Myśl Suwerenna

Ukraińcy w Polsce – integracja i asymilacja, a patriotyzm

🕔 Artykuł przeczytasz w 6 min.

Jak podała w listopadzie polska Straż Graniczna, od 24 lutego 2022 granicę polsko-ukraińską łącznie przekroczyło ponad 8 milionów osób. Myślę, że w planach Kremla taka liczba uchodźców wojennych powinna była wywołać nie tylko kryzys humanitarny w Polsce, ale miała być także elementem destabilizującym sytuację wewnętrzną nad Wisłą, gdzie Ukraińcy byliby odbierani przez polskie społeczeństwo we wrogi sposób. Putin z pewnością wyczekiwał zwiększenia animozji społecznych pomiędzy Polakami, a Ukraińcami. Finalnie okazało się, że polskie społeczeństwo z otwartym sercem rzuciło się na pomoc ukraińskim uchodźcom i plany Moskwy mówiąc po wojskowemu – spaliły na panewce.

Dlaczego stawiam hipotezę, że Rosja oczekiwała kryzysu humanitarnego w Polsce? Jako reporter relacjonowałem sytuację na granicy polsko-białoruskiej. Ów kryzys migracyjny znalazł się w cieniu brutalnej rosyjskiej inwazji i już o nim zapomnieliśmy, ale w mojej opinii powinniśmy to postrzegać jako preludium do wojny. Po pierwsze, gdyby tzw. „operacja śluza” organizowana przez białoruskie KGB oraz rosyjskie FSB się powiodła kolejne fale migrantów wywożonych z Bliskiego Wschodu trafiałoby do Polski. Pierwsze skuteczne sforsowanie granicy oznaczałoby rozkręcenie masowego przerzutu. Mówimy o roku 2021. System pomocy humanitarnej nad Wisłą szybko stałby się mocno obciążony. Podsycano by animozje wobec migrantów co skutkowałoby zniechęceniem coraz większej części społeczeństwa do wspierania przybyszów do Polski. W takim układzie ukraińscy uchodźcy wojenni w roku 2022 trafiliby do kraju, który przez rok zmagał się z kryzysem migracyjnym, którego służby, administracja i samorząd były w pełni pochłonięte szukaniem miejsc do spania, pracy i edukacji dla gości z krajów Bliskiego Wschodu.

Reasumując, choć problem kryzysu migracyjnego na granicy polsko-białoruskiej pojawił się, to został szybko zminimalizowany interwencją polskich służb oraz Wojska Polskiego w postaci uszczelniania pasa granicznego. Chciałbym podkreślić, że w pełni popieram pomaganie uchodźcom wojennym i nie „szufladkuję” ludzi na „lepszych i gorszych”. Pamiętajmy wszelako, że wedle definicji uchodźstwa wojennego to Ukraińcy uciekający przed rosyjską inwazją byli de iure uchodźcami wojennymi, a nie ściągani przez Mińsk oraz Moskwę imigranci – będący ofiarą tej cynicznej gry. Zabezpieczenie polsko-białoruskiej granicy oznaczało, że instrumentarium państwa było w roku 2022 gotowe, by wspomóc potrzebujących na większą skalę. Co ciekawe, zniknęła także krytyka polityki Warszawy przez środowiska lewicowe, gdy w sposób jasny okazało się, że Aleksandr Łukaszenka wspomaga Federację Rosyjską w zbrojnej frontalnej inwazji przeciwko Ukrainie udzielając pomocy materiałowej, logistycznej oraz udostępniając terytorium (bez którego Rosjanie nie mogliby pójść na Kijów).

Odgórnie, pisząc o instytucja państwowych i samorządowych Rzeczypospolitej byliśmy lepiej przygotowani do pomocy uchodźcom wojennym z Ukrainy. Oddolnie, patrząc przez pryzmat polskiego społeczeństwa, pojawiły się dwa znaczące niebezpieczeństwa. Pierwsze, dotyczyło opinii o Polakach która była kolportowana przez część polskich oraz zagranicznych mediów – że nasi rodacy z zasady nie pomagają uchodźcom. Wynikało to z błędnej interpretacji polityki polskiego rządu, który nie popierał otwierania granic Unii Europejskiej dla masowej migracji z krajów Bliskiego Wschodu oraz Afryki. Zakładano, że państwa które nie partycypują w tzw. „kwotach” migrantów są z gruntu nastawione do niepomagania uchodźcom wojennym. To błąd. W Polsce istniał nawet, w randze ministerialnej, polski urzędnik dedykowany pomocy ofiarom wojny na świecie. Jak fałszywa była to hipoteza pokazał fakt, że oddolnie Polacy w sposób wyjątkowo skuteczny zaczęli pomagać uchodźcom wojennym – dając im schronienie we własnych domach, wysyłając ukraińskie dzieci do polskich szkół, zatrudniając uchodźców w polskich przedsiębiorstwach. Natomiast drugie niebezpieczeństwo, któremu poświęcam mój artykuł, dotyczy eskalowania animozji historycznych pomiędzy polskim, a ukraińskim narodem. Wbrew pewnym życzeniom Kremla, by tak się stało, zostało to zmarginalizowane przez wojenną potrzebę chwili, a wszelkie historyczne waśnie zostały schowane. Nie oznacza to jednak, że tak będzie cały czas. Z jednej strony każda nagła zmiana społeczna zawsze zamienia się w wyzwanie (tym jest absorpcja tak licznej cudzoziemskiej grupy etnicznej), z drugiej – naiwnym by było myślenie, że Rosja nie będzie grała kartą antyukraińską w Polsce by destabilizować sytuację nad Wisłą.

Z uwagi na powyższe rok 2022 w Polsce był przełomową datą. 71 proc. Ukrainek i Ukraińców w Polsce jest zaskoczonych gościnnością i serdecznością Polaków, a 58 proc. przyznaje, że mimo okoliczności dobrze radzi sobie w naszym kraju – tak wynika z sondażu przeprowadzonego w marcu przez Kantar Polska. Z kolei w ukraińskich badaniach, jeszcze przed frontalną rosyjską inwazją, Polska i Polacy byli wskazywani przez badanych Ukraińców jako nacja najbardziej przyjazna w ich oczach. Ukraińcy są kulturowo bliscy Polakom. Słownictwo w języku ukraińskim pokrywa się nawet w 70 proc. z polskim słownictwem (z uwagi na inny alfabet powszechna opinia o tym języku jest inna). Polacy i Ukraińcy to narody chrześcijańskie. Z tego powodu aberracją było zakładanie, że Polacy nie pomogą ukraińskim uchodźcom wojennym, bo nie popierali otwierania kanałów przerzutu migrantów z Bliskiego Wschodu (via Białoruś) przez nasz kraj. Kijów i Warszawę łączy wspólne historyczne poczucie zagrożenia przed rosyjską imperialną polityką. Polskę i Ukrainę łączy także wspólna historia, także z tragicznymi i brutalnymi rozdziałami. Dlaczego pisałem o przełomowości roku 2022? Bo pomimo tego, iż rosyjska inwazja jest tragicznym czasem to okazało się, że pomimo różnic historycznych pomiędzy Polakami a Ukraińcami, wyraźniejsze było polsko-ukraińskie pojednanie. Oznacza to nową dynamikę w stosunkach społecznych i państwowych pomiędzy Polakami oraz Ukraińcami.

Gdy w roku 2018 jako reporter pojechałem do Donbasu, by realizować materiały pod „Donieckim Aeroportem”, po ukraińskiej stronie frontu, nie spodziewałem się że trafię na historyczną dysputę. W polsko-ukraińskim gronie radując się tym, że udało nam się przeżyć kolejny dzień zaczęliśmy dyskutować o wspólnej historii. To była fascynująca rozmowa, która jest świetnym przykładem tego jak powinniśmy, bez zacietrzewienia, rozmawiać o polsko-ukraińskich trudnościach (nie powinniśmy udawać, że nie istnieją). Temat zszedł na postać Bohdana Chmielnickiego, który na Ukrainie jest bohaterem narodowym, a w Polsce jest uważany za zdrajcę, ponieważ prowadził wojska kozacko-tatarskie przeciwko I Rzeczypospolitej. Pierwsze co w dyskusjach historycznych powinniśmy zakładać to fakt, że obie strony dopuszczały się kardynalnych wręcz błędów. Moi ukraińscy rozmówcy bez problemu przyznawali, że Chmielnicki zgubił Ukrainę oddając ją pod protekcję Moskwy i jego bohaterstwo dotyczy estymy kozackiej walki, obrony kozaczyzny. Uznają go za swojego bohatera nie dlatego, że był wybitnym politykiem – bo za takowego go nie uznają, ale dlatego iż był związany z kozaczyzną. Czy w ten sam sposób nie powiemy o naszych elekcyjnych królach? Czy sami nie nazywamy ulic ich imieniem, nie stawiamy im pomników, choć często ich politykę nazywamy „durną”? Bez żadnego zacietrzewienia powiedziałem moim rozmówcom, że Rzeczypospolita Obojga Narodów popełniła śmiertelny błąd nie rozrastając się do formy „Trojga Narodów” ze szlachtą kozacką (wówczas nazywaną ruską) i sekując Kozaków zamiast nadać im przywileje. W czasie naszej fascynującej dyskusji miasto Awdijiwka (pod Donieckiem) dymiło łunami po kolejnym rosyjskim ostrzale.

Dlaczego przypominam o tej historii? Ponieważ w Polsce bardzo często jako przejaw agresji wobec Polski był traktowany kult pewnych postaci historycznych rodem z Ukrainy. Z uwagi na coraz liczniejszą diasporę ukraińską w Polsce temat ten będzie na pewno wyzwaniem do rozwiązania. W mojej opinii w przyszłych relacjach polsko-ukraińskich nie możemy bazować na podwójnie mylnym założeniu. Raz – że asymilacja jest jedyną drogą do zagospodarowania ukraińskiej diaspory w Polsce. Dwa – że wyrzekną się oni własnej tożsamości narodowej a interpretacja tego zachowania powinna być odczytywana jako z gruntu antypolska. Niestety taka dychotomia jest bardzo niebezpieczna i widzę zagrożenie, że stanie się obowiązującym polskim punktem widzenia.

CZYTAJ RÓWNIEŻ: Wsparcie obrony cywilnej na przykładzie wojny obronnej Ukrainy w 2022 roku

Ze względu na bliskość kulturową (od języka po religię) Ukraińców w Polsce relacje społeczne nie będą radykalne, ponieważ już teraz widać iż Ukraińcy w naszym kraju radzą sobie bardzo dobrze. Problem w tym, iż wymaganie od nich wyrzekania się swoich narodowych korzeni byłoby zachowaniem pozbawionym szacunku. Z resztą większość z nich tego nie uczyni. Zachowania własnej tożsamości kulturowej narodu ukraińskiego nie wolno interpretować jako antypolonizm, choć tak to bywa przedstawiane ze względu na postacie historyczne przywoływane przez Ukraińców. Cieniem na historycznych relacjach polsko-ukraińskich kładzie się rzeź wołyńska dokonana przez UPA (w latach 1943-1944). W domyśle więc niepełną asymilację Ukraińców w Polsce można łączyć z przejawem nacjonalizmu, a tutaj krótka droga „do UPA”. I to jest niebezpieczna pułapka interpretacji, bo jak wytłumaczyłem wcześniej wiele historycznych kultów na Ukrainie nie ma charakteru antypolonizmu, ale dotyczy przetrwania tożsamości Ukrainy (jak Chmielnicki z zachowaniem kozaczyzny). Mało tego, ogromnym błędem III RP była bierność na ukraińskim rynku popkulturowo-historycznym. Próżnia kulturowa, która powstała po upadku Sowietów sprawiła, że niepodległa Ukraina szukała historycznych wzorów do których można się było odwołać. Ataman Sahajdaczny czy Semen Petlura to postacie, które są nośnikiem pamięci historycznej zarówno u Ukraińców, jak i u Polaków. Wystarczyło zadbać, z polskiej strony, by byli obecni w ukraińskiej popkulturze. Można było produkować filmy na ten temat, wydawać książki, tworzyć komiksy albo muzyczne przeboje. Lata 90’ zostały przespane pod tym względem ze strony Warszawy i ku naszym przerażeniu „wyrosły” pomniki inne niż sobie życzymy. Należy promować w relacjach polsko-ukraińskich postacie historyczne łączące obie nacje, a także pamiętać że i tak charakter ukraińskiej polityki historycznej – z uwagi na wojnę – będzie miał wymiar podnoszenia historii obrony przed Rosją. Ukraina ma martyrologię obecnie trwającej wojny. Tam nie tylko, że nie ma „antypolskich wątków”, ale jest ogromny szacunek dla wsparcia płynącego z Polski. Nie wolno, więc dostrzegać w Ukraińcach mieszkających w Polsce przeciwników naszego kraju.

Artykuł został pierwotnie opublikowany w kwartalniku “Myśl Suwerenna. Przegląd Spraw Publicznych” nr 4(10)/2022.

Grafika: Wikimedia Commons

Skip to content