podzięce za pomoc Amerykanom podczas interwencji w Iraku.
Braki sprzętowe, delikatnie rzecz ujmując, nie są jedynym i w dodatku największym problemem Kiszyniowa. Morale społeczeństwa jest kiepskie, czego wyrazem są słowa Prezydent Mai Sandu: Od 30 lat armia mołdawska pozostaje bez uzbrojenia i sprzętu wojskowego. Jesteśmy teraz dotkliwie świadomi konsekwencji. To musi się zmienić. Pytanie, czy będzie mieć czas na przeprowadzenie zmian. Samą Sandu i jej zaplecze polityczne jednak trudno winić za obecny stan rzeczy. Prezydentem została w grudniu 2020 roku, a partia, z której się wywodzi, wygrała wybory parlamentarne w lipcu ubiegłego roku. I to od tego momentu należy rozliczać jej rządy. Pierwsze miesiące prezydentury liberalnej prezydent przebiegły na nieustannych przepychankach z jeszcze prorosyjskim rządem i większością parlamentarną.
Wygrana prounijnej Partii Akcji i Solidarności stworzyła sytuację bezprecedensową w historii niepodległej Mołdawii. Do tamtej pory, mniejsze lub większe wpływy na rządy miały siły prorosyjskie. Mimo, że główną agendą polityczną obecnej głowy państwa jest integracja z Unią Europejską, wniosek akcesyjny złożony został dopiero podczas wojny na Ukrainie. Mołdawianie mieli inne, poważniejsze troski. Epidemia, kryzys energetyczny, stagnacja gospodarcza, polaryzacja społeczna – to tylko najważniejsze wyzwania, jakie musiała podjąć władza jeszcze przed 24 lutego. Za to po wybuchu pełnoskalowej wojny na Ukrainie, Mołdawia przyjęła już ponad 100 tysięcy uchodźców, co stanowi około 4% ludności całego kraju. Trudno nie oprzeć się wrażeniu, że kadencja Sandu to nieustanne gaszenie coraz to większych pożarów.
W tak poważnej sytuacji, prośba o pomoc Zachodu była koniecznością. Jak postanowił pomóc? 4 maja do Kiszyniowa przyjechał przewodniczący Rady Europejskiej Charles Michel. Mołdawianom zaoferował niesprecyzowaną pomoc w dziedzinie obronności, wykluczając jednocześnie dostarczenie broni śmiercionośnej. Pomoc ta miałaby zostać dostarczona w tym roku, o ile na czerwcowym posiedzeniu Rady Europejskiej wyraziłyby na to zgodę państwa członkowskie (sic!). Jak widać, po raz kolejny Unia Europejska pokazuje swoją wyjątkową słabość do deliberowania, nawet jeśli powaga sytuacji wymaga sprawniejszego, zdecydowanego działania. Już tradycyjnie podczas kryzysu konkretne decyzje muszą podejmować poszczególne państwa, by unijni liberałowie mogli nadal spokojnie debatować.
Mołdawia może liczyć na pomoc ze strony Rumunii. Powód jest zaskakująco prosty. W niespełna 3-milionowej Mołdawii aż milion jej mieszkańców posiada rumuński paszport. Nawet jeśli zarzucono (przynajmniej oficjalnie) z agendy politycznej pomysł połączenia Mołdawii i Rumunii w jeden organizm państwowy, Bukareszt nie może pozwolić sobie na obojętność, począwszy od aspektów społecznych, na geopolitycznych skończywszy. Trudno jednak powiedzieć, na czym potencjalna pomoc ma polegać. Nie jest to koniecznie zła wiadomość. Cisza medialna nad tematem ewentualnej pomocy z Rumunii jak najbardziej jest sytuacją pożądaną.
Z kim właściwie walczyłaby Mołdawia? Wojska rosyjskie są około 250 kilometrów od jej granic. Na ten moment, jedyne zagrożenie stanowi separatystyczna Naddniestrzańska Republika Mołdawska. Twór ten powstał w roku 1990 podczas upadku Związku Sowieckiego. Mimo prób pacyfikacji przez niepodległą już Mołdawię, dzięki pomocy Rosji państwo znane szerzej jako Naddniestrze zdołało utrzymać się na ponad 10% powierzchni Mołdawii. Przez ostatnie trzy dekady służyło przede wszystkim do destabilizowania sytuacji w regionie przez Moskwę. Od pierwszych dni wojny na Ukrainie służy jako baza do ataków rakietowych. Naddniestrze stanowi też narzędzie politycznej presji, zmuszającej siły ukraińskie do wiązania tam sił, celem zapobieżenia atakowi na wybrzeże z dwóch stron.
Mimo powyższego, siły zbrojne tego państewka nie mogą zrobić na nikim jakiekolwiek wrażenia. Realną wartość bojową stanowią wojska rosyjskie liczące około 2 tysięcy żołnierzy. Możliwość dokooptowania kolejnych żołnierzy jest o tyle utrudniona, że jedyna droga ku temu wiedzie przez obwód odeski, kontrolowany wciąż przez Ukrainę. Przewaga ukraińskich sił w powietrzu uniemożliwia przeprowadzenie desantu. Z tego względu, Rosjanie werbują ochotników w punktach mobilizacyjnych, jednak w 300-tysięcznym Naddniestrzu, gdzie niemal połowa mieszkańców to emeryci, ciężko mówić o realnym wzmocnieniu. Jeśli wierzyć informacjom z Ukrainy, same siły rosyjskie w Naddniestrzu nie należą do najsilniejszych, nawet jak na tamtejsze standardy. Rosjanie stacjonując nad Dniestrem liczyli rzekomo na lekkie, łatwe i przyjemne dotrwanie do emerytury. Jedyną wyraźną przewagą względem Mołdawii jest uzbrojenie, jednak zważywszy na brak możliwości dodatkowego zaopatrzenia, przewaga ta może być błyskawicznie zniwelowana.
W jaki sposób mogłaby wyglądać narracja rosyjska usprawiedliwiająca potencjalną agresję na Mołdawię? „Wyzwalanie” na wzór Ukrainy byłoby na wskroś absurdalne. Dlaczego? Demilitaryzacja polegałaby na pacyfikacji kilkutysięcznego wojska bez jakiegokolwiek morale. Denazyfikacja? Na Mołdawskiej scenie politycznej obowiązki prawicy pełni Partia Șor – prorosyjska partia nie ukrywająca swojego sentymentu do Związku Sowieckiego. Neutralność Mołdawii jest zapisana w Konstytucji, co zresztą Maia Sandu podkreśla w swoich ostatnich wypowiedziach, więc neutralizacja siłą rzeczy też nie wchodzi w rachubę. Oczywiście dla Moskwy żadne sensowne wytłumaczenie nie jest konieczne. Do wywołania wojny wystarczy ściągnięcie operatora kamery i osoby, która przed kamerą „poprosi” o pomoc oraz wezwanie drugiego kamerzysty na Kreml w celu nagrania odezwy Władimira Putina.
⇒ CZYTAJ RÓWNIEŻ: Konopko: Ustrój, gospodarka i społeczeństwo Chile Augusto Pinocheta ⇐
Nawet jeśli miałoby dojść do najgorszego, Rosja ma spore szanse powtórzenia swoich błędów z Ukrainy. Niemożność zaopatrzenia Naddniestrza to nie jest jedyny problem. Ukraina zaoferowała Kiszyniowowi pomoc w pacyfikacji wojsk z Naddniestrza. Maia Sandu odrzuciła tą propozycję, co w naszej przestrzeni publicznej spotkało się z licznym rozczarowaniem. Zapomina się jednak o tym, że dla przywódcy Mołdawii o wiele ważniejsze niż „dokopanie kacapom” jest ochrona jego narodu przed eksterminacją. Jeśli jednak Naddniestrzańska Republika Mołdawska rękami Moskwy postanowi napaść na Mołdawię, nie należy wykluczyć zmiany stanowiska wobec propozycji Kijowa. Wówczas, otoczone ze wszystkich stron Naddniestrze znalazłoby się w fatalnym położeniu. Byłaby to niewątpliwie jedna z największych kompromitacji w historii Rosji. Zważywszy na ogrom błędów popełnionych przez Federację Rosyjską od 24 lutego, nawet taki scenariusz nie można uznać za nierealny.
[Grafika: Official visit of the President of the Republic of Moldova Maia Sandu to Kyiv, January 12, 2021. Meeting with the President of Ukraine Volodymyr Zelenskyi, Autor: President office of Ukraine, lic. CC]