Wiosną 1994 roku Ormianie wyszli zwycięsko z wojny o Górski Karabach. W 2020 roku wojna obronna o Arcach skończyła się ich klęską. Lekceważony Azerbejdżan dozbroił się w nowoczesną broń, uzyskał potężnego protektora w osobie prezydenta Turcji Recepa Tayyipa Erdogana oraz wybrał dogodny moment do ataku. Świat postrzegał Armenię przez pryzmat oficjalnego sojuszu Erywania z Moskwą a zatem sądzono, że Ormianie z takim wsparciem pokonają Azerów. 30 lipca, czyli świeżo po starciach granicznych azersko-ormiańskich ale jeszcze na grubo przed walną walką, która ruszyła 27 września uczestniczyłem w debacie Warsaw Institute, MSZ RP oraz Regionalnego Ośrodka Debaty Międzynarodowej w Katowicach. Jednym z poruszanych wątków w tej ciekawej dyskusji była właśnie wojna o Górski Karabach. Wbrew opinii większości głosów obecnych w mediach stwierdziłem, że Ormianom grozi „scenariusz syryjski” – to znaczy jest ryzyko, że Moskwa sprzeda ich etniczne ziemie Ankarze tak jak uczyniła to z syryjskim Kurdystanem. W dyskusji porównałem to do kart przy stoliku hazardowym, które można wymieniać. „Sojusz” o którym mówili wszyscy określiłem inaczej – iż Armenia jest „zakładnikiem” Rosji. Okazało się, że nie pomyliłem się co do intencji Rosji w tym konflikcie.
Drony nad Karabachem
Ormiańska wojna obronna 2020 roku w Górskim Karabachu powinna być geopolityczną i wojskową lekcją dla świata, a zwłaszcza dla takich państw jak Polska, które ze względu na swoje geostrategiczne położenie chcą zadbać o swoje bezpieczeństwo. Co wydarzyło się między rokiem 1994 – gdy Ormianie pokonali Azerów, a rokiem 2020 – gdy to Ci drudzy mogą się uznać za wygranych? Ukształtowanie terenu na którym walczono się nie zmieniło. Wręcz przeciwnie, Ormianie kontrolowali dogodne pozycje obronne i dotychczasowe próby azerskich ataków rozbijały się o ormiańską linię obrony. Mimo wielu pomyłek i dezorganizacji Ormianie wciąż są – tak jak w 1994 roku – zdeterminowani i zmobilizowani by bronić Górskiego Karabachu. W roku 2020 tłum młodszych i starszych Ormian oraz Ormianek zgłaszał się wszelako do wojska. Dlaczego, więc tym razem to Azerowie byli górą? W sierpniu do swojego podcastu War Vlog zaprosiłem red. Macieja Szopę z portalu defence24.pl by porozmawiać o wojnie nowego typu – z naciskiem na udział w niej bezzałogowców, nazywanych w Polsce potocznie – ku rozpaczy wojskowych ekspertów – „dronami”. „W mojej opinii tak jak w okresie I wojny światowej niekwestionowanym królem pola walki był ciężki karabin maszynowy, w okresie II wojny światowej – czołg, pewnie w okresie wojny wietnamskiej – śmigłowiec, tak dzisiaj jest nim bezzałogowiec, dron” – mówiłem wówczas. Swoją tezę podtrzymuję. Nie tylko w mojej opinii, wojna o Górski Karabach obnażyła jak ogromną rolę odgrywają i będą odgrywały drony. „Dodatek” w prowadzeniu operacji wojennych – bo tak bagatelizowano bezzałogowce – gdy w konflikcie asymetrycznym należało zlikwidować któregoś z dżihadystycznych przywódców, stał się kluczowym elementem ataku lotniczego w kinetycznej wojnie. Azerbejdżan przy pomocy dronów zniwelował dysproporcje w dogodności pozycji zajmowanych przez obie armie. Dotychczas było to na korzyść Ormian. Mówiąc wprost – wojska lądowe Azerbejdżanu, które także w roku 2020 miały spore kłopoty obecnie otrzymały wsparcie lotnicze, którego Ormianie nie byli w stanie powstrzymać. Nie byli w stanie także dlatego, że Baku bardzo sprawnie zaplanowało atak przy użyciu dronów. Znać tutaj rękę Turcji. Otóż poza użyciem zabójczych tureckich bezzałogowców Bayraktar TB2, których makabryczne żniwo oglądał cały świat na azerskich propagandowych materiałach filmowych, wykorzystywano także drony-kamikaze. W mediach pojawiły się też informacje, że stare wysłużone samoloty zamieniono na samobójcze-drony i o ile ich ataki nie mogły być precyzyjne, to następnej atakującej fali dronów pozwalały zlokalizować rachityczne punkty obrony przeciwlotniczej Ormian. Przewaga technologiczna w połączeniu z nową taktyką walki zamęczyła linie obronne Republiki Arcachu. Głupcem będzie ten kto nie wyciągnie lekcji z tej wojny. Jeśli ktoś chce mieć profesjonalne i poważne Siły Zbrojnie musi teraz postawić na bezzałogowce ale także na broń przeciwdronową oraz nowoczesne koncepcje obrony kraju.
Rosja ukarała Ormian
Kolejnym aspektem, który pozwolił zwyciężyć Azerbejdżanowi były sprawy geopolityczne. Na papierze wydawało się, że Ormianie mogą spać spokojnie. Eksperci jednym chórem twierdzili, że w istocie Erywań jest solidnie zabezpieczony będąc w Organizacji Układu o Bezpieczeństwie Zbiorowym (wraz z Rosją, Białorusią, Kazachstanem, Kirgistanem i Tadżykistanem), a ODKB jest często określane „rosyjskim NATO”. W Giumri Rosjanie maja swoją bazę wojskową. Zatem wniosek miałby nasuwać się sam, iż Moskwa nie pozwoli podnieść ręki na swego sojusznika i ruszy mu w potrzebie. Problem tylko w tym jak definiujemy słowo „sojusznik”, a w przypadku percepcji Kremla ma ono znamię relacji protektora i państwa satelickiego. Ergo: silna Armenia nie jest Moskwie do niczego potrzebna. To ryzyko samodzielności, suwerenności, podmiotowości Ormian. A widać, iż Ormianie mają aspiracje prozachodnie, bo tym była aksamitna rewolucja w roku 2018 i finalnie zdobycie władzy przez Nikola Paszyniana. Spójrzmy na pewną sekwencję wydarzeń. To, że Rosja traktuje swoich sąsiadów jako nieodłączną rosyjską strefę wpływów nie trzeba nawet udowadniać. Jak rozprawia się z narodami i państwami, które swe głowy kierują w stronę Zachodu? Prozachodnie aspiracje Gruzji w roku 2003 i finalnie interwencja wojskowa rosyjska w roku 2008, prozachodnie aspiracje Ukrainy w roku 2013 – kończą się wojną o Donbas i aneksją Krymu w roku 2014, aksamitna rewolucja w Armenii w roku 2018 – w wojnie obronnej 2020 Ormianie walczą osamotnieni, przegrywają, kończą z okrojonym Karabachem i interwencją wojskową Rosji w tym regionie. Chociaż wspomniane wojny wiele różni (Armenia nigdy nie wypowiedziała sojuszu Rosji) to mają one wspólny mianownik – prozachodnie aspiracje Rosja karze z największą surowością. To jak przybicie pieczątki na całym regionie, z napisem „rosyjska strefa wpływów”. Premier Armenii Nikol Paszynian 9 listopada podpisał rozejm z Azerbejdżanem. Część Górskiego Karabachu trafi w ręce Azerów, strategiczna infrastruktura („droga życia” dla Arcachu, łącząca go z macierzą) będzie w gestii Rosjan. Od razu okrzyknięto Paszyniana zdrajcą sprawy narodowej a wynegocjowany pod dyktando Moskwy rozejm za hańbę. Tym samym Kremlowi będzie łatwiej pozbyć się Paszyniana. Przypomnijmy, poprzednie ormiańskie rządy wywodziły się z tzw. klanu karabachskiego, czyli pokolenia, które wygrało wojnę w 1994 roku. Rosja ukarała Ormian za ich prozachodnie aspiracje.
Sprytnie wybrany moment ataku
Azerbejdżan wybrał dogodny moment na operacje wojenną – Rosja osłabiona pandemicznym i naftowym kryzysem, z otwartym rewolucyjnym „frontem” na Białorusi i rozciągniętymi siłami militarnymi w Afryce i na Bliskim Wschodzie, jest idealnym partnerem do rozmów pokojowych. A mechanizm jest już dobrze znany bo miał miejsce w Libii i Syrii. Na libijskim i syryjskim froncie zgrano już te samy karty – najpierw tureckie drony niszczą rosyjskie oddziały, dochodzi do eskalacji pomiędzy patronami dwóch armii, a finalnie prezydent Władimir Putin oraz prezydent Erdogan spotykają się na partię geopolitycznego pokera i dzielą dany region na strefy wpływów: rosyjską i turecką. Rzecz jasna, ponad głowami zwaśnionych stron, którym patronują. Odejście od multilateralnych relacji (NATO w przypadku Turcji i ODKB w przypadku Rosji), kolektywnej obrony pokoju i ładu międzynarodowego (ONZ), dochodzi do relacji bilateralnych – koncertu dwóch mocarstw grających na jednym występie. To powrót do uprawiania polityki międzynarodowej z pierwszej połowy XX w. (aczkolwiek czy to się kiedykolwiek zmieniło?). Geopolitycznymi mrzonkami była wizja, że Rosja będzie umierała za Karabach. Ormianie mają pełne prawo by niewywiązanie się ze zobowiązań sojuszniczych nazywać „zdradą”. Interwencja Moskwy ograniczyła się w zasadzie do wysłania swoich „sił pokojowych” (tzw. mirotworców) by przejąć kontrolę nad strategiczną infrastrukturą Górskiego Karabachu. Zrobiła to w momencie największego kryzysu na froncie – gdy bitwa o Szuszę (strategiczną miejscowość w Arcachu, południową bramę do stolicy – Stepanakertu) była na korzyść Azerów, a wycieńczone siły Ormian przeżywały kryzys w kampanii obronnej. Wtedy Paszynian podpisał rozejm chcąc zachować resztki Karabachu w rękach ormiańskich i ocalić broniące się wojska przed zniszczeniem i okrążeniem – tak przynajmniej się tłumaczy.
W Górskim Karabachu nie ma ropy naftowej i gazu ziemnego
Dla wielu geopolityków konflikt o Górski Karabach jest irracjonalny. Samozwańcza Republika Arcachu poza pięknymi górskimi pejzażami i dobrą ziemią do uprawy zboża nie posiada surowców, o które toczą się współczesne wojny (przynajmniej nie ma jeszcze takich oficjalnych informacji i geodezyjnych danych). To nie bezpośrednia bitwa o złoża ropy naftowej czy gazu ziemnego. Górski Karabach jako taki nie ma także znaczenia geostrategicznego – nawet totalna jego kontrola przez Azerbejdżan nie oznacza uzyskania przez ten kraj korytarza do Turcji czy choćby do swojej esklawy – Nachiczewania. Dopiero na fali powodzenia ofensywy azersko-tureckiej i rozmów o rozejmie pojawiła się koncepcja korytarza wzdłuż granicy z Iranem, właśnie do Nachiczewania. Nie wynika to jednak z samego geograficznego położenia Karabachu, a zwycięskiej wojny i układów pokojowych. W Polsce największą popularnością cieszy się szkoła geopolityków opierająca się o geograficzny determinizm – w tym wypadku Górski Karabach jest koszmarem analityków należących do tej grupy. Dlatego polską geopolitykę uznaję za ułomną, ponieważ nie uwzględnia ona kwestii cywilizacyjnych – a tym jest właśnie wojna o Górski Karabach. Arcach w ormiańskiej historii odgrywa rolę symboliczną – ojcowizny, tradycyjnej enklawy. Gandzasar w Górskim Karabachu był w latach 1400 – 1816 siedzibą katolikosów – zwierzchników Apostolskiego Kościoła Ormiańskiego. Karabach próbowali podbić w VII i VIII w. Arabowie i zaszczepić na tych terenach islam, dzieła chcieli dokończyć Turcy seldżuccy w XI w. Nawet Karabach wchłonięty do Persji przetrwał jako chrześcijańska enklawa. Piszę o tym dlatego, że historycznie takie państwa jak Gruzja (chrzest wschodniej jej części miał miejsce w 337 roku, a zachodniej w VI w.) oraz Armenia (chrzest w 317 roku) są na mapie cywilizacji bardzo istotnymi punktami. Karabach jest jednym z ostatnich historycznych słupów granicznych, gdzie chrześcijaństwo nie padło pod naporem ekspansji islamu. Ormianie, którzy w okresie I wojny światowej doświadczyli ludobójstwa (w zasadzie każda rodzina ormiańska straciła kogoś bliskiego) z rąk tureckich nacjonalistów żyją niczym w oblężonej twierdzy, od pokoleń. Tak ukształtowała się psychika narodowa w Armenii – państwie biedniejszym niż Azerbejdżan, w sąsiedztwie Azerów bogatych w surowce. Utrata części regionu wielkości województwa świętokrzyskiego dla deterministów geograficznych nie brzmi dramatycznie ale dla pokaleczonego, zepchniętego do narożnika państwa ormiańskiego jest jak dotkliwy nokdaun. Ormianie byli na deska, są liczeni. Czy się podniosą? Jak bokser po ogłuszającym ciosie, trudno sobie wyobrazić by odmienili losy walki. 27 września zaczynali kampanię obronną z dogodnymi pozycjami wywalczonym w 1994 roku. Po roszadach związanych z rozejmem, obecne wyjściowe pozycje sił wojskowych Arcachu są niekorzystne. Kontrola regionu ze strony sił rosyjskich ogranicza wpływ Ormian na bieg wypadków na linii Erywań-Stepanakert.
Bilans walk
W starciach od 27 września do 10 listopada na froncie poległo 1302 ormiańskich żołnierzy. Azerbejdżan nie przyznaje się do wysokich strat ale eksperci szacują, iż zginęło 4 tys. żołnierzy sił azerskich i najemników przysłanych z Turcji. Konflikt zbrojny o Górski Karabach wybuchł w 1988 r., w czasie rozkładu ZSRR. Starcia przerodziły się w rywalizację między niepodległym Azerbejdżanem a Armenią. Konflikt zakończył się w 1994 roku zwycięstwem Ormian. Bilans strat w tamtym konflikcie jest oceniany na 18 tys. zabitych. Republika Arcachu nie została uznana jako niepodległe państwo nawet przez Armenię.
Artykuł został pierwotnie opublikowany w kwartalniku “Myśl Suwerenna. Przegląd Spraw Publicznych” nr 2(2)/2020.
[Grafika: Annihilation of Azerbaijani military equipment, autor: ԶԻՆՈՒԺ MEDIA]