Wiek XVII dla Rzeczpospolitej był czasem zarówno chwalebnych zwycięstw, jak i spektakularnych klęsk. Daleko idącą w skutkach porażką – co pokazało w szczególności następne stulecie – była utrata Prus Książęcych przez Rzeczpospolitą. Utrata wpływu na ten obzar na mocy traktatów welawsko-bydgoskich przekreśliła możliwość prowadzenia polityki dominium Maris Baltici, tak istotnej dla Wazów i Jagiellonów. Ostatecznie Rzeczpospolita nie zdołała już odzyskać wpływu na Prusy Książęce, istniały jednak ambitne plany, świadczące o niezaakceptowaniu tego stanu rzeczy. Jednym z nich był traktat w Jaworowie zawarty pomiędzy Ludwikiem XIV a Janem III Sobieskim w 1675 roku.
Geneza oderwania się Prus Książęcych od Rzeczpospolitej
Fryderyk Wilhelm konsekwentnie dążył do uniezależnienia się od Rzeczpospolitej. Jeszcze za panowania jego ojca, Jerzego Wilhelma udało się przerzucić obowiązek lenny na elektorów branderburskich, naturalnie dążących do przejęcia wpływów w Prusach Książęcych kosztem Rzeczpospolitej, a więc zdeterminowanych do zerwania krępujących więzów. W drugim ujęciu, tamtejsza ludność ceniła niezależność, na jaką pozwalał związek z Rzeczpospolitą, tak dalece odbiegającą od rzeczywistości w absolutystycznych państwach. Mający dążenia absolutystyczne Fryderyk Wilhelm w pierwszej kolejności musiał odebrać przywileje zapewnione stanom pruskim na mocy traktatu krakowskiego z 1525 roku, aby mógł podporządkować miejscową ludność. Ze względu na silne przywiązanie stanów pruskich do tych uprawnień, konieczne było zrzucenie obowiązku lennego wobec Rzeczpospolitej. Wobec toczenia przez państwo polsko-litewskie licznych wojen, a także narastających sporów wewnętrznych szansa na uzyskanie niezależności była kwestią czasu.
Tą szansą był potop szwedzki. Mimo obowiązku pomocy, wykorzystując tragiczne położenie Rzeczpospolitej, wsparł Karola Gustawa. Odbicie Warszawy przez wojska Karola X Gustawa w lipcu 1656 r., w której to niemal połowa zwycięskich wojsk była wystawiona przez Fryderyka Wilhelma w pruskiej historiografii uznawano za pierwsze wielkie zwycięstwo pruskiego oręża. Przyczyniło się to także do uzyskania niezależności Prus Książęcych od Szwecji. Gdy okupacja części Rzeczpospolitej dla Szwecji stawała się coraz większym obciążeniem, Fryderyk zaoferował się państwu, któremu jeszcze niedawno podlegał. Wykorzystując niezwykle trudne położenie Jana Kazimierza oraz naciski Austrii i Francji, książę pruski uzyskał niezależność również od Rzeczpospolitej na podstawie traktatów welawsko-bydgoskich. Układ ten wymiernie wzmocnił pozycję Branderbrugii zarówno na basenie Morza Bałtyckiego, jak również w regionie Europy Środkowej. Od tamtej pory, państwo polsko-litewskie musiało liczyć się z zagrożeniem od północy nie tylko ze strony Szwecji, ale także od Prus Książęcych związanych z Branderburgią. Świadomość wagi tej utraty nie mogła umknąć nawet zwaśnionym elitom państwa polsko-litewskiego. Niemniej jednak, Rzeczpospolita miała kilka kart w swojej talii umożliwiające rozegranie sprawy pruskiej na swoją korzyść.
Losy opozycji antybranderburskiej
Opozycja antybranderburska była gotowa bronić niezależności stanów pruskich. Przy tej okazji, warto wspomnieć o postaci Hieronima Rotha. Ten ławnik jednej z dzielnic Królewca stanął na czele oporu ze strony mieszczaństwa. Buntownicy sprzeciwiali się podnoszeniu lub ustanawianiu nowych podatków przez Wielkiego Elektora bez nich aprobaty, a także na zwoływanie stanów pruskich wyłącznie za zgodą księcia Prus. Roth i jego zwolennicy sprzeciwiali się odebraniu uprawnień stanom pruskim na rzecz Wielkiego Elektora do tego stopnia, że zbuntowane stany odrzuciły traktat oliwski, znoszący zwierzchnictwo Rzeczpospolitej nad Prusami Książęcymi. Sprzeciw był tak zdecydowany, że zbuntowane rady pod przewodnictwem Rotha zwróciły się do Jana Kazimierza z prośbą o przywrócenie stanu sprzed traktatów welawsko-bydgoskich. Pomocy od zajętego wojną z Moskwą polskiego króla się nie doczekał. W 1662 r. Hieronim Roth został wtrącony do więzienia w Branderbrugii, z dala od Prus Książęcych. Roth spędził w więzieniu resztę życia, gdzie przez większość czasu kontynuował politykę oporu wobec Wielkiego Elektora, poddając się mu dopiero na dwa lata przed śmiercią.
Poza mieszczanami, buntowała się także szlachta. Najbardziej aktywnym oponentem wobec elektora spośród tego stanu był Ludwik Chrystian Kalkstein. Syn jednego z najwybitniejszych przedstawicieli opozycji antyelektorskiej, już od młodości ściśle związał się z Rzeczpospolitą. Słaba konspiracja oraz konflikt z rodziną o majątek po ojcu spowodowały aresztowanie Kalksteina. Dzięki interwencji Bogusława Radziwiłła stosunkowo szybko został wypuszczony na wolność, decydując się kontynuować działalność opozycyjną w Rzeczpospolitej. Wykorzystując kontakty nabyte podczas służby wojskowej, próbował zainteresować polskie elity sprawą pruską. Agitacja dotarła do licznych przedstawicieli szlachty, wojska, duchowieństwa, a nawet do podkanclerza koronnego ks. Andrzeja Olszowskiego. Pozwoliło to uzyskać sprawie przychylność króla Michała Korybuta Wiśniowieckiego, który każdorazowo odmawiał wydania Kalksteina Prusakom. Niestety, pod koniec 1670 r. branderburscy agenci uprowadzili Kalksteina do Prus Książęcych, gdzie po licznych torturach został skazany na śmierć. Mimo utraty wiarygodności przez państwo polsko-litewskie, nie podjęto adekwatnych działań odwetowych. Pogłębiający się chaos wewnątrz kraju, a także inwazja turecka utwierdziły elektora w przekonaniu, że o interwencji Rzeczpospolitej nie może być mowy. 8 listopada 1672 r. Kalkstein został ścięty.
Mimo powyższego, Fryderyk Wilhelm w relacjach ze stanami pruskimi starał się być nadzwyczaj ostrożny, wychodząc z założenia o przyzwyczajeniu się społeczeństwa do zmian z biegiem czasu. Bez silnej armii nie było możliwości wprowadzenia absolutystycznych rządów, jak również prowadzenia odważnej polityki zagranicznej, co doskonale rozumiały obie strony sporu. Dlatego stany pruskie konsekwentnie broniły swojej niezależności, nie omieszkując stosowania próśb o interwencję króla polskiego. Niestabilność wewnętrzna Rzeczpospolitej, sprawa Kalksteina, a także wstydliwy pokój w Buczaczu musiały utwierdzić elektora w przekonaniu o niemożności przeprowadzenia jakiejkolwiek akcji militarnej przez państwo polsko-litewskie przeciwko jemu. Dlatego, w 1673 r. Fryderyk Wilhelm przystąpił do pacyfikacji resztek niezależności stanów pruskich. Za radą Johanna von Hoverbecka, elektor zmienił podejście do stanów na bardziej łagodne. Było to spowodowane próbą uzyskania elekcji dla młodego kurpinza Karola Emila, a po wyborze Jana Sobieskiego – złagodzeniem relacji z nieprzychylnie nastawionym do Prus nowo obranym któlem. Powyższe względy sprawiały, że złamanie oporu stanów pruskich wymagało zachowania najwyższej ostrożności. Próba utrzymywania poprawnych stosunków z Janem III Sobieskim bynajmniej nie oznaczała prowadzenia ustępliwej polityki. Nowo obrany król polski liczył na pomoc Branderbrugii w odparciu muzułmańskiej nawały. Niestety, głęboko się rozczarował, ponieważ branderburczycy ani myśleli o zwiększeniu pomocy dla zagrożonej Rzeczpospolitej ponad to, co wcześniej się zobowiązali. Wywołało to wściekłość Sobieskiego, co nie umknęło uwadze ambasadorowi francuskiemu w Warszawie, bp Forbinowi.
Negocjacje
Biskup Forbin Janson wystąpił z propozycją uderzenia od strony polskiej na Prusy Książęce. Miało to na celu odciążenie Francji nad Renem w prowadzonej wojnie z koalicją hiszpańsko-austriacko-lotaryńską. Ponadto, do konfliktu przeciwko Branderburczykom planowano wciągnąć Szwecję, zainteresowanej nie tylko zachodnim Pomorzem, ale także zabezpieczeniu się przeciwko Moskwie. Pierwotnie Szwecja pragnęła zaatakować Prusy Książęce, oddając inicjatywę Rzeczpospolitej na Pomorzu Zachodnim, aby po korzystnym rozstrzygnięciu wymienić się podbitymi obszarami. Cyniczne i podstępne zakusy zostały jednak odparte przez Francję i Rzeczpospolitą. Francuzi jako inicjatorzy, sprawnie rozwiązali sporne kwestie finansowe. W obliczu powstałych problemów na froncie nad Renem, pozycja negocjacyjna pozwalała uzyskać Janowi III większe fundusze na potrzeby wojenne, co było niezwykle istotne przy tradycyjnych problemach z uzyskaniem funduszy. Sobieski pierwotnie był mocno niezadowolny z przedstawionych przez Francję warunków (200 tysięcy liwrów pod warunkiem podpisania traktatu z Portą oraz wszczęcia wojny w Prusach). Niemniej jednak, dyplomacja francuska zainterweniowała u najważniejszej osoby w życiu Jana III. Marysieńka skutecznie uspokoiła polskiego króla.
W pewnym stopniu, nieufność budziła postawa Szwecji. Pragnęła zaatakować Prusy Książęce, zapobiegając wypowiedzeniu wojny przez Rzeszę Niemiecką. Jan III Sobieski nie mógł do tego dopuścić. Z obszarem tym wiązał ambitne plany. Liczne nabywanie starostw i ziem przez Sobieskiego i jego stronników na tym obszarze (jeszcze przed obraniem na króla) jednoznacznie wskazywało chęć odzyskania kontroli nad Prusami Książęcymi. Odzyskanie tego tereniu miało jeszcze jeden cel. Obsadzenie swojego syna w roli księcia Prus miało utorować drogę potomkowi do uzyskania elekcji po jego śmierci. Przygotowania do szwedzkiej inwazji na Prusy Książęce były na tyle zaawansowane, że bp Forbin otrzymał polecenie próby uzyskania zgody Jana III na przemarsz wojsk szwedzkich przez Prusy Królewskie. Mimo powyższego, ambasador francuski w Warszawie przedstawił perspektywę Jana III na dworze Króla Słońce. Pozwoliło to z czasem zmienić plany Szwecji w kwestii kierunku planowanego ataku. Na początku 1675 r. Szwecja wkroczyła na obszar Branderbrugii. Z tego powodu, Fryderyk Wilhelm zdecydował wycofać branderburską pomoc z Ukrainy. Ustępstwa ze strony polskiej pozwoliły na utrzymanie części wojsk pod warunkiem opłacania ich przez Rzeczpospolitą. Powyższe względy jeszcze zwiększyły motywację Sobieskiego do rozpoczęcia konfliktu zbrojnego z Prusami, nie wspominając już o naciskach ze strony Szwecji i Francji.
Dla Jana III wejście do wojny było uzależnione od rozwiązania dwóch fundamentalnych kwestii. Pierwszą nich było zażegnanie wojny z Turcją. Ponadto, należało przekonać na sejmie do zasadności wystąpienia przeciwko Branderbuczykom. Było to o tyle utrudnione, że opinia publiczna była zazwyczaj nastawiona przychylnie do Austrii, Prus i Branderbrugii (w czym niemała zasługa zabiegów stosowanych przez hohenzollernowską i habsburską dymplomację). Ponadto, sejm nie zamierzał zgodzić się na traktat pokojowy z Portą, oddający jakiekolwiek terytoria utracone na skutek rozejmu w Buczaczu. Świadomy tego Sobieski miał zamiar postawić szlachtę i magnaterię przed faktem dokonanym. Kontakty Sobieskiego i bp Forbina nie umknęły jednak uwadze Hoverbacka. Pruski dyplomata wszczął więc intrygi mające uniemożlwić uzyskanie porozumienia. Ostrzeżeni zostali Habsbrugowie, a w kraju zalarmowano popleczników Austrii i Branderburgii. Spośród przedstawicieli szlachty i magnaterii Hoverback najbardziej mógł liczyć na hetmana wielkiego litewskiego Michała Paca. Ten nieprzejednany przeciwnik Sobieskiego był w stanie nawet zakomunikować elektorowi wycofanie podległych jemu wojsk, o ile król będzie walczyć w intersie Francji. Mimo opozycji wewnętrznej oraz wciąż trwającej wojnie z Turcją i krymskim Chanatem, 11 czerwca 1675 r. podpisano traktat między królami Polski i Francji, sankcjonując przymierze polsko-francuskie wymierzone przeciwko Prusom i Branderbrugii. Traktat został podpisany w atmosferze ścisłej tajemnicy, będąc świadomym wzburzenia antyfrancuskiej opozycji wobec króla.
Zapisy traktatowe
Wstęp traktatu podkreślał zgodność interesów Jana III Sobieskiego i Ludwika XIV, gdzie ten pierwszy dążył do odzyskania należnych mu Prus Książęcych, a ten drugi zamierzał poskromić politykę Wielkiego Elektora. Podważono legalność traktatów welawsko-bydgoskich, jakoby ich zostało wymuszone tragicznym położeniem Jana Kazimierza walczącego ze Szwecją i Moskalami. Jednocześnie podkreślono wagę pomocy finansowej Króla Słońce, uzasadnioną skromnymi środkami finansowymi, jakimi dysponuje król Polski. W dodatku zawarto przyrzecznie króla francuskiego o niezawieraniu żadnego porozumienia z elektorem branderburskim, bądź łącznie ponadto z Austrią i Niderlandami bez porozumienia z królem Polski. Ewentualną rewindykację Prus Książęcych uzależniono od porozumienia się z Portą. Motywując do realizacji powyższego celu, Ludwik XIV zobowiązał się zapłacić 200 tysięcy liwrów płatnych w dwóch ratach, w ciągu odpowiednio dwóch i ośmiu miesięcy po zaatkowaniu Branderbrugii przez Rzeczpospolitą. Jan III zobowiązał się do wypowiedzenia wojny Wielkiemu Elektorowi niezwłoczenie po zawarciu pokoju z Turcją. Ponadto, przyrzeczył nie negocjować z Branderbrugią bez zgody Francji. Traktat umożliwiał przeprowadzanie zaciągów wojskowych na obszarze Rzeczpospolitej w służbie Ludwika XIV.
Ocena traktatu
Oceniając ówczesną sytuację geopolityczną Rzeczpospolitej należy stwierdzić, że doprowadzenie do podpisania traktatu w Jaworowie należy uznać za niemały sukces Jana III Sobieskiego. Świadomość czyhającego zagrożenia ze strony Prus w przyszłości świadczyło o dalekowzroczności i trzeźwej ocenie rzeczywistości przez Sobieskiego. Warto przy tym zaznaczyć, że era pruskiego militaryzmu dopiero miała nadejść. Jednym z nadrzędnych celów Fryderyka Wilhelma było systematyczne zbrojenie Prus. Celów tych nie można było jednak osiągnąć bez wyzysku fiskalnego. Walka ze sprzeciwiającymi się temu zjawisku stanami pruskimi zajęła lwią część panowania Wielkiego Elektora. Ze względu na opór pruskiej szlachty i mieszczaństwa, gotowych zaciekle bronić praw przyznanych im w traktacie krakowskim, aż się prosiło o podburzanie niezadowolenia społeczeństwa pruskiego wobec elektora. Niestety, skuteczniejsze było sianie zamętu przez licznie rozbudowaną dyplomację i wywiad pruski, a najlepszym dowodem ich sprawczości jest wyżej omawiana sprawa Kalksteina. Skoro stronnikami Prus i Branderbrugii były takie postacie, jak: Michał Pac – senior najsilniejszego wówczas rodu na Litwie, Jan Leszczyński – kanclerz wielki koronny, Stefan Stanisław Czarniecki – pisarz polny koronny, śiwadczy jedynie o skali głębokiej infiltracji elit ówczesnej Rzeczpospolitej przez Branderburczyków. Ze względu na powyższe, zasadna była strategia króla mająca postawić sejm przed faktem dokonanym, aby nie zdołała spacyfikować dążeń do zaatakowania elektora. Niemniej jednak, czynniki wewnętrzne nie były jedynymi, które sprawiły, że plan ujęty w traktacie jaworowskim spalił na panewce.
Przyczyny niepowodzenia
Tak jak już było wcześniej podkreślane, pokój z Turcją był warunkiem sine qua non, aby można było myśleć o konflikcie z Wielkim Elektorem. Celem jak najszybszego załatwienia sprawy, Jan III jesienią 1674 r. wznowił działania wojenne na południu. Początkowe sukcesy zostały zaprzepaszczone skrajną niesubordynacją oddziałów dowodzonych przez Michała Paca. Zakrawająca o zdradę postawa Paca nie została w zasadzie ukarana, co jest dobitnym przykładem na niewydolność ówczesnego systemu politycznego w Rzeczpospolitej. Pokój z Turcją osiągnięty został poprzez rozejm w Żurawinie podpisanym przez strony konfliktu 17 października 1676 r. Informację tą przyjęto z radością przede wszystkim na dworze Ludwika XIV. Zresztą Król Słońce odznaczył tuż po rozejmie Jana III orderem Ducha Świętego, a miejscowa prasa przedstawiała porozumienie jako sukces polskiego króla. W związku z zakończeniem wojny z Turcją, nadchodził czas wypełnienia zobowiązań wynikających z traktatu w Jaworowie. Inwazja na Prusy Książęce wymagała jednak porozumienia i skoordynowania działań ze Szwecją. W tym celu, latem 1677 r. w Gdańsku podpisano również ściśle tajny traktat polsko-szwedzki. Układ ten zapewniał przemarz z Inflant przez obszary Rzeczpospolitej do Prus, gdzie po opanowaniu obszaru dawnego lenna polskiego, wojska polskie i szwedzkie wspólnie miały zaatakować Pomorze Branderbrurskie. Ze względu jednak na porażki szwedzkiej armii z rozpędzającą się armią Wielkiego Elektora, plany te zostały zarzucone. Nie pomagała również opozycja przeciwko królowi, w szczególności na Litwie i w Wielkopolsce. Kręgi przeciwne Sobieskiemu podkreślały „prywatny” charakter eskapady przeciwko elektorowi, jakoby Sobieski przywracając sprawczość nad Prusami Książęcymi zamierzał zapewnić koronę dla swojego syna. Traktat pokojowy w Nijmegen ostatecznie polożył kres zapisom traktatu w Jaworowie. Zważywszy na to, w jaki sposób militaryzacja Prus okazała się być śmiertlnym zagrożeniem dla Rzeczypospolitej, należy żałować, że próba zdławienia zagrożenia pruskiego w zarodku zakończyła się niepowodzeniem.
Grafika: Wikimedia Commons