Grudzień to być może najbardziej najeżony budzącymi emocje datami miesiąc kalendarzy polskich patriotów. W tym prawdziwym gąszczu rocznic mało kto zwraca uwagę na dni związane z pewną ważną, a wciąż niemogącą przebić się do powszechnej świadomości postacią naszej historii. Pierwszy polski kardynał, 20-letni chłopak który ocalił życie Jagielle pod Grunwaldem, przez ponad trzy dekady biskup stołecznego Krakowa, kierownik polskiej polityki zagranicznej, a momentami całego państwa, żarliwy obrońca wiary katolickiej przed zdobywającym popularność preprotestanckim husytyzmem, duchowny nie bojący się użycia miecza… Role, w które wcielał się nasz bohater, można wymieniać bardzo długo. Podobnie jak okazje, by pisać o nim w kończącym się właśnie miesiącu. Zbigniew Oleśnicki urodził się 5 grudnia 1389 roku, 18 grudnia 1423 roku przyjął święcenia kapłańskie, dzień później 19 grudnia został biskupem krakowskim, a 18 grudnia 1439 roku otrzymał kapelusz kardynalski.
Przyszły biskup nie waha się zabić w obronie króla
„Im bardziéj jednak zagłębiałem się myślą w one zamierzchłe lata, tym dobitniéj dostrzegałem jednę wielką postać która zaczęła mi występywać z mgły wieków i górować nad otaczającym ją tłumem, równie jak owa wysmukła gotycka wieża co wychyla się nagle nad widnokręgiem, rośnie, i oczy nasze i myśli unosi z sobą do góry” – tak poetycko pisał o Oleśnickim jego XIX-wieczny biograf, galicyjski hrabia Maurycy Dzieduszycki. „Zbigniew biskup, mąż niezłomnego i potężnego ducha, celujący dobrocią, słynny stałością, powinien być u Polaków na wiecznotrwałych kartach zapisanych” – to zaś oczywiście Jan Długosz, protegowany tegoż Oleśnickiego, piszący o nim w swoich kronikach w tonie zahaczającym o hagiografię.
Oleśnicki nie jest jednak zapisany na owych wiecznotrwałych kartach naszej zbiorowej świadomości, choć jego nazwisko musi być choćby wspomniane w każdym poważnym podręczniku do historii Polski. Być może dlatego, że jest postacią budzącą kontrowersje i trudną do zaszufladkowania. Ja sam po raz pierwszy trafiłem na niego, czytając jako czternastolatek „Polskę Jagiellonów” Pawła Jasienicy. Biskup krakowski zaintrygował mnie, bo wydawał się człowiekiem niezwykle ambitnym i odważnym oraz mającym dalekosiężną, poważną wizję kierunków polskiej polityki. Po latach uznałem, że publicystycznie Oleśnickiego najprościej byłoby określić mianem polskiego Richelieu – jednocześnie człowieka Kościoła, pobożnego katolickiego kardynała, oraz polityka momentami potężniejszego od własnego króla, mającego z nim nieoczywistą relację.
Oleśnicki podobnie jak żyjący dwa wieki po nim Francuz zawrotną karierę zawdzięczał bardziej talentowi niż pochodzeniu (choć obaj byli oczywiście szlachcicami). Jego dziadek i imiennik nie pełnił żadnego urzędu. Jego ojcu udało się zostać sędzią w Krakowie. Zbigniew wykonał kolejny awans, przechodząc kolejne szczeble w królewskiej kancelarii, budując pozycję na dworze i w końcu licząc ledwie trzydzieści trzy wiosny (wiek jakże symboliczny dla duchownego) obejmując funkcję biskupa stołecznej diecezji. Prawdopodobnie był wówczas najmłodszym biskupem krakowskim w historii. Po nim wynik ten przebili jedynie dwaj synowie urzędujących w chwili nominacji królów, Fryderyk Jagiellończyk (syn Kazimierza) i Jan Waza (syn Zygmunta).
By zostać biskupem, Oleśnicki musiał uzyskać dyspensę papieską. Miał bowiem na sumieniu rycerza Dypolda Kökeritza, który pod Grunwaldem zaatakował na koniu stojącego Jagiełłę. Jak czytamy u Długosza: „Kiedy król polski Władysław usiłował podjąć z nim walkę, wywijając własną kopią, starł się z nim, osłaniając króla od ciosu pisarz królewski, Zbigniew z Oleśnicy bez zbroi i broni, mający na pół złamaną kopię. Ugodził Niemca w bok i zwalił z konia na ziemię. (…) Zaiste, nie było nic odważniejszego ani śmielszego od czynu Zbigniewa. Ten bez zbroi i broni odważył się stanąć do boju ze świetnie uzbrojonym rycerzem, młodzieniec, niemal chłopiec podjął walkę z dojrzałym mężem i weteranem. (…) Odsunął niebezpieczeństwo grożące nie tylko królowi, ale całemu wojsku w razie upadku i śmierci króla”. Śmierć Kökeritza uznano za zabójstwo, a nie zabicie w walce – Zbigniew uznał jednak wyższość racji ochrony życia monarchy nad dywagacjami moralnymi. Opis Długosza jest oczywiście tendencyjny, ale równie oczywiste są odwaga i bohaterstwo 20-latka.
Pierwsza połowa XV wieku, na którą przypada zasadniczy okres życia i działalności Oleśnickiego, to okres przełomowy tak dla historii Europy jak dla historii Polski. W skali kontynentu obserwujemy zmierzch średniowiecza i zalążki wielkich sporów religijnych, które wkrótce nieodwołalnie podzielą świat chrześcijański. Dla naszego kraju to pierwsze dekady unii z Litwą i niepewność co do dalszych losów państwa. Król Jagiełło dorobił się w końcu następców dopiero po siedemdziesiątym roku życia i dopiero z czwartą żoną, a na temat ojcostwa dwóch małych chłopców krążyły plotki nieprzychylne władcy i młodszej od niego o ponad czterdzieści lat królowej.
Podwaliny pod budowę nowoczesnego państwa
Oleśnicki miał swój udział w przeprowadzeniu uznania następstwa królewiczów przez możnowładców, ale także w wymuszeniu na Jagielle uznania w zamian nowych praw szlachty. Przywilej jedlneńsko-krakowski gwarantował szlachcicom nienaruszalność osobistą bez prawomocnego wyroku. W życie weszła fundamentalna zasada neminem captivabimus nisi iure victum – „nikogo nie uwięzimy bez wyroku sądowego”. Krytycy biskupa widzą w tej postawie osłabianie pozycji monarchy i zalążki przyszłej sejmokracji, przez którą w Polsce nie powstała silna i sprawna monarchia dynastyczna, taka jak w Europie Zachodniej. Moim, ale też np. śp. prof. Henryka Samsonowicza zdaniem jest to zarzut zdecydowanie przedwczesny. Nie ma tu jeszcze bowiem mowy o utrudnianiu królowi rządzenia państwem. Przeciwnie – widzimy tu w zarodku zdrowy, republikański paradygmat równowagi między rządem a traktowanymi podmiotowo obywatelami. Rząd zupełnie nieograniczony nie jest wcale sprawny – władca (dziś: dyktator) ma bowiem przed sobą zbyt dużą pokusę egoistycznej realizacji swojego partykularnego, osobistego interesu zamiast dobra wspólnego.
Po drugie, trzeba podkreślić, że Oleśnicki występował w obronie podmiotowości p o l s k i c h możnowładców względem l i t e w s k i e g o króla. Jagiełło przy całej swojej wybitności nie raz – jak choćby bezpośrednio po bitwie pod Grunwaldem – zachowywał się w sposób sugerujący ostateczny prymat interesów litewskich. Nasz pierwszy kardynał wydaje się posiadać zdrową intuicję tego, co później zostanie nazwane nowożytną racją stanu (raison d’État, ragion di Stato). Uznaje wartość unii z Litwą jako podnoszącej status Polski. Jednocześnie jednak nie ulega naiwnemu entuzjazmowi i przekonaniu, że dwaj partnerzy posiadają identyczne interesy. Chce, żeby ośrodek decyzyjny w tym sojuszu znajdował się konsekwentnie nad Wisłą.
Wsparcie i asertywność mogą iść w parze
Wielkim osiągnięciem Oleśnickiego, zbieżnym w czasie z doprowadzeniem do przeprowadzenia przywileju jedlneńskiego i następstwa synów Jagiełły, jest zablokowanie koronacji Witolda na króla Litwy. Przyszły kardynał wie, że z punktu widzenia wschodniego partnera Polski obawiającego się podporządkowania nam występuje naturalna pokusa orientacji na Niemcy i wspólnego nacisku na Polaków z dwóch stron. Taki właśnie manewr stara się przeprowadzić w 1429 r. cesarz Zygmunt Luksemburczyk, chcący poróżnić dwa człony unii i oferujący koronę wielkiemu księciu litewskiemu. Co więcej, projekt początkowo poparł sam Jagiełło, dla którego był to również element presji na Polaków.
Jak pisze Paweł Jasienica:
„Koronacja Witolda byłaby wydarzeniem do głębi zmieniającym sytuację. Umożliwiłaby całkowite zerwanie unii, bo „korona w koronę wcielona być nie może”. Istniały jednak i inne widoki. Oto po starym Witoldzie korona litewska przeszłaby prawem dziedziczenia na królewicza Władysława, co stanowiłoby prawdziwy triumf jagiellońskiej polityki dynastycznej, lecz w oczywisty sposób degradowałoby Polskę. Chcąc w tych warunkach utrzymać unię, należałoby się po prostu poddać litewskiej dynastii oraz jej interesom. Przypomnijmy w tym miejscu, że z przyrzeczeń danych Polsce czterdzieści kilka lat wcześniej nie spełniono najważniejszego i zupełnie konkretnego. Jagiełło nie odzyskał ziem utraconych na północy i zachodzie. Taki stan rzeczy nie sprzyjał wzrostowi zaufania”.
Koronacja Witolda była już zaplanowana, a na uroczystość zjechali do Wilna np. książę Moskwy Wasyl II i sprzymierzony wówczas z Litwinami wielki mistrz krzyżacki Paul von Russdorf. Na szczęście polskim strażom udało się przechwycić niemieckie listy kierowane do Witolda z propozycją antypolskiego sojuszu i same insygnia koronacyjne. Wkrótce potem wybitny Litwin zmarł jako książę. Jagiełło w międzyczasie porozumiał się zaś z Oleśnickim i polskimi panami w kwestii następstwa. Elementem postanowień z Jedlni było również ujednolicenie prawa na terenie Korony – kolejny ważny krok w stronę nowoczesnego państwa. Król złożył nawet obietnicę wcielenia Litwy do Królestwa Polskiego po śmierci Witolda. Polityka Oleśnickiego była więc jednocześnie wspierająca dla wschodniego sojusznika – unia trwała, podobnie jak rządy litewskiej dynastii – jak asertywna w razie potrzeby. A więc we właściwym rozumieniu tego słowa realistyczna.
U szczytu potęgi
Politykujący biskup umiał być nie tylko realistyczny, ale wręcz brutalny. Jagiełło był już w mocno podeszłym wieku, gdy Oleśnicki wchodził w swoje najlepsze lata jako pełen sił i mający już mocną pozycję czterdziestolatek. Podczas zjazdu w Nowym Korczynie tuż przed śmiercią wielkiego władcy biskup był w stanie zaatakować litewskiego neofitę w czuły punkt, wypominając mu publicznie przywiązanie do pogańskich zabobonów i sugerując przemianę królestwa w „barbarzyńskie”. O swoim dawnym protektorze Oleśnicki miał czelność powiedzieć, że Opatrzność ze „służebnika” uczyniła go „ojcem” Władysława. Biskup wielokrotnie przy różnych okazjach porównywał się zresztą do swojego poprzednika na stanowisku, świętego Stanisława ze Szczepanowa, zabitego na rozkaz króla Bolesława Śmiałego. Strofować Jagiełłę potrafił także na przykład za spóźnianie się na Mszę. Mowa nowokorczyńska doprowadziła dobiegającego swoich dni starca Jagiełłę do płaczu i wyjścia z sali. Król oczywiście umiał się czasem zrewanżować duchownemu, na przykład publicznie grożąc mu zdjęciem z urzędu.
Gdy sędziwy Litwin odszedł z tego świata po prawie pół wieku od unii w Krewie, a nowym królem został jego dziesięcioletni syn, realnym władcą Polski stał się Zbigniew Oleśnicki. Swoją pozycję wykorzystał między innymi do walki ze zdobywającym popularność wśród szlachty husytyzmem. Pod sztandarem przywódcy polskich (pre)protestantów Spytka z Melsztyna zgromadziła się zresztą szersza koalicja przeciwników potężnego biskupa i politycznych wpływów Kościoła. W bitwie pod Grotnikami stronnictwo Oleśnickiego odniosło jednak zdecydowane zwycięstwo. Po jej rozstrzygnięciu znów widać było brutalny rys charakteru biskupa. Nad ciałem umierającego Spytka, który podniósł rękę jednocześnie na władzę Oleśnickiego i na dominację katolicyzmu, odprawiono szybki „sąd”, uznając go za „zdrajcę ojczyzny”.
Nagie zwłoki heretyka przez trzy dni leżały w pobitewnym brudzie i dopiero wtedy wydano je wdowie. Co jednak ważne, po tej demonstracji siły znów wziął górę pragmatyzm. Stronnicy Spytka, którzy wyrzekli się husytyzmu i uznali pozycję duchowieństwa katolickiego mogli liczyć na objęcie wysokich stanowisk. Również rodzinie nieszczęsnego melsztynianina wkrótce przywrócono prawa szlacheckie. Pacyfikacja samego buntu, ale następnie dążenie do uspokojenia nastrojów – wydaje się to wzorcowe postępowanie w walce z anarchią.
Mocarstwo nad Wisłą?
Oleśnicki chciał dalszej ekspansji dynastii Jagiellonów i polskich wpływów na kierunku południowym, równoważącym wschodni. Był ostrożny w kwestii polityki czeskiej – docelowo chciał oczywiście przejęcia Pragi, ale nie jako stolicy kraju husyckiego. Jak ujął to prof. Samsonowicz – „Widział perspektywę, że po wytrzebieniu obrzydliwej herezji husyckiej również na tronie czeskim zasiądzie przedstawiciel Jagiellonów”. Wielu (pre)protestanckich Czechów właśnie w Polsce widziało jednak potencjalnego protektora. Gdy jeszcze za Jagiełły delegacja husytów przybyła oferować sojusz, a w drodze powrotnej zatrzymała się w Krakowie, biskup posunął się do ostateczności i nałożył na stolicę interdykt. Postawa Oleśnickiego była tym bardziej jednoznaczna, że wcześniej z Czechami spotkali się arcybiskup gnieźnieński oraz biskupi poznański, wrocławski i chełmski.
Jego motywacje nie musiały tu być zresztą stricte religijne – z punktu widzenia Oleśnickiego wsparcie husytów oznaczało niepotrzebne zaognienie stosunków z cesarstwem i podważanie pozycji Polski w Europie jako państwa powierzchownie tylko katolickiego (dziś powiedzielibyśmy, że Polska „nie dorosła do wartości europejskich”). W 1440 r. 16-letni król polski Władysław został za to koronowany na władcę Węgier, a w uroczystości osobisty udział wzięli sam biskup i jego protegowany Jan Długosz. Bohater tego tekstu za największe zagrożenie dla Europy uważał ekspansję imperium osmańskiego. Niestety, w 1444 r. właśnie w bitwie z muzułmańskimi Turkami zginął walczący ramię w ramię z siłami innych państw chrześcijańskich młody Władysław, zwany odtąd Warneńczykiem.
Oleśnickiemu często czyni się zarzut ze zbyt szybkiego zaangażowania Polski przeciwko Turkom i śmierci króla. Jednak inaczej niż Richelieu, polski hierarcha myślał jednak również o polityce międzynarodowej w kategoriach starcia cywilizacyjnego świata chrześcijańskiego i muzułmańskiego. Po drugie, w dłuższej perspektywie Polska i tak musiała stawić czoła zagrożeniu ze strony imperium osmańskiego. Ostatecznie w 1672 r. mieliśmy nawet zostać lennikami sułtana zgodnie z traktatem w Buczaczu. Gorzki smak mahometańskiego panowania poznali zaś z narodów chrześcijańskich między innymi Grecy, Chorwaci, Serbowie, Węgrzy, Bułgarzy i Rumuni. My nie poznaliśmy, bo ostatecznie umieliśmy kilkukrotnie obronić się przed tym zbrojnie.
Bardziej zniuansowany i pragmatyczny Oleśnicki umiał być za to wobec Niemiec. Biskup świetnie znał język niemiecki i korespondował z ważnymi postaciami Rzeszy, w tym wielkimi elektorami. Starał się rozgrywać podziały między nimi czy poróżniać polityków Rzeszy i Krzyżaków. Niemcy byli (jak i są) oczywiście co do zasady przeciwnikami suwerennej Polski, ale należało umieć z nimi negocjować i wypracowywać pewne modus vivendi. Ostatecznie to cesarstwo niemieckie było bowiem naszym sąsiadem i partnerem handlowym, najsilniejszym państwem Europy i politycznym numerem jeden w świecie chrześcijańskim. Im lepiej Polsce wychodziło gromadzenie wokół siebie Litwy, Węgier i Czech, tym silniejsza była pozycja Krakowa względem cesarstwa.
Jak to celnie ujął prof. Samsonowicz – gdy polityką zagraniczną kierował Oleśnicki, „nie było istotnej dziedziny życia politycznego na całym kontynencie, w którym Polska nie byłaby czynnikiem istotnym, współdecydującym o rozwiązaniu danego problemu”. Dziś powiedzielibyśmy, że Polska należała do koncertu mocarstw. Strategia ambitnego hierarchy w perspektywie kolejnych wieków nie została jednak zrealizowana, bo kolejne pokolenia Jagiellonów okazały się za mało solidarne, a rodzeni bracia walczyli między sobą. Habsburgowie czy Hohenzollernowie byli niestety skuteczniejsi. Po bitwie pod Mohaczem jagiellońskie imperium mogło być tworzone już tylko na wschodzie, bez kierunku południowego.
Pozycja Oleśnickiego zaczęła spadać po wstąpieniu na tron Kazimierza Jagiellończyka, choć to nasz dzisiejszy bohater udzielał mu chrztu jako dziecku i go koronował. Biskup robił się też po prostu coraz starszy i słabszy. Jedną z kontrowersji narosłych wokół niego jest jego sprzeciw wobec rozpoczynania wojny trzynastoletniej. Oleśnicki w 1454 r. znów podstawowe zagrożenie widział raczej na południu, ze strony Turków, którzy właśnie zdobyli Konstantynopol. Warto jednak podkreślić, że gdy król Kazimierz zdecydował o rozpoczęciu walk, a następnie poniósł klęskę w bitwie pod Chojnicami, doświadczony duchowny wysłał do monarchy posłów zdecydowanie zachęcających go, by nie poddawał się i kontynuował raz rozpoczętą wojnę do jej pomyślnego zakończenia. Zbigniew kardynał Oleśnicki zmarł 1 kwietnia 1455 r.
Trzy dekady rządów na Wawelu
Na koniec warto powtórzyć banalny fakt, że nasz bohater był nie tylko mężem stanu, ale również ważną postacią polskiego i europejskiego Kościoła. Biskupem krakowskim był niecałe 32 lata, a więc połowę życia. Kapelusz kardynalski otrzymał z rąk trzech papieży konkurujących o miano prawdziwego namiestnika Chrystusa. Sprowadził na Wawel relikwie licznych świętych, w tym Jana Chrzciciela, Piotra, Pawła, Krzysztofa, Maurycego i Katarzyny.
Oprócz skłonności do przechwałek Oleśnicki był znany ze skąpstwa, co pozwoliło mu na sporo wartościowych wydatków. Kupił księstwo siewierskie, dzięki czemu w polskich rękach ponownie znalazła się część Śląska. Ofiarował katedrze wawelskiej dwa duże dzwony nazwane Kardynał (na jego cześć) i Urban. Rozbudował i otoczył murem pałac biskupi. Ufundował bursę wraz z książkami dla ubogich kleryków niemających środków na studia w stolicy. Zadbał wreszcie o to, by w katedrze wawelskiej stale byli obecni spowiednicy w wystarczająco dużej liczbie oraz napominał kapłanów diecezjalnych, nakazując im cześć wobec sakramentu pokuty i pojednania.
Prof. Samsonowicz zwracał również uwagę, że Oleśnicki „miał dosyć nowoczesną koncepcję stosunków wewnętrznych. Starał się stworzyć nowe więzi społeczne, silnie popierając tworzenie bractw kościelnych, które poprzez więzi parafialne tworzyły nowe wspólnoty, nie tylko rodowe”. Miało to na celu odnowę życia katolickiego, angażowanie wiernych i wspólne wychodzenie z trudnych sytuacji życiowych. Jak podaje śp. prof. Stanisław Litak, kardynał wspierał powstawanie nowych wspólnot nie tylko w Krakowie. Przy jego poparciu powstały także m. in. bractwa ubogich w Borzęcinie, Koprzywnicy, Łękawicy, Porąbce Uszewskiej, Szczepanowie, Wojniczu, Szczurowej, Jadownikach, Skaryszewie i Żarnowcu czy bractwo rolników w Siennej.
CZYTAJ RÓWNIEŻ: Stanisław August Poniatowski – w różnych epokach, z różnych perspektyw
Jak nietrudno było zauważyć, pozwalałem sobie w tym artykule na pewne publicystyczne uproszczenia i współczesną terminologię. Robię to jednak świadomie i uważam za wskazane, żeby odbiorca widział działania Zbigniewa Oleśnickiego nie jako abstrakcyjną przeszłość, ale potencjalne źródło do rozważań o dylematach polityki polskiej każdej epoki. Jest przy tym oczywiste, że wiele jego decyzji trafnych wtedy byłoby błędnymi w innych okolicznościach czy po głębokich aksjologicznych przemianach, jakie zaszły w Europie w późniejszych epokach. Pewne jest natomiast, że pierwszy polski kardynał zasługuje na naszą pamięć, zainteresowanie i refleksje – nawet jeśli jego dorobek czy decyzje będą zawsze spotykały się z bardzo różnymi ocenami.
Grafika: domena publiczna