Rzeczpospolita Obojga Narodów istniała w latach 1569 – 1795. Powstała na mocy unii lubelskiej, a zakończyła się w wyniku haniebnych traktatów rozbiorowych. Nazwa „Obojga Narodów” jest myląca. Widzimy to patrząc na dzisiejszą mapę Europy, gdzie dawne terytorium I RP dzisiaj stanowią (głównie) Polska, Litwa, Białoruś oraz Ukraina. I chociaż to XIX w. uznaje się za stulecie narodów, pamiętajmy że „narodowość” jako społeczna tożsamość ukonstytuowała się dużo wcześniej. Nie jest więc anachronizmem stwierdzenie, że I RP była państwem wielonarodowym, a z pewnością nie była krajem li tylko dwóch nacji.
Myślę, że każdy z nas zastanawiał się chociaż raz co by się stało gdyby I RP nie upadła. Gdyby Rzeczpospolita Obojga Narodów przetrwała. Ustrój państwa, w którym żyli nasi dalecy przodkowie wydaje się nam dzisiaj dosyć egzotyczny, a znając jego przykry finał (w postaci rozbiorów dokonanych przez Rosję, Prusy oraz Austrię) traktujemy go jako przejaw dziejowej głupoty. Wszelako pamiętajmy, że na podobnym fundamencie wielonarodowości, złotej wolności, republikanizmu i praw wyborczych powstały Stany Zjednoczone Ameryki. I RP, gdyby przetrwała, a młyny dziejów mieliły inaczej, prędzej czy później przekształciłaby się pewnie w europejskie „USA” leżące między Morzem Bałtyckim a Czarnym, jak Amerykanie między Atlantykiem, a Pacyfikiem. Geograficznie Amerykanie mogli dłużej eksperymentować ustrojowo niż Polacy, ponieważ nie da się porównać polityki takiej Kanady z Meksykiem do imperializmów: rosyjskiego oraz niemieckiego. Nawet przez pryzmat brytyjskiego i hiszpańskiego kolonializmu wypadają one blado przy polityce Berlina i Moskwy. Z perspektywy XXI wieku takie nostalgiczne rozważania przestały być aberracją. Spójrzmy, że Anno Domini 2022 zaczęto coraz śmielej mówić choćby o federacji państwowej pomiędzy Polską a Ukrainą na gruncie wspólnej obrony przed rosyjskim imperializmem. Samo słowo „unia” przestała być przeżytkiem. Polska jest przecież członkiem Unii Europejskiej, a Ukraina od czasów walk na Majdanie Godności w Kijowie (w roku 2013) manifestuje unijne aspiracje. Członkiem Unii Europejskiej jest Litwa – a relacje polsko-litewskie są najlepsze od czasów I RP. Między Polakami, Litwinami oraz Ukraińcami zanikają silne animozje narodowe, które obserwowaliśmy w XX wieku. Jeżeli też na Litwinów spojrzymy w ujęciu nie narodowościowym, ale terytorialnym, to Wielkie Księstwo Litewskie oznacza także terytorium Białorusi. Przypomnijmy, że narodowe barwy białoruskie (obecnie używane przez ruch niepodległościowy) to kolor biało-czerwono-biały. Narodowym świętem Białorusinów jest rocznica bitwy pod Orszą, gdzie polsko-litewsko-białoruskie wojska rozgromiły Moskali. W 1992 r. w niepodległej Białorusi rocznica bitwy pod Orszą została ustanowiona jako święto Armii Białoruskiej, zniósł je dyktator tego kraju – Aleksandr Łukaszenka, zastępując zresztą paskudną rocznicą ustanowienia ZBiR-a, czyli Związku Białorusi i Rosji. Abstrahując od obecnych władz w Mińsku naród białoruski nie jest wrogo usposobiony do Polaków, a narodowymi bohaterami – pomimo akcji wynaradawiania na wzór sowiecki – pozostają na Białorusi wspólni bohaterowie Międzymorza tacy jak choćby Tadeusz Kościuszko. Zobaczmy, że z perspektywy pokolenia Polaków, Ukraińców, Białorusinów oraz Litwinów, wychowanych w drugiej połowie XX wieku to co dzieje się w latach dwudziestych XXI wieku wydaje się niesamowite, jeżeli chodzi o narodowe pojednanie. Bolesna lekcja historii w postaci konfliktów Warszawa-Wilno-Kijów wydaje się być mocno zakurzoną przeszłością. Zauważmy, że obecne pokolenia Litwinów, a zwłaszcza Ukraińców, historię swojego kraju i relacje z Polakami traktuje jako mniej pesymistyczne niż ich ojcowie oraz dziadkowie. W I RP widzą już nie ciemiężycielkę oraz okupanta, który polonizował na siłę, ale o wiele bardziej liberalne i wolnościowe rządy, które są niczym w porównaniu ze wschodnią satrapią (sowiecką i obecną, putinowską). I RP staje się więc nie „okupantem” jak widziano to wcześniej, ale wspólnym państwem, którego upadek oznaczał unicestwienie na mapie Europy nie tylko Polski.
Jako reporter podróżowałem po terenach, które my nazywamy „dawnymi Kresami”, lub „Kresami Wschodnimi” a dzisiaj są częścią niepodległej Ukrainy oraz Litwy. Relacjonowałem także sytuację na granicy polsko-białoruskiej w roku 2021. W roku 2022 jako reporter wojenny podróżowałem po objętej walkami Ukrainie, a cztery lata wcześniej byłem pod donieckim lotniskiem, gdzie po ukraińskiej stronie frontu pisałem reportaże o walce Ukraińców z oddziałami separatystyczno-rosyjskimi. Spokojnie mogę stwierdzić, że Ukrainę oraz Litwę znam bardzo dobrze, zjechałem je wzdłuż i wszerz. Od Lwowa pod Donieck, od Warszawy po Wilno. Podróżowałem także szlakami polskości. Jako polski patriota, ze wzruszeniem odnotowywałem jak wiele pozostało z polskiego dziedzictwa. Widzę to także o wiele bardziej pozytywnie niż jest to podnoszone w Warszawie, gdzie często słychać było głosy, że Ukraina lub Litwa nienależycie dba o polskie dziedzictwo i polską historię. Wszystkim krzyczącym na ten temat polecam przejść się na spacer po dzielnicach Warszawy i zobaczyć jak wiele pięknych kamienic – dziedzictwo historii, niszczeje w brudzie, jak wiele miejsc pamięci ofiar np. zbrodni niemieckich w okresie drugiej wojny światowej, jest zaniedbanych. Bijmy się we własne piersi zamiast w cudze.
Język dziedzictwem Rzeczypospolitej Obojga Narodów
Paweł Jasienica twierdził, że to państwo buduje naród a nie na odwrót. Choć sami Ukraińcy tego wprost nie przyznają to nie da się tego wymazać – język ukraiński jest bardzo silnie historycznie związany z językiem polskim. To jest o tyle ciekawe, że kto chciałby po sienkiewiczowsku cofnąć się do czasów Trylogii i posłuchać „staropolskiego” winien podróżować nie po Polsce, ale właśnie po Ukrainie. Pamiętacie jak wasz Tata albo Dziadek na pytanie „co robisz?” odpowiadał „dumam sobie”? Albo jak Jan Paweł II mówił do Polaków „Miłujcie się”, chociaż „miłuję Cię” nie jest w Polsce już używane poza Kościołem katolickim? Randkujący Polacy raczej mówią „kocham Cię”. Język ukraiński, jest pewnym wehikułem czasu dla Polaków, chociaż zupełnie nie jesteśmy tego świadomi. „Dumka”, czyli „myśl” jeszcze była używana w II Rzeczypospolitej, tak jak i w I Rzeczypospolitej. „Pomiłuj” – tak samo. W XXI wieku wypadły one z języka polskiego, zostały w języku ukraińskim. Gdybyśmy z XXI wieku przenieśli kogoś do wieku XVII to z pewnością łatwiej byłoby się dogadać Ukraińcowi z naszymi przodkami, niż samym Polakom. Na potwierdzenie tego widzimy badania językoznawcze. Słownictwo w języku ukraińskim pokrywa się nawet w 70 proc. z polskim słownictwem. Gdyby, więc od jutra cała Ukraina przeszła na alfabet łaciński przecierając oczy ze zdumienia dostrzeglibyśmy jak bliskie są relacje polsko-ukraińskie. To nie jest tak, że Ukraińcy mają wyjątkową lekkość nauki języków i dlatego tak biegle opanowali polską mowę – w końcu pracują i uczą się nad Wisłą bez większych problemów. Za tym fenomenem stoi fakt, że oba języki są ze sobą tożsame. Dla Ukraińców z zachodniej i środkowej Ukrainy – gdzie powszechnie używa się języka ukraińskiego adaptacja w Polsce nie jest problemem. Ukraińcy używający języka rosyjskiego mogę mieć już jakieś problemy. To w żaden sposób jednak dyskryminuje Ukraińców ze wschodniej części kraju, czy odbiera im prawa do dobrych relacji z Polakami. Piszę to z praktycznego punktu widzenia, uważając Ukrainę za integralne państwo i potępiając rosyjską inwazję na każdym kroku. Dlaczego stwierdziłem na wstępie, że Ukraińcom przychodzi z trudem przyznanie o tym podobieństwie języków? Oznacza to przyznanie, że ich narodowy język jest dzieckiem I RP. Tam, gdzie sięgały granice Rzeczypospolitej Obojga Narodów tam też słychać częściej język ukraiński – dalej rosyjski. Po rosyjskim ludobójstwie w XXI wieku język rosyjski będzie tracił na popularności, a język ukraiński zyskiwał na atrakcyjności – jako ten „zachodni”, „europejski”, no i właśnie… „polski”.
Z tymi językami to jest jeszcze ciekawsza historia. Może uda się kiedyś odwojować określenie „ruski” z jego pejoratywnego znaczenia. Przypomnijmy, że w I RP istniała „szlachta ruska” oraz „język ruski”, który używano od czasów Rusi Kijowskiej nie utożsamiając go z Rosjanami. W Hadziaczu, w 1658 roku, ustanowiono unię, która swoją nazwę wzięła od wspomnianej miejscowości. Unia Hadziacka (lub ugoda hadziacka) przekształcała Rzeczpospolitą Obojga Narodów, w „Trojga Narodów”. Pojawiały się w niej Korona, Wielkie Księstwo Litewskie oraz Wielkie Księstwo Ruskie – reprezentowane przez wojsko zaporoskie, czyli kozaczyznę. Był to projekt epokowy, którego potrzebę przemycił nawet Henryk Sienkiewicz w „Ogniem i mieczem” wkładając w usta różnym bohaterom słowa o bezsensie „lania krwi pobratymczej”. Wróćmy do Hadziacza, leżącego pod Połtawą. Unię zatwierdził Sejm Rzeczypospolitej oraz zaprzysiągł król Jan II Kazimierz Waza.
Ruskie a nie rosyjskie
Ustanowiono odrębne urzędy dla Rusi (stworzono funkcje marszałka ruskiego, obok marszałka koronnego i litewskiego, hetmana ruskiego, kanclerza ruskiego i inne stanowiska analogiczne do istniejących dla pozostałych członków federacji), dopuszczono posłów ruskich do Sejmu, a biskupów prawosławnych do Senatu. Państwo to miało swoje własne wojsko, własny skarb, własne ministerstwa i urzędy, pod zwierzchnictwem hetmana z własnego wyboru – wówczas Iwana Wyhowskiego. Szlachta wszystkich trzech państw miała wybierać wspólnie króla i wysyłać posłów na sejm. Tysiąc Kozaków (starszyzny kozackiej) otrzymało nadanie praw szlacheckich jednorazowo, a stu Kozaków (z każdego pułku kozackiego) zatwierdzonych przez hetmana miało z rąk króla otrzymywać rok w rok szlachectwo. Postanowienia Unii obejmowały również przyjęcie do etatowego rejestru kozackiego 30 tysięcy Kozaków z możliwością powiększenia wojska zaporoskiego. Unia hadziacka przekreślała ugodę perejasławską – pakt między Bohdanem Chmielnickim a carem Aleksem II, na mocy której oddał Ukrainę Rosji. Carska Rosja przerażona tym, że kozaczyzna opowiedziała się za „opcją zachodnią” wysłała wojska na Ukrainę. 8 lipca 1659 roku połączone wojska polsko-litewsko-kozackie (ze wsparciem Tatarów) pokonały Moskali pod Konotopem. Bitwę tę świętuje się na Ukrainie, a nie w Polsce – co jest przedziwne, ale zostawmy to na chwilę. Unia Hadziacka nie wyszła z jednego powodu. Rosja opłaciła buntowników, którzy zamordowali Jerzego Nierycza (kanclerza ruskiego) oraz obalili hetmanat Wyhowskiego na rzecz Jerzego Chmielnickiego – syna Bohdana. Próby budowy państwa polsko-litewsko-ukraińskiego były poważne, pokrzyżowała to polityka Rosji oraz wcześniejsza opieszałość polskiej szlachty. Dobrze, że obecnie Warszawa oraz Kijów wyciągają z tego wnioski. Historia powtarza się ze strony Rosji jako farsa.
Teatras czyli o Mickiewiczu słów kilka
„Litwo Ojczyzno moja” – pisał Adam Mickiewicz. Zostańmy zatem przy dziedzictwie językowym. Do Mickiewicza przyznaje się wiele narodów Międzymorza. Litwini uważają go za swojego rodaka, podobnie Polacy, jak i Białorusini. Moim zdaniem jest to dyskusja całkowicie zbędna, ponieważ nie bazuje ona na dziedzictwie I RP – państwa wielonarodowego. Mickiewicz, choć tworząc, po rozbiorach, był wszelako dziedzicem Rzeczypospolitej Obojga Narodów. Myślał jej kategoriami, a tworzył i mówił w języku polskim, bo język polski był głównym językiem Międzymorza. Język litewski pochodzi z grupy języków bałtyckich, ale na Litwie nie ma problemu by komunikować się w języku polskim. Kto podróżował po Litwie ten wie, że Polak jest tam rozumiany. Litwin mówi: katedra, klinika, moneta, grafika, opera, biblioteka, mama. Skomplikowane? W języku litewskim znajdziemy także słowa takie jak: pomidoras, jogurtas, teatras, bankas, bananas, tortas, kremas, adresas, kilogramas, autobusas, skorpionas. Oczywiście odradzam dodawać do każdego polskiego słowa końcówki „as” i liczyć, iż zamieni się to w słowo po litewsku, ale jest o wiele mniej różnic niż nam się to wydaje.
Wspólni bohaterowie
Już samo to, że piszę o Mickiewiczu czy Kościuszce oznacza, że serce polskiej historii bije na Kresach Wschodnich. To też ciekawe, że tak wiele narodów wydziera sobie jedną postać historyczną twierdząc, że jest on „ich” bo – urodził się na terytorium dzisiejszej Białorusi, bo wcześniej to było wielkie Księstwo Litewskie, bo uczył się na terytorium dzisiejszej Ukrainy, bo mówił po polsku i myślał o Polsce. Ten niekończący się spór kończy świadomość, że budowaliśmy wspólnie jedno wielkie państwo do którego tradycji spokojnie możemy się odwoływać. Mógłbym pisać o budynkach – które przecież świadczą o dziedzictwie I RP: zamkach, dworkach, kościołach. Mógłbym także pisać o pomnikach oraz cmentarzach, których pełno po Kresach. Nieprzypadkowo piszę o ludziach. Jako reporter wojenny byłem także pod Kijowem. W obronie ukraińskiej stolicy walczył batalion (następnie przekształcony w pułk) białoruskich ochotników. Co prawda Łukaszenka poparł putinowską inwazję i udostępnił mu terytorium Białorusi do ataku, a bez tego wsparcia logistycznego nie byłoby rosyjskiego uderzenia na Kijów, ale ustaliliśmy już, że Mińsk sobie a Białorusini sobie. Po stronie Ukrainy walczy oddział białoruskich opozycjonistów. Tenże dzielny pułk nosi imię „Kastusia Kalinowskiego”. Konstanty „Kastuś” Kalinowski był oficerem Powstania Styczniowego, odwoływał się do Rzeczypospolitej Obojga Narodów, jest bohaterem Litwy, Polski oraz Białorusinów, a pułk jego imienia bohatersko broni Ukrainy przed frontalną rosyjską inwazją. Kalinowski pochodził z mazowieckiej polskiej szlachty, a jego rodzina przeniosła się na grodzieńszczyznę, gdzie wydawał pierwsze w historii publikacje w języku białoruskim. Pisał także w języku polskim. Pojmany przez Rosjan został powieszony (odmówiono możliwości rozstrzelania go jako żołnierza). Jego ciało ekshumowano i umieszczono na cmentarzu na Rossie w Wilnie. Pogrzeb był wielkim wydarzeniem międzynarodowym. Uczestniczyli w nim prezydent Andrzej Duda, premier Mateusz Morawiecki, minister obrony narodowej, ze strony litewskiej prezydent Gitanas Nauseda, ze strony białoruskiej wicepremier Ihar Pietryszenka, a także przedstawiciele władz Ukrainy. Uroczystości religijne w katedrze wileńskiej i przy Ostrej Bramie odbywały się w trzech językach: polskim, litewskim i białoruskim, a na ulicach wisiały flagi polskie i biało-czerwono-białe flagi białoruskie oraz historyczne flagi Wielkiego Księstwa Litewskiego. Choć Kalinowski zginął w publicznej egzekucji, która odbyła się w centrum Wilna, to długo nie było wiadomo, gdzie Rosjanie zakopali jego ciało. W tajemnicy złożono go u podnóża Góry Giedymina. W 2017 na ślad pochówku trafili litewscy archeologowie.
CZYTAJ RÓWNIEŻ: Stanisław August Poniatowski – w różnych epokach, z różnych perspektyw
Grafika: domena publiczna