Myśl Suwerenna

Patriotyzm zaczyna się u progu domu

🕔 Artykuł przeczytasz w 6 min.

Współcześnie patriotyzm pojmowany jest na różne sposoby, zależnie od zapatrywań, również światopoglądowych, danej osoby czy środowiska. Stąd też pojmowany jest on na sposób “klasyczny”, w duchu narodowym, skupiony na tożsamości, służbie państwu czy obronie ojczyzny, gdy zajdzie taka potrzeba. Z drugiej zaś strony bywa spłycany i ograniczany do postaw obywatelskich, takich jak płacenie podatków, głosowanie w wyborach czy osławione sprzątanie po psie. W środowiskach liberalnych pojawia się również przeświadczenie, że patriotyzmem jest pozytywne nastawienie do integracji europejskiej, nawet jeśli godziłoby ono samo w sobie w odrębność i suwerenność Polski. Niezależnie jednak, czy patriotyzm postrzegany jest przez wzniosłe hasła, czy też trywializowany i odzierany z wartości narodowych, postawy te mają z reguły wspólną cechę – postrzegają go przez pryzmat centralny, pomijając lub umniejszając znaczenia lokalności w patriotyzmie. Moim skromnym zdaniem organiczny charakter tradycyjnego społeczeństwa sugeruje raczej odwrotność i kierunek oddolny, nie odgórny, stąd też wynika koncept przedstawienia tego punktu widzenia w moim artykule.

Społeczeństwo to zbiór różnych wspólnot, które ostatecznie łączą się i funkcjonują w ramach państwa. Oznacza to, że państwo stanowi zbiór tych wspólnot, nie zaś tylko i wyłącznie zbiór jednostek zamieszkujących dane terytorium. Zaczynając od rodziny, poprzez sołectwa, gminy czy parafie, a także różne formy stowarzyszeń w jakich funkcjonujemy, to te właśnie wspólnoty są najbliżej nas i poprzez uczestnictwo w nich kształtujemy rzeczywistość, która nas otacza. Wspólnota państwowa jako taka jest, po pierwsze, zbyt odległa od nas, po drugie natomiast zbyt rozległa, aby większość z nas mogła bezpośrednio się w nią angażować, robimy to pośrednio właśnie na szczeblu lokalnym. Oznacza to zatem, że również tutaj wyraża się nasz czynny patriotyzm w życiu codziennym.

Dlatego właśnie uznaję za istotną ochronę naszych lokalnych tożsamości przed ich rozmywaniem lub ujednolicaniem pod dyktando centralnego rządu. Jedną z takich, niekoniecznie celowych, dróg prowadzących do rozmycia tej tożsamości jest kształtowanie podziału administracyjnego kraju, co nie ukrywam, z mojej prywatnej perspektywy mieszkańca Podlasia jest przedmiotem mojej krytyki w obecnym kształcie tego podziału. Już Edmund Burke w swoich “Rozważaniach o rewolucji we Francji” ganił ówczesną reformę administracyjną władz rewolucyjnych, którzy historycznie uwarunkowany podział monarchii Burbonów postanowili “zaorać”, a na jego miejsce wprowadzić “matematyczny” i “odrysowany od linijki” nowy, rewolucyjny projekt, którego granice przecinały historyczne regiony dawnej Prowansji, Owernii i innych krain. Aby lepiej to zrozumieć, warto przywołać przykład z naszego życia – stworzenie województwa podlaskiego, które zostało pozbawione części terytoriów Podlasia, a jednocześnie otrzymało ziemie Suwalszczyzny i wschodniego Mazowsza sprawiło, że wiele osób pochodzących z Łomży czy Suwałk zatraca poczucie przynależności do historycznych regionów, będąc przekonanym, że żyją na Podlasiu, nie zdając sobie sprawy, że jedynie administracyjnie przynależą do województwa w swej nazwie odwołującego się do tej historycznej krainy. Oczywiście, należy tu zaznaczyć, że jest wiele osób, które tej różnicy są świadomi i kultywują własne tradycje lokalne, jednak widać wyraźnie, że nieprzemyślany pod względem tożsamościowym podział administracyjny państwa stanowi krok w kierunku ujednolicania całego narodu i wyzbywania go swoich własnych tradycji na szczeblu regionalnym.

Warto zwrócić uwagę, że argumentem przemawiającym za obecnym podziałem administracyjnym miała być odległość od ośrodków wojewódzkich – w istocie taki argument miał rację bytu jeszcze kilkanaście lat temu. Dziś jednak, w czasach, gdy urzędy coraz bardziej przenoszą się do internetu i coraz więcej spraw można załatwić zdalnie, argument ten znacząco traci na sile. Natomiast w połączeniu z faktem, że praca zdalna staje się coraz powszechniej dostępna i coraz więcej osób ma możliwość się na nią zdecydować, daje to szanse na proces deglomeracji i powrotu na prowincję, co nie tylko pozwoli odżyć wymierającym miejscowościom, ale także powrócić wielu osobom w rodzinne strony, przez co będą mieli szansę uniknąć rozpłynięcia się w bezkształtnej masie wielkomiejskich społeczeństw.

No właśnie – ośrodki wojewódzkie, a w szczególności największe aglomeracje w kraju, ze stolicą na czele, to miejsca, które z jednej strony przyciągają ludzi na uniwersytety i już z nie wypuszczają ich z powrotem, dając wykształcenie i pracę, której nie ma na prowincji, z drugiej zaś wyrywają ludzi z ich naturalnego środowiska i odzierają z tożsamości. Migrant z prowincjonalnego miasteczka, który przybywa do takiej aglomeracji stara się wtopić w nową społeczność, często stając się jeszcze bardziej wielkomiejski, niż sami mieszkańcy danego miasta. Sprzyja to zarówno kosmopolityzacji społeczeństwa, jak i postępującej liberalizacji poglądów, zwłaszcza gdy dodać do tego wyrwanie człowieka z sąsiedztwa, w którym z reguły wszyscy się znają do betonowego molocha w postaci wielkich, nowoczesnych osiedli, gdzie każdy jest anonimowy. Z perspektywy konserwatywnej ten proces przynosi same straty niszcząc tradycyjne więzi i wspólnoty, toteż sądzę, że każdy konserwatysta powinien postrzegać lokalność i tożsamość regionalną za wartości, których należy bronić przed utraceniem, gdyż same w sobie stanowią poważną barierę dla sukcesu ruchów progresywnych.

Kwestię regionalną warto również rozpatrywać z perspektywy obowiązków obywatela wobec państwa. Polska jako całość, mimo że z pewnością pozostaje bliska sercu każdego Polaka, to jednak pozostaje bytem nieco abstrakcyjnym, oddalonym od nas. Tak fundamentalny obowiązek jak obowiązek obrony Ojczyzny może zostać podjęty w wyniku tych abstrakcyjnych pobudek jedynie przez ograniczone grono osób odpowiednio wychowanych pod kątem ideowym. Przeciętny obywatel potrzebuje jednak nieco bardziej namacalnej Ojczyzny – tą zaś jest tej bliski mu jej skrawek, jego własny region, miejscowość, dom i rodzina. To tego wszystkiego broni państwo, w ramach którego funkcjonujemy i to wszystko stanowi dobry powód, by pod polskim sztandarem stanąć do walki z najeźdźcą. Sądzę, że ta wizja stanowi dość dobry wyraz tego, jaką wartością jest nasza lokalna tożsamość i poczucie wspólnoty i jak istotną wartością jest ona z perspektywy całego państwa. Dlatego właśnie konserwatysta powinien z pełnym przekonaniem bronić tej tradycyjnej struktury przed unifikacją ze strony rządu centralnego.

Adolf Bocheński pisał swego czasu, że “zupełna przewaga szlachty nad innymi stanami – datująca się od XVI w. – spowodowała nieuzasadnione, i często podświadome, uczucie wstydu ze swego pochodzenia u nieszlachciców. Nie spotyka się w Polsce takich ludzi, jak Karol Maurras, który często z dumą mówi o pokoleniach swoich przodków, którzy zamieszkiwali Martigues i byli rybakami.” W istocie jest to coś, czego nam, Polsce XXI stulecia, zdecydowanie brakuje. Brakuje nie tylko dumy ze swego pochodzenia, niezależnie od przynależności stanowej, ale także tego, co w powyższych słowach Bocheńskiego wybrzmiewa nieco na uboczu, ale zdecydowanie jasno głosi to już sam Maurras. To właśnie rodzinne Martigues i Prowansja były jego drogą do Francji i francuskiego patriotyzmu. To odwrócenie tendencji centralizacyjnych i oddanie kompetencji, gminom gminnych, prowincjom prowincjonalnych, stanowiło drogę do odbudowy jego ukochanej Francji. Król nie miał być absolutnym władcą scentralizowanej monarchii, co Charles Maurras ganił nazywając, za hrabią Chambordem, Ludwika XIV mianem pierwszego Bonapartego. Król miał być zwieńczeniem i, nomen omen, ukoronowaniem wspólnoty republik nazywanych Francją. Dlatego przeciwstawiał okrzykowi “niech żyje republika!” okrzyk “niech żyją republiki!”, by zaraz po nim dodać “niech żyje król!”. To właśnie te niewielkie, bliskie sercu każdego ich mieszkańca, lokalne rzeczpospolite miały być podstawą konstrukcji, którą winna być francuska monarchia. Rzeczpospolite, w których sprawy lokalne omawiane i rozwiązywane są przez ludzi, którym sprawy te są w istocie bliskie, nie zaś przez urzędników przysłanych przez władze centralne.

CZYTAJ RÓWNIEŻ: Sen o utraconym imperium

Mając na uwadze, że ten numer “Myśli Suwerennej” poświęciliśmy tematyce tożsamości lokalnej, mam nadzieję, że mój krótki artykuł będzie stanowił skromny głos w dyskusji. Warto zastanowić się nad tym, gdzie zaczyna się nasza Ojczyzna, a zaczyna się ona już u progu naszego domu. Jako konserwatyści powinniśmy sobie z tego zdawać sprawę i chronić tych historycznych wspólnot, które stanowią zaporę w rozprzestrzenianiu się idei liberalnych. Warto przy tym pamiętać, że kultura polska to w znaczącej mierze kultura prowincji i rozsianych niegdyś po całej Rzeczpospolitej szlacheckich dworów, nie zaś kultura stolicy i jej wielkomiejskiego życia. Myślę, że nie będzie zatem przesadą stwierdzenie, że pielęgnowanie tego, co lokalne, jest pielęgnowaniem tego, co polskie. Błędem, również politycznym, współczesnej polskiej prawicy jest ignorowanie lokalności i sięganie od razu do spraw ogólnopolskich. Dlatego prawicowym partiom dużo łatwiej przychodzi ubieganie się o głosy w wyborach parlamentarnych, niż mozolne budowanie struktur regionalnych, uzyskiwanie miejsc w radach gmin czy powiatów, działanie na rzecz regionu, by w ten sposób budować również zaufanie wyborców. Podobnie na gruncie działalności społecznej, warto zwrócić uwagę, że zainteresowanie lokalnością to często domena lewicy, która chętnie sięga do kultury ludowej i chłopskiej, nieco w opozycji do elitarystycznych zapatrywań konserwatystów, którzy chętniej zwracają się ku utraconym dworom szlacheckim. Warto jednak pamiętać, że elity są potrzebne, jednak to lud stanął do walki w Wandei i w wojnach karlistowskich, to lud stanął do walki przeciw masońsko-liberalnym prześladowaniom Kościoła w Meksyku. Nie można zapominać, że prócz dworów szlacheckich, ważnych ośrodków kultury, polskości i katolicyzmu istnieje jeszcze lud, który w genach ma wartości konserwatywne – nie warto więc kapitulować bez walki, lecz podjąć starania o to, co zarówno ludowe jak i szlacheckie, ale przede wszystkim regionalne, a odkryjemy tam niewykorzystane pokłady konserwatyzmu, którego dziś tak bardzo potrzebujemy.

Artykuł został pierwotnie opublikowany w kwartalniku “Myśl Suwerenna. Przegląd Spraw Publicznych” nr 4(10)/2022.

Grafika: pixabay.com

Skip to content