Rzeczpospolita Obojga Narodów w pierwszej połowie XVII wieku mogła poszczycić się unikatowością na wielu płaszczyznach w kontekście Europy i świata. Niepowtarzalny był jej ustrój, monarchia mieszana, i wynikający z niego nurt myśli politycznej reprezentowany przez Stanisława Orzechowskiego, Piotra Skargę, czy Wawrzyńca Goślickiego, których dziełami literackimi zachwycała się cała Europa. Jedyna w swoim rodzaju była sztuka i architektura polska tamtego okresu, nie ma bowiem odpowiedników zagranicznych dla polskich portretów trumiennych, lub niespotykanego nigdzie indziej stylu barokowego, opartego na czarnym marmurze. Także i charakter sił zbrojnych państwa, które nazywamy I Rzeczpospolitą, w XVII stuleciu był specyficzny. Któż nie słyszał o skrzydlatej husarii, pancernej pięści Polski, dokonującej tak wielkich czynów pod Orszą, Byczyną, Kircholmem, Kłuszynem, Chocimiem i wreszcie pod Wiedniem 1683 roku? Konny charakter polskiej wojskowości sprzyjał rozwojowi podobnych formacji. W ten trend wpisywali się elearzy polscy, zwani także lisowczykami.
Zaczynem do utworzenia jednej z najlepszych, a zarazem najbardziej bestialskiej formacji wojskowej w Rzeczypospolitej był fatalny stan jej skarbca. W początkach XVII wieku, a dokładnie w 1604 roku wojska polskie odnosiły sukcesy w wojnach w Inflantach, kiedy jednak przyszło płacić żołnierzom za służbę, pojawiły się problemy. Szlachta nie kwapiąca się łożyć podatków na utrzymanie armii, stałe pustki skarbca królewskiego – były to powszednie problemy ówczesnej Polski. Żołnierze, kiedy nie otrzymywali żołdu a konfederacje nie przynosiły rezultatu, zaczynali tworzyć tzw. „kupy swawolne”. Nieopłaceni, oszukani, żądni zemsty wojacy stanowili wówczas wielkie zagrożenie dla kraju. Nie mogąc wymusić zapłaty za walkę, sami ją odbierali, grabiąc, plądrując, a przy okazji gwałcąc i mordując. Właśnie z takiej „kupy swawolnej” powstała jedna z najbardziej znanych formacji lekkiej jazdy – lisowczycy. Oddziały kawalerii polskiej typu kozackiego o charakterze utrzymującego się z łupów wojska najemnego sformowane w 1614 roku, pierwotnie jako konfederacja żołnierska pod wodzą pochodzącego z Prus Królewskich pułkownika Aleksandra Józefa Lisowskiego herbu Jeż1, któremu zawdzięczają swą nazwę. Zawiązki lisowczyków powstały już w czasie służby Lisowskiego u Dymitra II Samozwańca w latach 1607–1611. Sami siebie lisowczycy chętniej nazywali elearami, co usiłuje wyjaśniać w swych pamiętnikach Wojciech Dembołęcki jako pochodzące od hebrajskiego „Elohym” (powołani przez Boga), lub wywodzi od węgierskiego „elu iaro” (idący wprzód), pozostaje to jednak nadal niejasnością. W obszerny sposób historię elearów polskich przedstawił Henryk Wisner w książce „Lisowczycy”, w oparciu o które to dzieło syntetycznie przybliżono ich dzieje2.
Liczący dwa tysiące szabel oddział lisowczyków brał udział w wojnie polsko-rosyjskiej w latach 1609–1618. Od śmierci Lisowskiego w 1616 r. dowodzeni byli przez pułkownika Stanisława Czaplińskiego, następnie w 1619 r. ich dowódcą został Walenty Rogowski. W czasie wypraw moskiewskich przeprowadzili szereg operacji zaczepnych na terytorium Carstwa Rosyjskiego, np. w grudniu 1617 r. pod Kaługą rozbili wojska rosyjskie kniazia Dymitra Pożarskiego. Ich łupiestwo spowodowało obłożenie lisowczyków klątwą, która jednak po pewnym czasie została zdjęta. W 1619 r. stacjonujący w okolicach Kowna elearzy oddani zostali przez króla Zygmunta III Wazę do dyspozycji cesarza Ferdynanda II, zagrożonego w oblężonym przez księcia siedmiogrodzkiego Gábora Bethlena Wiedniu. Wspomagały ich oddziały zaciągnięte w Polsce przez Adama Lipskiego oraz Jerzego Hommonaia –węgierskiego magnata, wroga Bethlena. 8–10 tysięcy lisowczyków pod dowództwem Walentego Rogowskiego pokonało w dniach 22–23 listopada wojska Jerzego I Rakoczego w bitwie pod Humiennem i Zavadą. Zdobyto 17 chorągwi węgierskich. Na placu poległo ok. 3 tys. żołnierzy Rakoczego, reszta poszła w rozsypkę. Droga na Księstwo Siedmiogrodu stanęła otworem. Lisowczycy nie zdobyli wprawdzie nawet Koszyc, jednak zmusiło to Gábora Bethlena do odstąpienia od oblegania Wiednia i powrotu do zagrożonego kraju. Na wieść o zbliżaniu się Rakoczego z nową, piętnastotysięczną armią, część pułku z Rogowskim postanowiła wrócić do Polski (zatrzymali się na Słowacji, dając się we znaki jej mieszkańcom). Pozostali towarzysze pod wodzą Jarosza Kleczkowskiego zdecydowali się na przejście na służbę cesarską, w której pozostali przez kilka następnych lat. Po śmierci Kleczkowskiego, w roku 1620 pod Krems, ich pułkownikiem został Stanisław Rusinowski. W 1621 roku cesarz wypłacił zaległy żołd i zwolnił od służby uciążliwych z powodu grabieży lisowczyków (aż do czasów wojen napoleońskich w Królestwie Niemieckim matki straszyły swe dzieci polskimi kozakami). Część towarzyszy przeszła na służbę księcia bawarskiego Maksymiliana, inni wrócili do Polski. Chorągiew pułkownika Rusinowskiego walczyła z Turkami pod Chocimiem w 1621 r. (podczas tej bitwy zginął ich dowódca). Po wojnie z Turcją Zygmunt III Waza ponownie wysłał lisowczyków na służbę do cesarza Ferdynanda. Tym razem dowodził nimi Stanisław Strojnowski i Idzi Kalinowski. Brali udział w bitwach pod Glatz, Habelswerd i Mansfeld. Podczas wojny ze Szwecją w latach 1626–1629 walczyli na terenie Prus Królewskich. Pod dowództwem Pawła Niszczyckiego i Jana Gromadzkiego wzięli udział w wyprawie Ferdynanda II przeciwko Królestwu Francji, gdzie walczyli w Pikardii aż do odwołania przez Sejm. Ostatnim pułkownikiem lisowczyków był Mikołaj Moczarski. Po powrocie do kraju dali się we znaki ludności cywilnej. Splądrowali i puścili z dymem Radomsko. Zostali potępieni w uchwałach sejmowych i rozwiązani około 1635 roku.
Szczególnie odznaczyli się w trakcie kampanii moskiewskiej w 1610 r. oraz w walkach przeciwko Turkom w latach 1620–1621. Zasięg ich działań obejmował tereny od Renu po Morze Białe. Zagończycy elearscy mieli to szczęście, że ich historia przetrwała do dnia dzisiejszego, spisana w barwny i emocjonalny sposób przez Wojciecha Dembołęckiego.
Był to franciszkanin, który w latach 1621-1622 walczył w oddziałach lisowczyków (zaciągniętych na żołd cesarza Ferdynanda) na Węgrzech, sprawując posługę kapelana3. Duch sarmacki, oczytanie i niewątpliwie lekkie pióro zakonnika pozwoliły mu stworzyć frapujące dzieło pt. „Pamiętniki o lissowczykach, czyli przewagi elearów polskich”4.
Praca powstawała pomiędzy rokiem 1819 a 1623 i dotyczyła w szczególności dziejów wyprawy elearów do Niemiec i Węgier pod rozkazami cesarskimi, choć sprawozdanie obejmuje także wcześniejsze wydarzenia opisywane z drugiej ręki. W pracach Dembołęckiego (który posługiwał się także pseudonimem Nikodem Niebylski) widać przywiązanie do spraw etymologii, paremiologii, osobliwości leksykalnych, neologizmów. Znał prawdopodobnie 10 języków obcych. Słynął z przesadnej megalomanii narodowej, której kwintesencją stało się przekonanie, iż ponoć – jak dowodził – Adam i Ewa w raju po… polsku rozmawiali, co miało być wyrazem uprzywilejowania narodu polskiego. Wspomniane „Pamiętniki…” stanowią bardzo szczegółową relację z wyprawy lisowczyków pod rozkazy Ferdynanda II, ale niestety nieprawdziwą, albo nie do końca prawdziwą. Otóż Wojciech Dębołęcki, bardzo uwypuklając heroiczne czyny zagończyków, jednocześnie łagodzi, umniejsza lub w ogóle pomija zbrodnie, których ci się dopuszczali, szczególnie na ziemiach Rzeczypospolitej. Dziejopis wystawił swym kompanom pomnik literacki, na który jednak nie do końca zasłużyli…
Jak już wspomniano, Wojciech Dembołęcki nie był świadkiem wszystkich opisywanych przez siebie w „Pamiętnikach…” zdarzeń, część z nich zrelacjonowali mu inni. Te fragmenty charakteryzuje to, że franciszkanin nie unika tak bardzo opowiadania o krzywdach, wyrządzanych przez swoich późniejszych kompanów ludności cywilnej, jak w dalszych częściach pracy. Tak, na przykład w rozdziale X, opisuje Dembołęcki zdobycie miasteczka Prohacice (po wielkim zwycięstwie pod Horną), które żołnierze cesarscy, w tym lisowczycy, dla postrachu drugim w pień od największego do najmniejszego, żadnej płci nie odpuszczając, wyrżnęli5. W tym opisie brakuje jednak oskarżenia wprost. Podobnie z resztą jak we fragmencie opowiadającym o pokonaniu podjazdów nieprzyjaciela pod Sławinem, gdzie zapędziwszy niedobitków, po przedmieściach gdzie ich kwatery były, konie i wszystko co ich było wybrawszy […] przedmieście zapalili6. Naturalnie, nie sami niemieccy żołnierze mieszkali w tej okolicy, ale o krzywdach chłopskich narrator nie wspomina. Później opowiada, że porwano stamtąd kilka koni i stado bydła, ale nie sposób ustalić, do kogo ono należało. Wreszcie na innym miejscu opowieści znajdujemy opis zdobycia miasta Laba przez sześć chorągwi pułkownika Stanisława Rusinowskiego7, którego obsada liczyła 500 Węgrów i 1000 piechoty niemieckiej, a w którym to Rusinowski całą piechotę i miasto wysiekł8. I znów trudno orzec, czy lisowczycy wymordowali nieprzyjaciela, czy zgładzili także ludność miejską…
Koniec rozdziału XV zawiera oświadczenie autora, że wszystko co do tej pory spisano opiera się na relacjach wiarygodnych świadków i odtąd Dembołęcki opisuje swoje własne przeżycia9. Opierając się na tej części „Pamiętników…” warto zwrócić uwagę na osiem najbardziej jaskrawych dowodów na poparcie hipotezy o fałszywym obrazie formacji płynącym z Pamiętników.
W rozdziale XIX znajduje się rozprawka, zatytułowana przez autora w opisie Dlaczego w dyaryuszach głucho o Elearach. Zawiera się w niej opis męstwa elearskiego, które zostało zauważone przez Chodkiewicza, Lubomirskiego, czy samego królewicza Władysława i usprawiedliwienie dla braku większej ilości pochwalnych dzieł na cześć lisowczyków. Franciszkanin twierdzi, że autorzy dotychczasowych prac poświęconych tematyce jego kompanów nie piszą o nich w sposób przychylny powodowani zazdrością dla ich sławy, albo niedostateczną wiedzą wynikającą z tchórzostwa. Wprost pisze, że wszyscy ci, którzy źle o elearach mówili z jam nie wychodząc, nie dobrze dojrzeli co się przed obozem działo10. Dość to nieprzychylne w stosunku do innych stanowisko zakonnika, oddające jego ślepą stronniczość w stosunku do „zagończyków”.
W kolejnym rozdziale (XX) następuje opowieść o powrocie wszystkich wojsk z Włoch i zawiązaniu konfederacji przeciw królowi w celu dochodzenia żołdu. Dembołęcki wspomina o tym, że lisowczycy pieniądze otrzymali, co jest półprawdą, bowiem była to najprawdopodobniej jakaś nagroda za osłanianie tyłów armii, bowiem z racji charakteru swej formacji elearzy żołdu nie pobierali. Dalej zakonnik opisuje przyłączanie się coraz większych grup żołnierskich do konfederacji i jednocześnie wychwala wierność lisowczyków, którzy pozostali przy królu. Trudno się temu dziwić, bowiem przecież tylko z rozkazu królewskiego działać mogli, a i w dochodzeniu żołdu, który im nie przysługiwał, interesu nie mieli.
Następnie warto przyjrzeć się zapisom rozdziału XXIV11, którym Dembołęcki nadał podtytuł szemranie Szlązaków na Eleary. Wojska lisowskie powołane na kolejną wyprawę na ziemie Cesarstwa musiały przejść przez Śląsk. Ślązacy mając w pamięci dotychczasowe niechlubne czyny elearów zaczęli szemrać przeciw cesarzowi za to, że pozwala harcownikom przechodzić przez ich tereny. Dembołęcki pisze, że w owym czasie w kościołach czytana była Ewangelia dotycząca „zagubionej owcy” i lisowczycy, widząc siebie jako tych sprawiedliwych pośród grzeszników, kierowani Bożą Wolą odpuszczali Ślązakom napady i łagodnie się z nimi obchodzili. Niestety nie sposób się z tym zgodzić, bowiem szlak elearski przez Śląsk spłynął krwią mieszkańców jego wsi i miasteczek12.
Już kilka stron dalej, w rozdziale XXVI13 następuje opis zachowania wojska cesarskiego, w którym służyli lisowczycy, stacjonującego w okolicy miasta Mittwald, na szlaku praskim. Niedługo wcześniej elearzy przepędzili dragonów niemieckich i pomogli zdobyć obóz buntowników chłopskich pod Hebelswerd, którzy w popłochu rozbiegli się po lasach. Żołnierze cesarscy prowadzili częste patrole o charakterze rabunkowym po okolicy, korzystając z nieobecności wieśniaków i uprowadzili wiele zwierząt i innego majątku ruchomego. Dembołęcki porównuje w tym miejscu ich zachowanie z tym, co mówiło się powszechnie o elearach. Zadaje retoryczne pytanie Ślązakom i innym narzekającym na Polaków ludziom, czy gorsi są od żołnierzy cesarskich, którzy nie tylko żywność, ale nawet okna, listwy, łoża, kolebki, stoły, ławy, a daleko więcej cyny, miedzi, żelaza i t. d. wozami14 do miast wywozili i sprzedawali. O lisowskich występkach pisze z kolei w bardzo łagodnym tonie, ograniczając je do zaspokojenia głodu cudzym kosztem. Jeżeli rzeczywiście elearzy polscy nie byli tacy źli, jak się o nich mówiło, jaki cel miałoby to usprawiedliwienie?
Jako wtrącenie, i jednocześnie kontrargument przeciwko postawionej tezie o zakłamywaniu faktów przez Dembołęckiego, dla sprawiedliwości warto opowiedzieć o zawartości rozdziału XXXI. Opisywana jest tam droga lisowczyków z miejscowości Wimpfen do Księstwa Badeńskiego. Żołnierzom nie chciano po drodze udzielić stacji i każda miejscowość zamykała przed nimi bramę. Dowódca lisowczyków (Stanisław Stroynowski), zrozumiawszy, że nie są mile widziani zarządził marsz całego wojska na przełaj przez pola uprawne, omijając trakt i miejscowości. Lisowczykom bardzo się to nie spodobało i kiedy natknęli się na ośmiusetosobowy oddział nieprzyjaciela, natychmiast znalazło się wielu ochotników na podjazd. Niestety dla elearów, wroga nie udało się pobić. Wsparta przez czeladź grupa jednak wróciła i wyrżnęła przeciwników, oraz w rewanżu za pierwotne niepowodzenie popaliła wiele wsi z kilku miejsc opłakane Jeruzalem uczyniwszy15.
Zastanawiać może to, jak wielkie były zniszczenie wtedy dokonane, skoro Dembołęcki nawet nie próbuje ich ukrywać, choć oczywiście nie drąży tematu.
Zgodnym już z duchem swej misji sposobem, franciszkanin omawia, w rozdziale XXXIV, sposób, w jaki lisowczycy dowiedli swej niewinności przed arcyksięciem Leopoldem16. Oto okazało się, że w okolicy stacjonowania elearów dochodzi do wielu podpaleń, za które ludzie tychże obwiniali i domagali się odszkodowania od arcyksięcia. Leopold wyznaczył nagrodę 50 talarów za każdego, złapanego na gorącym uczynku podpalacza. Dembołęcki stwierdza, że nasi przez kilka dni takich wodząc, sami się oczyścili17. Nie da się zaprzeczyć, to bardzo wygodne i pomysłowe tłumaczenie.
Autor „Pamiętników…” często powoływał się na boskie pochodzenie lisowczyków twierdząc wręcz, że ich zwycięstwa spowodowane są Boską opieką. Jednak w rozdziale XXXVI Dembołęcki przeszedł samego siebie przy opisie zdobycia warownego miasteczka Lampsheim, którego mieszkańcy zostali przez lisowczyków okrutnie zmasakrowani, pisząc, iż wpadłszy, wielki im krzyż (bo się to w dzień ś. Krzyża działo) zadali18. Może się to wydawać stwierdzeniem dość mocnym i typowym dla epoki, ale w kontekście faktycznych wydarzeń i dotychczasowej retoryki zakonnika jest wręcz groteskowe.
Ostatnim, i zarazem chyba najlepiej oddającym stosunek Dembołęckiego do prawdy historycznej, fragmentem, który warto przytoczyć jest rozdział XL. Właściwie w całości poświęcony jest on przemarszowi lisowczyków z Czech, przez Śląsk, do rzeki Odry. Według autora była to droga naznaczona niesłusznymi zaczepkami i nieprzyjemnościami, których doświadczali ze strony Ślązaków. W pewnym momencie ludność okolicznych ziem chciała nawet wydać bitwę elearom. Jak pisze franciszkanin, tymi zaczepkami lisowczycy nie dali się sprowokować i w spokoju przeszli przez Śląsk. Może rzeczywiście w czasie tej wędrówki elearzy nie kroczyli ścieżką usłaną różami, ale wiemy, że za sobą pozostawili szlak zgliszcz, krwi i popiołów19.
CZYTAJ RÓWNIEŻ: Poddany i obywatel. Szlachcica polskiego przygotowanie do sejmikowania. Studium przypadku
Wojciecha Dembołęckiego „Pamiętniki o lissowczykach, czyli przewagi elearów polskich” stanowią ważne źródło historyczne do dziejów Rzeczypospolitej I połowy XVII stulecia i są pomnikiem literackim wystawionym jednej z najlepszych polskich formacji wojskowych – elearom, zwanym także lisowczykami. Sam autor, choć posiadający świetne wykształcenie i kierujący się najlepszymi intencjami, chcąc w jak najkorzystniejszym świetle przedstawić swoich duchowych podopiecznych, zrobił to kosztem wartości, która dla dziejopisa, historyka i kapłana powinna być najważniejsza. Tą wartością jest prawda.
Grafika: Wikimedia Commons
_______________________________
1 PSB, T.17, „Aleksander Józef Lisowski”
2 Henryk Wisner, „Lisowczycy. Łupieżcy Europy”, Bellona, Warszawa 2013
3 Wielka encyklopedia PWN. T.7
4 „Pamiętniki o lissowczykach, czyli przewagi elearów polskich. 1619 -1623. Z wiadomością o życiu i pismach autora i z dodatkami”, Wydanie Kazimierza Józefa Turowskiego, Kraków 1859
5 Dembołęcki, „Pamięniki…”, s. 30
6 s.34
7 Wymieniony z imienia i nazwiska.
8 s.36
9 s.42
10 s.50
11 W pewnej chwili lisowczycy dopominali się faktycznie wypłacenia żołdu, ale im odmówiono.
12 Wisner, „Lisowczycy” – rozdział Biała Góra
13 ss.70-72
14 s.71
15 s.90
16 Leopold V, arcyksiążę Tyrolu i Austrii Przedniej (1619 -1632)
17 s.97
18 s.105
19 Wisner, „Lisowczycy”