Myśl Suwerenna

Druga Wojna Karabaska

🕔 Artykuł przeczytasz w 9 min.

Trwała 44 dni i zakończyła się bezdyskusyjnym zwycięstwem Azerbejdżanu. Dla wielu zaskakująco łatwym. Co o tym zdecydowało? Przewaga technologiczna, skuteczna taktyka oraz wsparcie Turcji przy jednoczesnym braku takiego wsparcia Rosji dla Armenii.

Azerbejdżan i Turcja były od początku zdeterminowane, by przeć naprzód i zajmować kolejne tereny. Armenia od początku była zepchnięta do defensywy, a dość szybka deklaracja Kremla oznaczająca, że Erywań będzie samotnie stawał przeciwko Azerom i stojącej za nimi potężnej Ankarze, musiała jeszcze bardziej osłabić ducha walki Ormian (pomijając już wszystko inne związane z bezczynnością głównego sojusznika). Moskwa skorzystała z klauzul w umowach sojuszniczych z Armenią, w tym zapisów z Organizacji Układu o Bezpieczeństwie Zbiorowym (OUBZ) nie obejmujących gwarancjami sojuszniczymi obszaru poza Armenią właściwą, i stała z bronią u nogi przyglądając się kolejnym porażkom nielubianego na Kremlu rządu Nikola Paszyniana. Wydaje się, że rozpoczynając wojnę Azerbejdżan zakładał taką właśnie neutralność Moskwy. Stąd też manifestacyjne korzystanie z pomocy wojskowej Turków: choćby pozostanie w bazie w Gandży po letnich manewrach kilku tureckich F-16. Skutecznie podczas wojny odstraszały one armeńskie lotnictwo – w efekcie Erywań nawet nie próbował użyć niedawno pozyskanych od Rosji samolotów przechwytujących Su-30. Dziś zresztą wiemy, że Ormianie nie mogli użyć znacznej części pozyskanego od Rosjan uzbrojenia właśnie na skutek działań Moskwy (na przykład zwłoka w dostarczeniu amunicji), która nie chciała, żeby doszło do bezpośredniego starcia militarnego Armenii z Turcją. Bo to by postawiło Rosję w arcytrudnym położeniu – jeśli pamiętamy, co było celem Moskwy (i co osiągnęła rozejmem z 9 listopada).

Petroarmia Alijewa

W rankingu porównującym militarne potencjały państw świata Global Firepower 2020 Azerbejdżan zajmuje 64. miejsce, zaś Armenia 111. Oczywiście od dekad mówi się, że to Ormianin jest dużo bitniejszym żołnierzem, niż Azer. Ale w dzisiejszych czasach ważniejsze stają się pieniądze i technologie. W 2014 roku Azerbejdżan wydawał na armię 5,1 proc. PKB, zaś Armenia 4,29 proc. – przy czym PKB Armenii było znacznie mniejsze. W tym stuleciu wojskowy budżet Azerbejdżanu był średnio 3-5 razy większy od budżetu wojskowego Armenii. A były i takie lata, gdy wydatki azerbejdżańskie na armię okazywały się większe, niż cały (!) budżet państwowy Armenii. W ostatnich kilku latach Baku zmniejszyło jednak zakupy broni – ale tylko dlatego, że uzyskało już armię wystarczająco zmodernizowaną i wyposażoną w nowoczesne uzbrojenie. Dopiero rok temu Azerowie znów zaczęli intensywnie kupować broń od Turcji. Eksport broni z Turcji do Azerbejdżanu wzrósł sześciokrotnie, do 36 mln dolarów w sierpniu i 77 mln dolarów we wrześniu 2020 roku. Najważniejszą pozycją na liście tych zakupów „last minute” były bojowe drony Bayraktar. Wcześniej Azerbejdżan zakupił już w Izraelu drony-kamikadze oraz precyzyjne systemy rakietowe, a od Rosji ciężkie miotacze ognia TOS-1A Sołncepek, pojazdy bojowe piechoty BMP-3, dywizjon samobieżnych dział Msta-S, dwa dywizjony rakietowej obrony przeciwlotniczej S-300 i kilka systemów obrony przeciwlotniczej krótkiego zasięgu Tor. Azerbejdżan nigdy nie ukrywał, że nie zostawi Górskiego Karabachu i otaczających go terenów w rękach Ormian. Wybuch wojny na dużą skalę był kwestią czasu – wszak po to reżim Ilhama Alijewa wydawał miliony petrodolarów na broń.

Wydaje się, że w Erywaniu zrozumiano to zbyt późno. Do tego dostrzeżono dwuznaczną postawę Moskwy – co było sygnałem alarmowym, że pomoc wojskowa Rosji wcale nie musi być tak oczywista w razie starcia z Azerbejdżanem. Zresztą niewiele Armenia mogła tu zrobić – gospodarczo jest dużo słabsza od Azerbejdżanu. Od połowy tej dekady Erywań jednak zaczął wydawać więcej na zbrojenia. Według szacunków renomowanego sztokholmskiego instytutu SIPRI, import zbrojeniowy Armenii w latach 2014-2019 był trzy i pół raz większy niż w latach 2009-2014. Zakupiono systemy rakietowe Smiercz, dużą ilość broni przeciwpancernej, przenośne systemy rakietowe przeciwlotnicze, systemy Tor oraz dywizjon rakiet Iskander-E. Ale były też zakupy budzące zdziwienie, a nawet krytykę. Choćby zakup w 2019 roku czterech Su-30SM. Te ciężkie myśliwce, szybsze i mające większą siłę ognia niż azerbejdżańskie MiG-29, w czasie walk nad Karabachem nie na wiele się przydały.

Już latem doszło do starć wojennych na granicy azerbejdżańsko-armeńskiej, na północ od Karabachu, i jak się wydaje, było to coś w rodzaju próby generalnej przed wrześniową eskalacją. Zaraz potem zresztą oba kraje przeprowadziły ćwiczenia wojskowe ze swoimi sojusznikami. Wojska armeńskie współuczestniczyły w rosyjskich manewrach strategicznych Kaukaz-2020. Z kolei Azerbejdżan ćwiczył z Turcją. Od 29 lipca do 10 sierpnia, w ramach ćwiczeń, na lotnisku Gandża stacjonowały tureckie myśliwce. Część z nich pozostała. Należy jednak zaznaczyć, że w tej wojnie samolotów i śmigłowców pilotowanych przez ludzi obie strony używały niewiele. Po prostu jedni i drudzy obawiali się skuteczności obrony przeciwlotniczej wroga. Armenia nie ma zorganizowanego systemu obrony przeciwlotniczej. To przekracza jej możliwości finansowe. Stacjonujące w Karabachu baterie przeciwlotnicze przygotowane były na walkę ze śmigłowcami uderzeniowymi i samolotami wielozadaniowymi. Tymczasem ich wrogiem okazały się niewielkie drony.

Nie było dla nikogo tajemnicą, że Azerbejdżan od lat intensywnie rozbudowuje swój potencjał militarny, korzystając ze strumienia petrodolarów zapełniającego budżet państwa. Mimo wszystko jednak, mając w pamięci zarówno wojnę z początku lat 90. XX w., jak i ostatnie starcia (choćby w 2016 roku) obu państw, mało kto spodziewał się, że Baku uzyska tak wyraźną przewagę w polu w wojnie toczącej się do 27 września do 9 listopada. Czy Azerbejdżan pokonał Armenię tylko dzięki przewadze finansowej, przekładającej się na pozyskanie lepszych typów uzbrojenia i sprzętu?

Drony i taktyka

Kampania zaczęła się 27 września od wzajemnego ostrzału w pięciu rejonach. Na północy: w rejonie pasma górskiego Murowdag i miejscowości Tałysz i Mardakert (Agdere) kontrolowanych przez Ormian. Na południu: w rejonach dżebrailskim i fizulinskim. Obie strony zarzucały sobie rozpoczęcie walk, ale nie ma wątpliwości, że to Azerbejdżan był inicjatorem tej wojny. Na froncie północnym atakował 1. Korpus generała Hikmeta Hasanowa, a na południu – dwa korpusy, jeden pod dowództwem generała Hikmeta Mirzajewa, drugi pod wodzą generała Maisa Barchudarowa. Początkowo przez szereg dni zacięte walki toczyły się wzdłuż linii rozgraniczenia i Azerowie nie byli w stanie zdobyć większych terenów. Dopiero 9 października padło miasto Dżebrail – stolica jednego z siedmiu rejonów azerbejdżańskich otaczających Górski Karabach, które siły armeńskie zajęły w wojnie 1992-1994. Opustoszałe miasto (Ormianie uciekli), w czasie walk zostało kompletnie zniszczone. Żeby zająć Dżebrail, armia azerbejdżańska pokonała 20 km w aż dwa tygodnie – co pokazuje, że w pierwszej fazie kampanii trudno było mówić o jakimś blitzkriegu. Parę dni później padł jednak Hadrut, co było ważne o tyle, że to miasto rejonowe już w granicach samego Górskiego Karabachu. Było to też pierwsze miasto zajęte przez siły azerbejdżańskie, w którym pozostała ludność cywilna. Po zdobyciu Hadrut ofensywa azerbejdżańska przyspieszyła, zaś Ormianie wycofywali się coraz szybciej. Stosunkowo małe, ale ruchliwe grupy azerbejdżańskiej piechoty z lekko opancerzonymi zmodernizowanymi przez Izraelczyków czołgami były wspierane przez tureckie drony atakujące Bayraktar TB2, amunicję krążącą izraelskiej produkcji oraz artylerię dalekiego zasięgu i systemy rakietowe. Dokładne doniesienia o pozycjach wroga dostarczały w czasie rzeczywistym drony izraelskie i tureckie.

Armia Alijewa pokonała siły armeńskie przełamując południowy odcinek frontu i zdobywając powoli, ale nieprzerwanie – marszem na zachód – tereny w ramach manewru oskrzydlającego w dolinie rzeki Aras, tuż nad granicą irańską. Osiągnąwszy granicę właściwej Armenii, wojska azerbejdżańskie skierowały się na północ, ku górom Karabachu, omijając leżące bardziej na wschód główne umocnienia armeńskie i zmuszając przeciwnika do walki na otwartym polu. Po Dżebrail i Hadrucie, padły Füzuli, Zengilan, Kubatły. Celem tego natarcia było miasto Laczin, przez które biegnie droga łącząca Szuszę i Stepanakert z Armenią, a także sama Szusza. Oba miasta leżą na szczytach gór. Azerbejdżan nie mógł więc użyć ciężkiego sprzętu. Użył lekkich pododdziałów piechoty i specjalsów, którzy przeszli do Szuszy pokonując góry. Azerowie przyjęli bowiem dobrą taktykę. Od pierwszych godzin wojny polowali na armeńskie mobilne systemy obrony przeciwlotniczej. Azerbejdżańskie dowództwo poświęciło w tym celu całą flotę zacofanych technologicznie, zakupionych od Ukrainy dwupłatów AN-2 – sterowanych zdalnie na niskim pułapie. Podczas gdy Ormianie chwalili się zestrzelonymi latającymi na niskim pułapie AN-2, drony produkcji tureckiej, czy izraelskiej operujące na wyższym pułapie identyfikowały pozycje obrony przeciwlotniczej i z łatwością je niszczyły. Artyleria i wyrzutnie rakietowe współdziałające z dronami pustoszyły pozycje Ormian.

Siły armeńskie były zdezorientowane, ale natarcie azerbejdżańskie w kierunku Laczin zostało jednak zatrzymane w wąwozie na południe od miasta. Tymczasem inna kolumna pomaszerowała z miasta Hadrut w stronę starożytnej stolicy Karabachu – górskiego miasta-fortecy Szusza. 8 listopada Alijew z euforią ogłosił: „Szusza jest nasza!”. Zajmując to miasto Azerbejdżan przechwycił główny szlak komunikacji ze Stepanakertu do Laczin i dalej Armenii. W tym momencie siły armeńskie – zaszokowane precyzyjnymi uderzeniami wroga na ich centra dowodzenia i łączności – były w dużym stopniu zdemoralizowane. Jak przyznał później Paszynian, nawet 25 000 żołnierzy zajmujących główne pozycje obronne na wschód od Stepanakertu, mogło być szybko okrążonych i zmuszonych do poddania. Aby ich ocalić, jak powiedział Paszynian, był on zmuszony poddać całą „buforową strefę bezpieczeństwa”, Szuszę i inne części Karabachu już zajęte przez nacierających Azerów. 9 listopada ogłoszono porozumienie Putina, Paszyniana i Alijewa kończące działania wojenne.

Turecki czynnik

Militarne sukcesy Azerbejdżanu były dla wielu zaskoczeniem. Przyjmowano, że armia armeńska i separatyści karabascy okopali się tak dobrze, że będą w stanie odeprzeć atak azerbejdżański. Tak jak wiosną 2016 roku. Wydawało się, że rozpoczęte 27 września boje zakończą się podobnie do wcześniejszych eskalacji konfliktu, choćby i tej z lata tego roku. Azerowie zdołają zdobyć parę kilometrów kwadratowych i jedno czy dwa wzniesienia, po czym ogłoszą sukces, a ogień zostanie wstrzymany. Stało się inaczej. O zwycięstwie Azerbejdżanu zdecydowały trzy czynniki: przewaga technologiczna, użyta taktyka, wsparcie Turcji.

Karabach to kolejne pole bitewne – po Syrii i Libii – gdzie systemy przeciwlotnicze made in Russia okazały się mało skuteczne przeciwko niewielkim i wolnym dronom. I nic w tym dziwnego. Wszak mające źródła jeszcze w latach 80. XX w., najbardziej nowoczesne systemy, jakimi dysponuje Armenia, czyli S-300 i Buk-M1, konstruowano z myślą o namierzaniu i niszczeniu szybko poruszających się celów, od samolotów po rakiety. Azerbejdżańskie drony bezkarnie latały nad pozycjami armeńskimi także dlatego, że Armenia nie dysponuje sprzętem do walki elektronicznej zdolnym zakłócać łączność między dronami a ich stacjami sterującymi. Dopiero w samej końcówce wojny Rosja użyła swojego systemu Krasucha z bazy w Giumri (Armenia) do przeszkodzenia azerbejdżańskim dronom wykonania głębszego rozpoznania terytorium Armenii. Kolejną technologiczną przewagą Azerbejdżanu było użycie amunicji krążącej izraelskiego producenta Harop. Podczas gdy Armenia w 95 proc. polegała na rosyjskim uzbrojeniu, Azerbejdżan zdywersyfikował swój arsenał, kupując broń w Izraelu i Turcji. Za petrodolary Baku zakupiło też z Hiszpanii systemy antyradarowe, a z Czech samobieżne haubice DANA. Kluczowe było jednak zakupienie tureckich dronów Bayraktar. Każdy z nich uzbrojony może być w cztery rakiety – również produkcji tureckiej (sterowane laserowo MAM).

Azerbejdżańska armia, aktywnie wspomagana przez Turcję, okazała się dużo lepiej uzbrojona i lepiej zorganizowana, niż armia armeńska. Azerbejdżanie od pierwszego do ostatniego dnia wojny mieli inicjatywę, a zmobilizowane armeńskie rezerwy okazały się nie gotowe do współczesnej wojny, ani technologicznie, ani psychologicznie. Tureccy wojskowi bezpośrednio koordynowali działania dronów Bayraktar TB2 w strefie działań wojennych. Co najmniej od lipca w Baku miał przebywać turecki generał za to odpowiedzialny. Wg gazety „Wzgljad” azerbejdżańska armia była de facto podporządkowana 200 tureckim doradcom wojskowym, którzy z kolei raportowali bezpośrednio do Ankary. Zdaniem niektórych ekspertów, w działaniach azerbejdżańskiej armii można było dostrzec styl tureckiej armii, która wykorzystywała taką taktykę w 2018 roku podczas działań w północnej Syrii. Nie było frontalnego ataku z udziałem ciężkich sił, ale „sprawdzanie bojem” słabych punktów wroga i po ich identyfikacji koncentracja uderzenia na takim odcinku.

Azerbejdżan wybrał na decydujące uderzenie kierunek południowy nieprzypadkowo. Inaczej, niż na górzystej północy, tutaj duża część terenu była równinna. Po drugie, północ, bliżej Stepanakertu, była priorytetowo traktowana przez Ormian. Tam były mocniejsze fortyfikacje i więcej oddziałów. Południe traktowano jako kierunek drugorzędny. Tutaj obrona była dużo słabsza. W obronie karabaskiej były dwa słabe punkty. Na południu właśnie, oraz w rejonie agdamskim. Na południu równinę rozciągającą się od linii rozgraniczenia do rejonu hadruckiego można było obronić tylko przy poważnych umocnionych liniach oraz polach minowych. Wywiad azerbejdżański wiedział jednak doskonale, że nie tam ani jednego, ani drugiego.

Przed ostatnią wojną powszechne było przeświadczenie o znacznie wyższym poziomie przygotowania taktycznego armii armeńskiej. To Ormianie mieli lepiej wyszkolonych oficerów, bardziej zmotywowanych żołnierzy, bardziej elastyczne w podejmowaniu decyzji dowództwo. Okazuje się, że Azerbejdżan znalazł na to sposób. To właśnie masowe zastosowanie dronów pozwoliło po pierwsze rozpoznać pozycje armeńskie, a po drugie ustalić miejsca dyslokacji rezerw. To pozwoliło na celny i intensywny ostrzał artyleryjskie tych celów. Artyleria, systemy rakietowe z amunicją krążącą, pociski LORA – to wszystko pozwoliło niszczyć mosty i drogi łączące punkty koncentracji rezerw z frontem. Pozbawione wsparcia frontowe oddziały prędzej czy później musiały się cofać. Taka taktyka okazała się skuteczna także w terenie górzystym, który Ormianie uważali za łatwy od obrony (dotychczasowe doświadczenia wojenne to potwierdzały). Korzystając z dominacji w powietrzu Azerowi odcinali kolejne punkty oporu od wsparcia – najbardziej spektakularną taką operacją było zdobycie Szuszy, które przesądziło o militarnej klęsce Armenii.

Artykuł został pierwotnie opublikowany w kwartalniku “Myśl Suwerenna. Przegląd Spraw Publicznych” nr 2(2)/2020.

[Grafika: Russian peacekeepers and Azerbaijani military personnel near Vank village; Autor: Минобороны России]

Skip to content