Myśl Suwerenna

Wycinka zieleni miejskiej jako sposób na życie

🕔 Artykuł przeczytasz w 6 min.

W czasach gospodarki nakazowo-rozdzielczej, słowem do 1989 r., nikomu z pracowników Zarządów Terenów Zielonych, tak w małych miastach powiatowych jak i wojewódzkich czy samej Stolicy, nie przyszła do głowy częsta wycinka drzew. Przyroda „regulowała się sama”. Jeśli drzewo uschło z powodów naturalnych czy nielegalnych – celowych, to już po roku, dwóch czy pięciu było wycinane. Socjalistyczny pracownik administracji nie był finansowo ani mentalnie zainteresowany wykonywaniem swoich obowiązków. Jeśli zapadła decyzja „kierownictwa” o wycince, to ją bez pospiechu realizowano. Wynagrodzenie było zapewnione i nie było powiązane z jakością pracy.

W latach 1989 – 1990 nastąpiło „trzęsienie ziemi” – transformacja, przejście z gospodarki socjalistycznej do kapitalizmu. Kapitalizmu dzikiego, rabunkowego, często pozbawionego logiki ekonomicznej, a tym bardziej elementarnej uczciwości. Przykładowo, każdy pracownik państwowych drukarni w Warszawie zakładał swoją drukarnię. Nagle w Warszawie i na Mazowszu było ponad 1.200 prywatnych drukarni stosujących wszelkie „chwyty” by utrzymać się na rynku. To samo z prywatnymi taksówkami, w Stolicy było ich więcej niż w Nowym Jorku. Był moment, że w Warszawie było zarejestrowanych 12.000 taksówek (być może cześć była przykrywką do legalizacji dochodów). Podobnie było w Zarządach Terenów Zielonych, zmienionych na Wydziały Zieleni Miejskiej, później nazwy zmieniano jeszcze kilkukrotnie, by w końcu, po ostatnich wyborach samorządowych 2018 r. (to już trzy lata) powołano do życia i działania wielką STRUKTURĘ zarządzającą polityką klimatyczną.

Ale nim do tego doszło w latach 1989-1990 i później powstały dziesiątki spółek prywatnych zajmujących się „pielęgnacją” zieleni miejskiej. By spółka mogła działać i generować zyski, zapewniać utrzymanie właścicielowi i pracownikom, musiała zawrzeć umowę z właściwym urzędem. Spółka, by wykazać swoją operatywność i „przerób”, była zainteresowana maksymalnie dużą ilością przyciętych drzew wyciętych w całości (tzw. prześwietlanie drzewostanu) jak i „nasadzeniami” (nie wdaję się tu w enuncjacje dotyczące kwestii prowizji jakie prywatni właściciele przedsiębiorstw przypuszczalnie wręczali samorządowym urzędnikom, bo takie rzeczy zdarzają się tylko na Sycylii (tzw. „styczna” 10%) i prawdopodobnie w Gdańsku).

Idealna sytuacja dla tych spółek to realizowane w cyklu kilkuletnim wycięcie wszystkich drzew i krzewów i nasadzenie w to miejsce nowego „zadrzewienia” i „zakrzaczenia”.  W Warszawie byłem świadkiem takiego „przycinania” konarów i prześwietlania parków na Powiślu, w rejonie ul. Szarej i Ludnej. W pierwszych latach, 1990 – 1993, wycinano i przycinano wszystko co tam rosło. Potem proceder został ograniczony do stanu względnej „normalności”.  Słynna była afera z wycinką drzew w warszawskim Ogrodzie Krasińskich. Wszelkie protesty okolicznych mieszkańców nie zdały się na nic.

Z moich osobistych obserwacji i interwencji pamiętam, iż działając w tzw. Radzie Osiedla „Żelazna Brama” – obszar około 2 km kwadratowych Śródmieścia Warszawy – dostawaliśmy od Gminy Śródmieście pisma z prośbą o wyrażenie zgody na wycięcie kilku krzaków itd. Nigdy natomiast nie zdarzyło się by poproszono o opinię dotyczącą wycinki drzew, a mocno wątpliwymi były wycinki na Pl. Grzybowskim, przy ul. Królewskiej, jak i w parku przy Halach Mirowskich. Te tereny podlegają Ratuszowi i Gminie Śródmieście, natomiast domyślam się, iż zieleń rosnąca tuż przy ulicach podlega prawdopodobnie Zarządowi Dróg i Mostów? Na moich oczach wycinano lipy przy Królewskiej – od strony ul. Granicznej (uwieczniłem to na zdjęciach, które są do wglądu) – i jako Zarząd Osiedla nie dostaliśmy w tej sprawie żadnego zapytania, czy prośby o zaopiniowanie (w miejsce wyciętych drzew posadzono 10 letnie drzewka-badylki).

Najbardziej przykra sprawa dotyczyła wycinki drzew na terenie dużego przedszkola przy ul. Grzybowskiej 12/14A. Kilka lat temu zaczęto wycinać stary wspaniały jesion, który sądząc z obwodu pnia, już jako drzewo przetrwał Powstanie Warszawie (na terenie podwórek ówczesnej – nieistniejącej już – ul. Krochmalnej). Zgromadziła się spora grupa mieszkańców przechodzących pobliską furtką, między blokami Żelaznej Bramy a Halami Mirowskimi. Podszedłem i usłyszałem tłumaczenie „nadzorującego egzekucję”, iż korzenie wielkiego drzewa zagrażają fundamentom przedszkola (a drzewo rosło jakieś 2 – 3 metry od murów przedszkola)! Owszem korzenie takich drzew bywają silne, ale rosnąc omijają przeszkody. Trudno, w dbałości „o bezpieczeństwo dzieci” w przedszkolu, drzewo wycięto. I bynajmniej nie poszło do tartaku na jesionowe deski. Pień i konary poszatkowano, poczem produkując chmury spalin, w pilarce zmieniono to wspaniałe drzewo w trociny. A przecież można było przynajmniej wielki pień położyć, w częściach, na terenie przedszkola jako stoliczki czy siedzenia dla dzieci albo w parku dla ozdoby (o dziwo w pobliskim Ogrodzie Saskim ktoś myślący takie wycięte topole czy inne drzewa zachował jako rodzaj miejsc do siedzenia, oparcia czy element ozdobny Ogrodu).

Minęły jakieś trzy lata, aż tu zaczął się generalny remont tegoż przedszkola (popieram remonty przedszkoli), a przy okazji nastąpiła aranżacja zieleni na jego terenie. Tak, zgadli Państwo, wycięto wszystko co było można i w to miejsce nasadzono badylki. Wracając z pracy zobaczyłem z okna (z widokiem na przedszkole), iż taki sam los spotkał trzy wspaniałe pond czterdziestoletnie rajskie jabłonie (kwitły co roku). Leżały już wycięte. Ich drewno jest poszukiwane przez meblarzy czy artystów. Jest w cenie orzecha włoskiego a tu ze smutkiem zobaczyłem, że pnie są cięte i wrzucane do słynnej spalinowej pilarki. Co można zrobić w takim przypadku? Bić cię z robotnikami wykonującymi zleconą im pracę? Co miałem uczynić gdy w rok później zobaczyłem jak w tym samym przedszkolu „ekipa” zaczyna odcinać konary innego wspaniałego jesionu? Zadzwoniłem natychmiast do Straży Miejskiej, która przyjechała i odjechała. Zadzwoniłem ponownie i usłyszałem, że „ekipa” ma zgodę Marszałka Województwa Mazowieckiego na wycinkę tego jesionu, bo zagraża on bezpieczeństwu dzieci bawiących się na terenie boiska: „Bo jak będzie burza to dzieci mogą poważnie ucierpieć, a nawet zginąć.”. Argumentowałem, że jak jest burza i deszcz to dzieci są w budynku przedszkola. Usłyszałem w odpowiedzi: „Czy jeszcze ma jakąś sprawę?”

Drzewo wycięto równo z ziemią, oczywiście zmieniono je na trociny. Miejsce wycinki przykryto darnią – „żeby nie było śladów” (mam foto) i posadzono trzy badylki.

Podobnej zbrodni dokonano na terenie pobliskiej szkoły podstawowej nr 220 przy Jana Pawła II 26A.  Wycięto aż cztery wielkie jesiony (Jak sprawdziłem pnie, tylko jedno z drzew było lekko nadpróchniałe). Drzewa te idealnie „wygłuszały” ruchliwą Aleję Jana Pawła II (w Googlach jest zdjęcie tej podstawówki z jeszcze nie wyciętymi drzewami!). Teraz w zimie zieje tam dziura i słychać i widać tysiące jadących samochodów (przykład ekologii stosowanej oraz realnej polityki klimatycznej).

Kuriozalna i granicząca z tragi-farsą była sprawa likwidacji „noclegowni” bezdomnych w wysokim „zagajniku” dorodnych jaśminów. Tak, znowu Państwo zgadli. Krzaki jaśminów wycięto prawie równo z ziemią. Problem bezdomnych został zlikwidowany!

Sądzę, że każdy z mieszkańców miast mógłby przytoczyć sporo podobnych przykładów (w skali kraju dotyczy to rocznie pewnie kilkunasty tysięcy wyciętych drzew). Są to niepowetowane szkody ekologiczne dotykające całe miejskie ekosystemy. Nie słyszałem też by społeczne organizacje proekologiczne protestowały publicznie przeciwko wycince drzew w miastach. A szczególnie w tych miastach, które od lat są zarządzane przez Platformę Obywatelską.

Problem wycinki drzew w miastach, jak i zawiły podział kompetencji i wydawania zgód na wycinkę przez instytucje nadzorujące zieleń (przyuliczną, kolejową, szkolną i przedszkolną, szpitalną i ogródki działkowe) powinien być uregulowany Ustawą Sejmową i to możliwie szybko.

CZYTAJ RÓWNIEŻ: Kto jest elitą RP w czasach Dobrej Zmiany? 

 W Stolicy generalnym zarządcą zieleni miejskiej jest p. Justyna Glusman, „polska ekonomistka i naukowczyni” sprawująca funkcję „Dyrektora Koordynatora ds. zrównoważonego rozwoju zieleni oraz ochrony powietrza i polityki klimatycznej”. Pani Dyr. Justyna Glusman zarządza i koordynuje realizację zadań z zakresu ochrony i kształtowania środowiska zieleni. Podlegają jej dwa biura z dyrektorami i ich zastępcami oraz 16 (szesnaście) wydziałów zgrupowanych w Biurze Ochrony Powietrza i Polityki Klimatycznej (PK) oraz Biurze Ochrony Środowiska (OŚ). Najbardziej interesuje mnie w całym tym systemie rola Wydziału  Ochrony Systemu Przyrodniczego Miasta z p. Naczelnik Małgorzatą Szymczak-Piątek na czele.

Tak więc, to czym zajmowało się za PRL kilku – kilkunastu urzędników, teraz w 2021 r. zajmuje się około 100 (stu) urzędników z uposażeniem powyżej średniej krajowej (700 – 900 tys. miesięcznie x 12 = 8.4 – 10.8 mln zł?). Jestem pewien, że za połowę tej sumy dendrolodzy mogliby uratować wiele starych drzew, a Ratusz wywiązać się z obietnic masowego sadzenia młodych drzewek. Podobna sytuacja zapewne jest w całej RP.

Artykuł został pierwotnie opublikowany w kwartalniku “Myśl Suwerenna. Przegląd Spraw Publicznych” nr 3(5)/2021.

Grafika: pixabay.com

Skip to content