Decyzją Sejmu rok 2018 został uznany w Polsce rokiem konfederacji barskiej. W argumentacji podanej w uchwale z czerwca 2017 r. Sejm wyraził nadzieję, że jego decyzje „przyczynią się do przywrócenia temu pierwszemu polskiemu powstaniu narodowemu w obronie wiary i wolności należnego miejsca w dziejach Narodu”. Polityka historyczna prowadzona przez kolejne polskie rządy zdążyła nas już przyzwyczaić do kontrowersji i braku pogłębionej refleksji, co nie zmienia faktu, że decyzja Sejmu stanowi doskonały pretekst by przyjrzeć się losom konfederacji zawiązanej w Barze. Epoka I Rzeczpospolitej, a zwłaszcza jej schyłek, pozostaje bliżej nieznana, a także silnie zmitologizowana. Fakty przysłania mgła propagandy i ideologicznych interpretacji, podczas gdy echa tamtych wydarzeń wciąż rezonują na sytuację Polski. Dopiero w ostatnich latach losy konfederatów barskich znalazły swoich popularyzatorów. W czerwcu 2022 roku na wzgórzu klasztornym w Zagórzu zorganizowano inscenizację w miejscu, gdzie Barzanie stoczyli ostatnią bitwę 29 listopada 1772 r., a cztery lata wcześniej powstał Pomnik Nieznanego Konfederata Barskiego. W 2008 r. w szwajcarskim Rapperswilu odbyła się konferencja naukowa, podczas której badacze z 15 ośrodków naukowych podjęli temat omawianej konfederacji (działalność słynnego Muzeum Polskiego w Rapperswilu została wstrzymana w 2022 r. po tym, jak gmina zamek w którym znajdowała się jego siedziba).
Kontekst historyczny
W 1767 r. w granicach Rzeczpospolitej znalazło się około 20 tysięcy żołnierzy rosyjskich, którzy osłaniali zawiązanie dwóch konfederacji innowierczych – słuckiej dla protestantów i prawosławnych oraz toruńskiej dla protestantów. Miały one na celu uzyskanie praw dla innowierców, nazywanych wówczas dysydentami i były dziełem Nikołaja Repnina. Ten ostatni, człowiek wpływowy i utalentowany, znalazł się w Rzeczpospolitej po śmierci Augusta III by zadbać o następcę równie uległego wobec Rosji. Wraz z carycą Katarzyną II dążył do tego, by walkę o religijne równouprawnienie przedstawić w propagandzie jako walkę tolerancję – jedną z najcenniejszych cnót oświeceniowych elit intelektualnych, jednak te nie dały się nabrać, dostrzegając subtelną różnicę między równouprawnieniem, a tolerancją (słowo pochodzi od łac. tolerare – znosić, ścierpieć). Za dobry PR Rosji odpowiadali także najemni twórcy, zwłaszcza Wolter, który w swej wizji Rzeczpospolitej oponował Rousseau, obaj pozostawili ślad swoich przekonań w pismach, a także inni jak Diderot. Na rosyjskim dworze specjalny urzędnik zbierał wieści z Europy, które przekazywał monarchini, a także kreował narrację o kraju carów, która trafiała do opiniotwórczych wydawnictw w innych krajach.
Sprawa praw innowierców miała w Rzeczpospolitej długą historię. Jeszcze w XVI wieku szlachcice nie będący katolikami cieszyli się pełnią praw publicznych, jednak z czasem je ograniczono, aż do całkowitego zawieszenia za panowania Augusta III Sasa. Kwestia dysydencka, tak bowiem określano innowierców, była oczkiem w głowie Katarzyny II od początku jej panowania, a nieprzywrócenie tych praw przez Poniatowskiego bardzo ją złościło. Pretensje monarchini niechętnie popierały sojusznicze Prusy, które potrzebowały demograficznego wzmocnienia i pragnęły by dysydenci osiedlali się na ich terytorium (zmiana prawodawstwa w Rzeczpospolitej miała to znacznie utrudnić).
Obojętna na „podszczypywanie” polskiego katolicyzmu nie pozostała szlachta, która pod wodzą miernego intelektualnie opoja Karola „Panie Kochanku” Radziwiłła zawiązała ultrakatolicką konfederację radomską, której szeregi zasiliło około 70-80 tysięcy szlachciców. Dążenia jej członków były proste – pragnęli zabezpieczenia statusu katolicyzmu i zaniechaniu wyznaniowego równouprawnienia w Rzeczpospolitej. Pomocy oczekiwali… od Rosji, kierując się przekonaniem, że caryca niezadowolona z reformatorskich poczynań „Króla Stasia” (takiego określenia używano by podkreślić marionetkowość monarchy), wesprze ich w wysiłkach detronizacyjnych. Radomianie domagali się także zabezpieczenia złotej wolności, odwołania niechcianych reform i osłabienia wpływów familii Czartoryskich. Na początku nie wiedzieli, że są jedynie narzędziem w rękach sprytnego Repnina, a operacja miała na celu skłonienie Poniatowskiego do udzielenia poparcia sprawie zrównania prawnego katolików, protestantów i prawosławnych.
W 1767 r. zwołano w Warszawie otoczonej przez rosyjskie wojska sejm, który nazywany jest wymownie sejmem repninowskim. Uchwalono wówczas prawa kardynalne gwarantujące nienaruszalność ustroju wraz z wolną elekcją, liberum veto, nietykalnością szlachty i jej prawem do nieposłuszeństwa (co w praktyce oznacza gwarancję pozostania w stanie anarchii). Repnin wyeliminował ryzyko sejmowego niepowodzenia ustanawiając tzw. delegację – spośród posłów i senatorów wybrał grupę, której członków z pomocą przekupstwa, szantażu czy zwykłej przemocy, zmuszał do posłuszeństwa. Delegacja głosowała dokładnie tak, jak życzyła sobie tego strona rosyjska, a rola Sejmu była ograniczona do zatwierdzania i udzielania akceptacji. Repnin posunął się jeszcze dalej – zlecił uwięzienie i zesłał kluczowe postacie obozu katolickiego – bp. Załuskiego, bp. Sołtyka, wojewodę krakowskiego Wacława Rzewuskiego oraz jego syna Seweryna. Wówczas było dla wszystkich zupełnie jasnym, że wpływy rosyjskie w Rzeczpospolitej są potężne, a wręcz dominujące.
Konfederaci radomscy byli rozczarowani obrotem spraw – Poniatowski, choć upokorzony, wciąż zasiadał na tronie, a akt wieczystej przyjaźni z Rosją uczynił z Rzeczpospolitej protektorat. Wobec tego w lutym 1768 roku, w Barze na Podolu (dzisiejsza Ukraina), zawiązano nową konfederację „na poprawę radomskiej”. Twór ten miał charakter antykrólewski, antyrosyjski i antydysydencki w odniesieniu do równouprawnienia innowierców. Konfederacja stanowiła faktycznie konglomerat 66 mniejszych sprzysiężeń zawiązanych na terenie zarówno Korony jak i Wielkiego Księstwa Litewskiego. Jej organem naczelnym, ustanowionym w 1769 roku, był Rada Generalna Stanów Skonfederowanych Konfederacji Barskiej, nazywana w skrócie Generalnością. Utworzono ją licząc na wsparcie innych dworów na niwie dyplomatycznej, militarnej i finansowej – konfederaci żyli w przeświadczeniu, że ich sprawa cieszy się powszechnym poparciem. Liczono na Austrię (podobne nadzieje pokładał papież, jednak po Traktacie Westfalskim z 1648 r. miał ograniczone możliwości wywierania nacisku, Hiszpanię bądź Francję.
Choć bez udzielenia oficjalnego poparcia (podobnie jak w przypadku Turcji) Ludwik XV Burbon przysłał do Rzeczpospolitej, w 1770 r., misję wojskową pod przewodnictwem płk. Charlesa Dumourieza. Spełniał on funkcję instruktora wojskowego i koordynatora, miał wesprzeć konfederatów w organizacji dalszej walki. To właśnie francuski pułkownik spowodował, że chaotyczne potyczki partyzanckie przyjęły bardziej zorganizowaną formę, przekładając się na pewne sukcesy militarne. Dumouriez planował połączenie sił z armią sułtana i wspólne pokonanie Rosji, jednak nie dysponował wystarczającymi środkami by zrealizować ten cel, a ponadto miał problem ze współpracą z dowódcami konfederacji. Wkrótce zrezygnował, ale Barzanie zdążyli, dzięki jego wskazówkom, docenić znaczenie twierdz, a wysiłkami jego następcy, barona de Viomenil, konfederaci zyskali regularną, 16-tysięczną armię.
Formowanie grup zbrojnych rozpoczęło się już wkrótce po zawiązaniu konfederacji, jednak potyczki miały charakter chaotyczny i nieprzemyślany, a dowódcy działali impulsywnie i nie byli w stanie ukryć braku obycia z rzemiosłem wojennym. Historycy często zwracają uwagę na słabość przywództwa w konfederacji barskiej, podkreślając dla kontrastu rolę kobiet w tym przedsięwzięciu – np. księżną Jabłonowską, która potrafiła pojednać się z królem w kwestii reform społecznych i gospodarczych, wyciągając lekcję z poczynań konfederacji i stawiając kwestię niezależności ponad prywatnymi animozjami.
Wieści o zawiązaniu konfederacji dotarły do Warszawy już w marcu 1768 r., gdzie Senat niezwłocznie uznał ją za bunt (inaczej mówiąc – rokosz), a także wezwał stronę rosyjską do zbrojnej interwencji. Początkowa reakcja Poniatowskiego ograniczała się do wysłania niewielkich oddziałów pod wodzą Franciszka Branickiego, które po kilku potyczkach zajęły Bar. Tymczasem główny ciężar walki z konfederatami spadł na Rosję dysponującą dobrze zaopatrzoną i uzbrojoną, regularną armią. Choć w ciągu kilku miesięcy konfederacja objęła niemal cały kraj, wliczając Małopolskę, Wielkopolskę, Litwę i Ukrainę, nawet przez chwilę Barzanie nie mieli szans na zwycięstwo, ale to nie odbierało im hartu ducha, a wsparcie Francji dawało nadzieje w postaci małych sukcesów (m.in. zajęcia Wawelu). Oczywiście Ludwik XV miał w udzieleniu wsparcia własny interes – inwestując w konflikt na schodzie pragnął zapewnić wytchnienie odległej Francji, wyniszczonej finansowo przez wojnę z Anglią o prymat w Kanadzie. Łącznie za broń, pod flagą konfederacji, chwyciło około 100 tysięcy szlachciców, co należy uznać za sukces – Barzanie, spośród polskich konfederacji, walczyli najdłużej i byli prawdopodobnie najbardziej liczni.
Desperacja konfederatów barskich
W październiku 1770 r. w Preszowie na Słowacji konfederaci ogłosili akt detronizacji króla uznając przy tym, że od śmierci Augusta III w kraju trwa bezkrólewie, podczas gdy Poniatowskiego należy zdetronizować lub nawet uśmiercić jako uzurpatora i tyrana (zarzuty uzurpacji i tyranii są charakterystyczne dla różnych prób obalenia niechcianego władcy – wcześniej podczas Chwalebnej Rewolucji w Anglii, później podczas rewolucji francuskiej). W manifeście gravaminum potępiono także działalność familii Czartoryskich, która, choć nie zawsze zgadzała się z królem, w kluczowych sprawach na ogół mówiła jednym głosem. Optymalnym następcą trzeciego Sasa był jeden z jego synów, zwłaszcza Karol Krystian Wettyn, po którym oczekiwano kontynuowania dotychczasowego kursu – Rzeczpospolita de facto była wówczas zlepkiem magnackich państewek, podczas gdy król oddawał się sztuce w Dreźnie. Karol Krystian sympatyzował początkowo z konfederatami licząc prócz korony na wsparcie w odzyskaniu księstwa Kurlandii i Semigalii. W 1771 r. miał nawet objąć przywództwo nad Barzanami, jednak nic z tego nie wyszło. Innym kandydatem na tron był elektor saski bądź langraf Hesji.
Zdesperowani konfederaci zdobyli się na krok, który oburzył opinię międzynarodową – w Warszawie ranili króla Poniatowskiego w głowę, obezwładnili i uprowadzili, a nawet oddano do niego strzał, jednak szczęśliwy traf sprawił, że kula chybiła celu. Inicjatorem porwania był zwierzchnik Generalności, Michał Pac, który upoważnił do tego Kazimierza Pułaskiego. Tego ostatniego po upadku konfederacji skazano zaocznie za królobójstwo i zbiegł do powstających Stanów Zjednoczonych, gdzie zrobił karierę wojskową pod komendą Waszyngtona, a także osiągnął stopień mistrzowski w loży wolnomularskiej. W Ameryce przyjęto go z otwartymi rękoma jako bohatera walki o wolność – ręczyli za niego Benjamin Franklin jak i markiz de la Fayette. Do króla strzelił Jan Kuźma, który podczas transportu władcy zdradził konfederatów i zwrócił mu wolność.
Zagrożenie bytu państwowego Rzeczpospolitej było pilnie monitorowane przez Stolicę Apostolską już w czasach Klemensa XIII, którego pontyfikat przypadł na lata 1758-1769. Niepokój budziły coraz śmielsze poczynania Rosji, wpływy protestanckich Prus, a także naciski na zrównanie w prawach innowierców. Gdy Repnin doprowadził do zawiązania konfederacji dysydenckich, papieska dyplomacja zdwoiła wysiłki na rzecz skłonienia europejskich dworów do pomocy Rzeczpospolitej. Głównie liczono na Francję, Hiszpanię oraz Austrię. Ta ostatnia czyniła niewielkie kroki, jednak bez znaczącego zaangażowania. Kiedy doszło do uwięzienia czterech posłów papież w grudniu 1767 r. zwołał nadzwyczajny konsystorz, podczas którego omawiał z kardynałami to zajście oraz inne kroki Rosji. Klemens XIII, choć zlękniony i żywo zainteresowany kwestią Polską (wbrew potocznym opiniom), mógł jedynie polegać na dyplomacji, zachęcać i kierować uwagę na zagrożenia.
Można zapytać, dlaczego papież nie udzielił poparcia konfederatom, choć ci występowali w obronie wiary katolickiej. Klemens XIII, a następnie Klemens XIV wiedzieli, że wsparcie udzielone Barzanom nie ograniczy rozlewu krwi, a biskup Rzymu nie dysponował środkami, by udzielić walczącym większego wsparcia. Będąc dobrze poinformowanym zapewne miał świadomość, że konfederaci polegną w walce z silniejszym przeciwnikiem. Wobec tego Klemens XIV w brewe udzielił poparcia Stanisławowi Augustowi Poniatowskiemu (być może zgadzając się z jego realistycznym podejściem, omawianym w dwóch wcześniejszych tekstach). Pozostaje zagadką, czy samowolą była działalność nuncjusza apostolskiego Angelo Marii Duriniego, który otwarcie sprzyjał konfederatom, czym zapracował na niechęć Poniatowskiego i nienawiść Rosjan. Strona polska wraz z rosyjską doprowadziły do jego odwołania w 1772 r. (Katarzyna II posuwała się nawet do gróźb kierowanych w kierunku Rzymu). Należy dodać, że Durini był bardzo dobrze zorientowany w sytuacji Rzeczpospolitej, korzystając z informacji pozyskiwanych przez papieskich dyplomatów, zarówno na dworach Katarzyny i Poniatowskiego, jak i wśród Barzan.
Zuchwałe porwanie okazało się decyzją katastrofalną w skutkach – sprawa konfederacka utraciła wówczas poparcie na obcych dworach, także na dworze papieskim i francuskim. Osoba królewska wciąż była otoczona swego rodzaju nimbem i nienaruszalnością, zaś porwanie stanowiło gwałt na powszechnie uznawanych zasadach. Ludwik XV nie podejrzewał, co ledwie 20 lat później spotka jego wnuka, Ludwika XVI osadzonego w 1792 r. w paryskim Temple, a w kolejnym roku zdekapitowanego po farsowym procesie jako „tyrana z urodzenia”. Konfederaci, choć w beznadziejnym położeniu, kontynuowali swą walkę jeszcze w 1772 r. W ciągu 4 lat 80-100 tysięcy Barzan stoczyło około 500 bitew i potyczek różnej rangi, a skala ich strat w ludziach jest trudna do oszacowania z uwagi na zsyłki na Syberię i przesiedlenia, których skala do dziś pozostaje tematem sporów – grupy weteranów Baru po latach odnajdywano także m.in. w Chinach. Powszechne były także przymusowe wcielenia do armii rosyjskiej.
Warto nadmienić, że mówiąc językiem współczesnym, konfederacja barska przykładała spore znaczeni do PR. Konfederacja Barska miała rozwiniętą działalność, którą dziś określili byśmy mianem PR. Celem dodatkowej legitymizacji Michał Wielhorski, reprezentujący interesy barzan w Paryżu, wrócił się do Gabriela Bonnota de Mably z prośbą o napisanie projektu reform dla Rzeczpospolitej. Niezadowolony z jakości podobną prośbę wystosował do Jeana Jacquesa Rousseau, a jej rezultat, wydany ze znacznym opóźnieniem, znamy dziś jako Uwagi o rządzie polskim. Genewczyk, choć nigdy nie był w Rzeczpospolitej i miał raczej mgliste pojęcie o jej sytuacji, sobie tylko znanym sposobem potrafił wczuć się w rolę i nakreślić interesującą, obszerną analizę. Wychwalał żywotność Polaków, widział przyszłość Rzeczpospolitej w świetlanych barwach, wieszczył triumf nad Rosją przy dużym wkładzie Turcji, popierał zachowanie liberum veto. W pracę włożył wiele zapału wierząc, że jego wytyczne zostaną wprowadzone w czyn, rozsławiając i tak już bardzo popularnego (zwłaszcza po publikacji Umowy społecznej) Rousseau. Sytuację Rzeczpospolitej rozpatrywał głównie w oparciu o materiały dostarczone przez Wielhorskiego, dobranym zapewne nieprzypadkowo.
Czy konfederacja barska spowodowała I rozbiór?
Kiedy w 1768 r. Rosja interweniowała w Rzeczpospolitej Turcja wykorzystała tą okoliczność by wypowiedzieć carycy wojnę. Państwa te przez 6 lat toczyły walki o terytoria i wpływy na półwyspie bałkańskim – Rosjanom zależało zwłaszcza na uzyskaniu dostępu do Morza Czarnego. Rezultaty nie były jednak korzystane dla państwa carów, a jego apetyty terytorialne nie zostały zaspokojone. Wówczas pojawił się dogodny pretekst do zwiększenia wpływów na obszarze Rzeczpospolitej w postaci konfederacji barskiej, a gdy skala wystąpienia szlachty okazała się znacząca i zmusiła Rosję do walki na dwóch frontach, Prusy podjęły z Katarzyną II rozmowy o demontażu Rzeczpospolitej, który znamy jako I rozbiór Polski. Fryderyk II Hohenzollern pragnął głównie realizacji starego marzenia dynastii Hohenzollernów w postaci połączenia Brandenburgii z Prusami Królewskimi (wraz z Warmią).
Do projektu rozbiorowego dołączono Austrię, której wojska podczas konfederacji zajęły niewielkie obszary na południu Rzeczpospolitej, w tym Spisz. Teren, który przypadł Marii Teresie stanowił rodzaj zapłaty za poprawienie relacji z Rosją. W oficjalnym uzasadnieniu rozbioru podanym przez Rosję jako przyczynę wskazywano anarchię, choć to oczywiście absurdalny powód, skoro zaborcy, z Katarzyną II na czele, uniemożliwiali Poniatowskiemu reformowanie kraju. Faktycznie rozbiór stanowił element planu, który nakreślono już wcześniej – po śmierci Augusta III gen. Czernyszew stojący na czele Kolegium Wojennego Imperium Rosyjskiego przedstawił carycy gotowy plan rozbiorowy, który został zrealizowany w 1772 r.
Pierwsze powstanie, ostatni rokosz czy kontrrewolucja?
Konfederacja barska często bywa określana mianem pierwszego powstania narodowego, a opinię taką znajdziemy nawet w sejmowej uchwale z 2017 r., jednak czy taki pogląd ma podstawy? Jego zwolennicy na ogół zapominają o dwóch wcześniejszych wydarzeniach, którym bardziej należy się prymat w tej materii. W 1655 r. hetman wielki koronny Stanisław Potocki i hetman polny koronny Stanisław Lanckoroński zawiązali konfederację tyszowiecką celem nawiązania ponownej walki ze szwedzkim najeźdźcą i oddania armii pod rozkazy Jana Kazimierza Wazy. Punkt zapalny stanowiło oblężenie Jasnej Góry, znane z kart Potopu Sienkiewicza. Zwycięska konfederacja wyzwoliła kraj spod panowania Szwedów i Rosjan.
W 1733 r. zawiązano inną konfederację, nazywaną czasami tarłowską, w odpowiedzi na próbę narzucenia Rzeczpospolitej króla Augusta III, podczas gdy zdecydowana większość szlachty popierała Stanisława Leszczyńskiego. Walki obejmowały znaczny obszar kraju i trwały kilkanaście miesięcy. Pijar Stanisław Konarski wprowadził wówczas na gruncie polskim pojęcie niepodległości, zauważając, że państwo jest jej pozbawione, skoro korpusy obcej armii ingerują w przebieg elekcji. Nazwa bierze się od nazwiska przywódcy konfederacji. Walka o wolność i niezależność upodabnia dwie powyższe do konfederacji barskiej, a podobieństwo wykazują także konsekwencje w postaci wywiezienia najważniejszych konfederatów na syberyjskie zesłanie. Konfederaci roku 1733 wydali odezwę, w której opowiadali się przeciwko władzom rosyjskim uważanym za „obce”, wzywając Rosjan do walki ze wspólnym przeciwnikiem w postaci caratu. Taki pogląd przetrwał do czasów Baru – dynastię Romanowów przedstawiano jako niemiecką, biurokratyczną, obcą strukturę, która godzi w rosyjską tradycję (nota bene car Mikołaj II miał zaledwie domieszkę rosyjskiej krwi, a jego poprzednicy nie byli w tej materii znacznie lepsi).
Jako jeden z pierwszych polski polityk, Marek Jurek, zinterpretował konfederację barską jako pierwszą polską kontrrewolucję (pogląd ten przytaczał później np. prof. Nowak). Na korzyść takiego poglądu działa fakt, że Barzanie opowiadali się przeciwko swoiście interpretowanym ideałom oświecenia z naciskiem na wmuszaną tolerancję, narzucaną przemocą przez obce mocarstwa. Przeciwdziałali także atakowi na tradycyjną, sarmacką tożsamość (szlachecki status quo ze złotą wolnością) i coś, co dziś nazwalibyśmy internacjonalizmem. Zagrożenie tym ostatnim wykazał w swojej pracy pisanej na zlecenie Rousseau, pisząc: „ Nie masz już dzisiaj Francuzów, Niemców, Hiszpanów, nawet Anglików; są tylko Europejczycy”.
Rozpatrywanie konfederacji barskiej w kategoriach kontrrewolucyjnych wymaga określenia, przeciw czemu ta kontrrewolucja występuje, a więc co jest w tym przypadku rewolucją. Rzeczpospolita pod rządami Poniatowskiego była krajem, w którym niezwłoczne reformy były konieczne, o czym monarcha doskonale wiedział wraz ze stronnictwem Czartoryskich. Przeciwnikiem zmian byli wielcy magnaci i ich szlacheccy klienci, którzy w zmianie systemu dostrzegali destrukcję swoich wpływów, czerpiących garściami z głęboko zakorzenionej anarchii. W ich przekonaniu „nowe świata polskiego tworzenie”, postulowane przez Poniatowskiego, było rewolucją i zamachem na status quo. Istotnie intencją monarchy była naprawa państwa, jego wzmocnienie i usprawnienie, ale w interpretacji szlachty król-reformator niszczył ład (a właściwie nieład), uświęcony długim trwaniem. Przyjmując taką perspektywę działania Barzan można określić mianem kontrrewolucji. Patrząc jednak z punktu widzenia króla, jego działalność nie miała wydźwięku rewolucyjnego, jako że rewolucja zawsze jest siłą niszczącą.
Znaczenie konfederacji barskiej
Pojęcie niepodległości poznano w Rzeczpospolitej wcześniej, ale dopiero Bar stał się archetypem walki o wolność i zdefiniował polski patriotyzm. Zaktywizowanie znacznej liczby szlachty pozwoliło na odświeżenie republikanizmu, akcentującego jego aspekt partycypacyjny. Solidaryzm Barzan wynikał nie tylko z chęci obrony przywilejów stanowych, ale zwłaszcza z chęci obrony bytu państwowego. Idealnie pasował do tego mechanizm konfederacyjny – wspólne, obywatelskie wystąpienie dla obrony ojczyzny, jej religii i praw. Konfederacja barska miała być stanem tymczasowym i rozwiązaniem naprawczym, które straci moc po osiągnięciu celu w postaci dobra wspólnego. Swoją legitymizacje czerpała z poparcia na obszarze całego państwa. Wydawała uniwersały skierowane nie tylko do zwolenników, ale do ogółu obywateli Rzeczpospolitej. Jako że nie została zaakceptowana przez sejm, konfederacja barska nosiła znamiona rokoszu, ale jej idea nie sprowadzała się do obalenia króla, a do zachowania Rzeczpospolitej. Barzanie przyjęli na siebie obowiązek reprezentowania wspólnoty politycznej, byli ludźmi czynu, niejako w sposób naturalny przyjmując przywództwo także nad ludźmi, którzy nie byli zaangażowani w sprawę. Przeciwstawiono się szlacheckiej postawie rezygnacji i niezaangażowania, podjęto walkę w obronie organizmu państwowego zagrożonego zagładą. Konfederacja była sposobem radzenia sobie z kryzysem i lekcją polityczności – w tym aspekcie ciekawego kontekstu interpretacyjnego dostarcza działalność ugrupowania o nazwie Konfederacja, działającego obecnie w polskim Sejmie.
CZYTAJ RÓWNIEŻ: Stanisław August Poniatowski – w różnych epokach, z różnych perspektyw
Działalność Barzan dała podłoże mitowi, który rozpropagowany przez romantyków, towarzyszy polskiej myśli politycznej do dnia dzisiejszego. W 1833 roku ukazała się Pieśń Janusza Wincentego Pola, w której autor uznał konfederację za pionierów polskiej walki o odebraną wolność, niejako definiując polski patriotyzm przez pryzmat zaangażowania w zbrojny opór. W jego dziele pojawia się wzorzec osobowy dumnego rycerza-konfederaty. W tym samym roku Adam Mickiewicz wygłosił prelekcję pt. O ludziach rozsądnych i ludziach szalonych tworzy zręby mitu barskiego, w którym podobnie, określił konfederację mianem pierwszego polskiego powstania i wzór dla przyszłych zrywów. Konfederaci stają do walki przeciwko przestarzałej Europie absolutnych monarchii, a ich czyn ma tym większą wartość, że porażka i śmierć stanowi drogę do odrodzenia. Mickiewicz mówił: „pierwszy to raz królowie zadrżeli na widok źle uzbrojonych i źle dowodzonych garstek wojska i zatrwożyli się widząc, że ich systemat równowagi europejskiej i sankcji pragmatycznej jest zagrożony”. Działalność konfederatów barskich osadzał w kategoriach mesjanistycznych. Jej recepcję znajdziemy także w Beniowskim Słowackiego – dziele najczęściej cytowanym przez marszałka Piłsudskiego i stanowiącym dla niego bardzo ważną inspirację.
Zakończenie
Konopczyński pisał, że „Konfederacja barska zaczynała działania pod znakiem wiary i złotej wolności, kończyła na szańcach niepodległości”. Jak w przypadku większości powstań i zrywów konfederaci odnieśli klęskę, jednak ich krew nie została przelana na marne i ukształtowała polskie poczucie niepodległości, będąc także motorem napędowym późniejszych walk o wolność. Inną rzeczą pozostaje, na ile późniejsi interpretatorzy wyciągnęli refleksje z historii, na kartach której Polacy jeszcze niejednokrotnie dopisywali heroiczne czyny nie poparte realistycznym rozeznaniem. Jednoznaczna ocena konfederacji barskiej pozostaje bardzo trudna czy wręcz niemożliwa – zresztą, sam Konopczyński będący autorem najważniejszej pracy na ten temat miał z nią problem, ale bez trudu możemy wskazać zasługi Barzan. Ich walka zakończyła się klęską na polu bitwy, ale odniosła triumf w polskiej świadomości. W toku walki między królem a konfederatami kształtowała się polska koncepcja oświecenia stanowiąca pomost między starym i nowym, mieszankę racjonalizmu i tradycji. Niezależnie o tego, czy decyzja sejmu o nadaniu konfederacji barskiej szczególnej rangi jest słuszna, warto pamiętać o tym epizodzie polskiej historii i uwzględniać go w rozważaniach nad przeszłością i przyszłością kraju.
Grafika: domena publiczna