Orbis Romanus
W VI w. po Chrystusie wielkie imperium małego niegdyś narodu znad Tybru było zaledwie wspomnieniem. Ciągnące się od wału Hadriana w Brytanii do Egiptu w Afryce, od Atlantyku aż po Persję państwo Rzymian padło łupem barbarzyńskich ludów, które osiadły na ziemiach potężnego niegdyś Rzymu. Jednakże wspomnienie to nie było tak odległe, jak mogłoby się wydawać. Gdy myślimy o monumentalnym dziele budowy kościoła Hagia Sophia w Konstantynopolu czy wspominamy Merowingów i chrzest Chlodwiga, często tworzymy w naszych umysłach pewną barierę, trwale oddzielającą te wydarzenia od czasów rzymskich, bowiem w przyjętej periodyzacji dziejów miały one miejsce już w średniowieczu, a więc w okresie niejako nam bliższym, w którym to żyć miał legendarny Lech, a książę Mieszko wprowadził nas na drogę Ewangelii.
Nic bardziej mylnego, bowiem gdy Chlodwig rodził się, a następnie obejmował frankijski tron, Imperium Zachodnie wciąż trwało. Konstantynopol zaś nie był niczym innym jak jedną z głów rzymskiego orła, który u zmierzchu V stulecia utracił swą zachodnią część. Gdy na tron wschodniorzymski wstępował Justynian, jak można się spodziewać, żyli jeszcze na Zachodzie obywatele rzymscy, którzy pamiętali cesarza Romulusa. Podjęte przez Justyniana – nie bez przyczyny zwanego Wielkim – dzieło nie było więc niczym innym, jak dążeniem do odzyskania władztwa nad ziemiami, nad którymi zwierzchność sprawiedliwie należała się sukcesorom Oktawiana Augusta, a które zaledwie przed kilkoma dekadami odebrane zostały przez barbarzyńskie ludy, nominalnie nadal uznające zwierzchnictwo cesarskie nad okupowanymi ziemiami.
Świat Rzymian, choć w połowie jedynie formalny, wciąż istniał. Galię zajęli Frankowie, w Hiszpanii osiedlili się Wizygoci, w Italii rozsiedli się Ostrogoci, natomiast w Afryce Północnej rezydowali niesławni Wandalowie. Konstantynopol zachował jednak pełnię władzy nad całym Wschodem. W tych właśnie realiach do godności cesarskiej zostanie wyniesiony siostrzeniec cesarza Justyna, którego historia zapamięta pod imieniem Justyniana.
Z Ilirii do Konstantynopola
W roku 518 następcą cesarza Anastazjusza został Justyn – oficer gwardii przybocznej, pochodzący z Ilirii, wywodzący się z rodziny chłopskiej. Nie posiadał wykształcenia, sądzi się, że mógł być nawet niepiśmienny. Tym, czego mu jednak nie brakowało, była z pewnością ambicja. Ta właśnie ambicja pozwoliła mu wspiąć się po szczeblach żołnierskiej kariery, aż wreszcie proklamowano go nowym imperatorem. Prócz ambicji posiadał jeszcze jedną istotną cechę – dbał o swoją rodzinę. Dzięki niemu w Mieście1 pojawili się jego krewni, a wśród nich siostrzeniec, Piotr Sabacjusz (Petrus Sabbatius). To właśnie dzięki swemu krewnemu w purpurze Piotr miał uzyskać gruntowną (i kosztowną) edukację2. Cesarski siostrzeniec służył jako oficer gwardii, jednak dużo bardziej pociągała go polityka, w którą żywo się angażował, stanowiąc silne wsparcie dla zasiadającego na tronie wuja. Współcześni częstokroć uznawali, że to właśnie on sprawuje rzeczywistą władzę w Cesarstwie. Jeszcze przed objęciem tronu przez swego wuja Piotr zaczął się posługiwać imieniem Justynian, co mogło świadczyć o jego adopcji przez Justyna3.
Kiedy wiosną 527 roku panujący cesarz zachorował, Justynian ogłoszony został współcesarzem, co kilka miesięcy później zapewniło mu już samodzielną władzę po śmierci Justyna. Rozpoczęło się panowanie, którego efekty wpłynęły istotnie na losy Europy, również tej dzisiejszej, gdyż to Justynianowi zawdzięczamy wiedzę o prawie rzymskim, z której czerpiemy do dziś i która stanowi podstawę współczesnego, kontynentalnego prawa europejskiego. Prócz tego przetrwało również wspaniałe budownictwo, którego czołową egzemplifikację stanowi słynny kościół Hagia Sophia, obecnie służący, ku ubolewaniu świata chrześcijańskiego, jako meczet. Jednakże celem niniejszej pracy jest przedstawienie zabiegów Justyniana o rekonstrukcję Imperium w dawnych, niepodzielnych granicach, toteż kwestie innych dokonań tego władcy zostawmy jako tematy na inne artykuły.
Odzyskać twarz
Panowanie Justyniana nie było, jak może się wydawać, usłane różami. Prócz wielu sukcesów były też niepowodzenia, a już w pierwszych latach niewiele zabrakło, by jego rządy zakończyły się w brutalny sposób. Jednym z jego współpracowników był Jan z Kapadocji, prefekt pretorium, a więc zwierzchnik administracji państwowej. Niewątpliwie był dobrym zarządcą, idealnym człowiekiem do realizacji śmiałych planów swojego monarchy. Jednakże był również w swych działaniach wyjątkowo twardy i bezkompromisowy, co nie spotykało się ze zrozumieniem ludności. Do tego doszła rywalizacja stronnictw cyrkowych4, których nadmierną brutalność należało ukrócić, a choć teoretycznie skupione były na zawodach sportowych, nie należało lekceważyć ich jako siły politycznej.
Próba zdyscyplinowania kibiców poprzez pacyfikację prowodyrów zamieszek (z obu stron – Niebieskich oraz Zielonych) przy pomocy kata spotkała się ze zjednoczeniem zwaśnionych stron we wspólnej sprawie, które przeszło do historii pod mianem powstania „Nika”. Termin ten wziął się od okrzyku: „Nika!” (gr. „Zwyciężaj!”), którym dopingowano woźniców podczas wyścigów rydwanów. Z tym okrzykiem na ustach zgromadzeni na hipodromie kibicie wylegli na ulice Konstantynopola. Rebelia rozlała się na całe miasto, podpalono wiele budynków, a cesarski pałac znalazł się w stanie oblężenia. Tymczasem zrewoltowany tłum obwołał nowym cesarzem Hypacjusza, siostrzeńca wspomnianego już wcześniej cesarza Anastazjusza. Ten wcale nie kwapił się do założenia purpury, ulegając jedynie przymusowi i deklarując początkowo brak woli przyjęcia tytułu.
W sukurs oblężonym przyszła stara rzymska maksyma divide et impera. Rozpoczęto potajemne pertraktacje ze stronnictwem Niebieskich, zaś gwardie pałacowe zablokowały wejścia na hipodrom, by wkrótce wkroczyć, rozpoczynając rzeź buntowników. W całym mieście zginęło wówczas, według różnych szacunków, od 30 do 50 tys. ludzi – to była cena cesarskiej purpury Justyniana i utrzymania ładu politycznego w stolicy. Powstanie dobiegło końca, zaś niedoszły imperator, Hypacjusz, słusznie wzdragał się przez uznaniem swej roli, gdyż wkrótce został osądzony i ścięty. Warto przy tym dodać, że przez moment poczuł się w nowej roli na tyle pewnie, że gotów był ją przyjąć, toteż nie był on przez całą rebelię jedynie bezwolną „ofiarą” woli zgromadzonego ludu5.
Wydarzenia te, mające miejsce w 532 roku, można uznać, jak wskazuje w swojej pracy Jonathan Shepard, za jedną z przyczyn leżących u podstaw próby odzyskania utraconych terytoriów afrykańskich, którą Justynian wkrótce podjął – po tak silnych rozruchach istotną potrzebą było odzyskanie twarzy przed poddanymi. Pamięć o nieudanej wyprawie wojennej w tym samym celu, podjętej przez cesarza Leona w 468 roku, dodatkowo czyniła sukces koniecznością6. Jeśli jednak była to przyczyna, to z pewnością nie jedyna. Kolejnym czynnikiem, który umożliwił działanie, było zakończenie wojny, która toczyła się u wschodnich limesów Cesarstwa, z Persją. Zawarty z perskim królem królów Chosroesem I traktat pokojowy w 531 roku pozwolił zwrócić cesarskie oczy na inny teatr działań7.
Zbliżającą się wielkimi krokami interwencję w północnoafrykańskim państwie Wandalów sprowokowały dwa wydarzenia. W 530 roku obalony został probizantyński król Hilderyk, którego zastąpił nowy monarcha, Gelimer. Drugim pretekstem był fakt, że Wandalowie byli wyznawcami herezji ariańskiej, a pod ich rządami katolicy cierpieli w Afryce Północnej prześladowania8. Cesarz rzymski zaś był nie tylko spadkobiercą potęgi Rzymu, a więc roszczącym sobie pretensje do wszystkich ziem utraconych, ale także postrzegał się jako władca uniwersalistyczny, którego władzy podlegać powinien cały świat chrześcijański. Naturalną konsekwencją tego stanu rzeczy było dążenie zarówno do odzyskania prowincji afrykańskich, jak i wyzwolenia podległego Gelimerowi ludu spod heretyckiego jarzma germańskich barbarzyńców9.
Śladami Scypiona Afrykańskiego
W czerwcu 533 roku z Konstantynopola wypłynęła licząca pół tysiąca okrętów flota. Na swych pokładach niosła kilkanaście tysięcy żołnierzy (przyjmuje się liczby w zakresie od 15 do 18 tys.). Na czele armii stał Belizariusz, weteran wojny z Persami, którego gwiazda dopiero miała rozbłysnąć. Prócz regularnej armii w skład jego oddziałów wchodziły prywatne oddziały najemne, a także najęci na tą wyprawę barbarzyńcy. Wyprawa ta, prowadzona przecież na ratunek ciemiężonym katolikom, pobłogosławiona była przez patriarchę Konstantynopola, co więcej, na pokładzie jednego z okrętów umieszczono żołnierza, który dopiero niedawno został ochrzczony10.
Wyprawa Belizariusza jest bardzo dobrze udokumentowana, a to za sprawą Prokopiusza z Cezarei, bizantyńskiego historyka, który pozostawał na służbie generała. Początki wyprawy nie wróżyły najlepiej. Jan z Kapadocji, odpowiedzialny za aprowizację ekspedycji, nie spisał się najlepiej, gdyż zakupił suchary, które okazały się spleśniałe, co okupiono chorobami, a nawet śmiercią11. Wkrótce jednak los się do Belizariusza uśmiechnął. W wyniku rozmów dyplomatycznych udało się uzupełnić zapasy na znajdującej się pod ostrogockim panowaniem Sycylii, dzięki przychylności królowej Amalasunty, która jeszcze będzie miała swoją rolę do odegrania w kolejnych latach. Udało się podburzyć gocką załogę na Sardynii, która wznieciła antywandalskie rozruchy, co zmusiło Gelimera do przesunięcia swoich sił w tym kierunku. Prorzymskie powstanie wybuchło również w Trypolisie, a powstańcy uznali zwierzchność cesarską12.
Pozostało jedynie rozeznać sytuację w Królestwie Wandalów oraz ich przygotowanie do wojny. Szczęśliwym zbiegiem okoliczności Prokopiusz trafił na swojego znajomego, kupca, którego niewolnik dopiero co przybył z Kartaginy, wandalskiej stolicy. Zeznał on, że Wandalowie zupełnie nie spodziewają się inwazji, a nawet nie mają wiedzy o stacjonującej na Sycylii rzymskiej flocie z armią na pokładzie. Armia i flota barbarzyńców skoncentrowana była na działaniach wokół Sardynii, reszta zaś spokojnie stacjonowała w Kartaginie. Belizariusz wylądował pod Caput Vada, w południowej części wybrzeża obecnej Tunezji, skąd niczym nie niepokojony zaczął posuwać się na północ, wzdłuż wybrzeża, w towarzystwie płynącej floty, za cel obierając Kartaginę, leżącą w okolicy dzisiejszego Tunisu. Warto przy tym zaznaczyć, że wyprawa od początku przyjęła charakter wyzwoleńczy, Belizariusz, świadomy, że znajdzie wśród katolickich mieszkańców wielu potomków rzymskich obywateli, przykazał swym żołnierzom, by w żaden sposób nie uciskali miejscowej ludności13.
Gelimer, zorientowawszy się wreszcie, że do Kartaginy zmierza rzymska armia, zebrał wojska i ruszył naprzeciw Belizariuszowi. Wandalski monarcha planował rozbić rzymskiego wodza przy pomocy trzech armii, które miały go jednocześnie zaatakować. Plan jednak spalił na panewce, gdy zawiodła synchronizacja. Belizariusz zniszczył kolejno dwie armie; dopiero trzecia, pod dowództwem samego Gelimera, była w stanie nawiązać równorzędną walkę. Starcie rozegrało się 13 września 533 roku pod Ad Decimum. Mimo początkowych sukcesów Wandalów Bizantyńczycy przeszli do kontrofensywy, wykorzystując moment wahania, gdy Gelimer odnalazł na polu bitwy zwłoki Ammatasa, swego brata, który poległ, dowodząc jedną z atakujących wcześniej armii. Rozbita armia rzuciła się do panicznej ucieczki, otwierając tym samym drogę do stolicy. Belizariusz uroczyście wkroczył do Kartaginy dwa dni później, przez wielu rzeczywiście witany jako wyzwoliciel, zasiadając do uczty, którą uprzednio przygotował Gelimer, w swej zuchwałości pewny zwycięstwa. Żołnierze natomiast, wierni przykazaniom wodza, to, czego im brakowało, uczciwie kupowali na targach od lokalnej ludności, stroniąc od korzystania z wojennego prawa zdobywców14.
Król Wandalów, zebrawszy to, co z rozbitej armii zebrać się dało, oraz ściągnąwszy posiłki z Sardynii, ruszył raz jeszcze na wojska rzymskie. Starcie, które rozegrało się pod koniec tragicznego dla Wandalów roku 533, miało miejsce kilkadziesiąt kilometrów od stolicy, pod Tricamarum. Armia wandalska została rozbita w pył, Gelimer został pochwycony w marcu 534 po oblężeniu w swojej górskiej kryjówce, a Wandalowie jako plemię zniknęli na zawsze z kart historii. Afryka Północna była znów rzymska od Egiptu po Słupy Heraklesa. Oczywiście, Bizantyńczycy przejęli po germańskich okupantach problemy, z którymi nadal musieli się mierzyć – były nimi berberyjskie plemiona, nieskore do podporzadkowania się władzy osiadłej w Kartaginie. Walki z nimi trwały jeszcze wiele lat15.
Cała kampania była wojną błyskawiczną, przeprowadzoną w zaledwie pół roku. W roku 534 Belizariusz powrócił do Miasta, a Justynian nagrodził go prawem do odbycia tryumfu. Był tym samym pierwszym rzymskim wodzem od przeszło sześciu wieków, który uzyskał to prawo. Ostatnim, który tego dostąpił, był Lucjusz Korneliusz Balbus, który odbył tryumf za czasów Oktawiana Augusta – potem ten przywilej należny był jedynie rzymskim cesarzom. Wraz z Belizariuszem jako jeniec przybył Gelimer, z którego przed majestatem imperatora zdarto królewską purpurę, a następnie zmuszono, by uderzył przed nim czołem, powtarzając za Koheletem: „Marność nad marnościami i wszystko marność”. Byłego już monarchę zesłano do Azji Mniejszej, by mógł dożyć swoich dni w nadanej mu posiadłości, praktykując bez przeszkód religię ariańską16.
Domina provinciarum
Oczy Justyniana skierowały się teraz na Italię, która według jego własnych słów była panią wszystkich prowincji17. Odzyskanie dawnej stolicy z pewnością dodałoby splendoru panowaniu cesarza, a właśnie nadarzała się ku temu okazja. Po śmierci ostrogockiego króla, Teodoryka Wielkiego, w 526 roku, rządy w imieniu małoletniego Atalaryka przejęła, wspomniana już przez nas, Amalasunta. Wkrótce jednak Atalaryk zmarł, zaś Amalasunta próbowała zachować władzę, proponując małżeństwo i tron kuzynowi Teodahadowi. Jej krewny jednak ani myślał dzielić się władzą, uwięził Amalasuntę, a wreszcie zlecił jej morderstwo. Śmierć czołowej przedstawicielki frakcji prorzymskiej wśród Ostrogotów Justynian uznał za casus belli, podejmując decyzję o kolejnej inwazji18.
CZYTAJ RÓWNIEŻ: Łukasz Górnicki – życie i twórczość
Na czele wyprawy stanął nie kto inny, jak Belizariusz. Dysponował armią o liczebności stanowiącej zaledwie połowę tej, którą powiódł na Kartaginę. Mimo to w pierwszym etapie kampanii, rozpoczętej w 535 roku, bez trudu zajął Sycylię, ścierając się z wojskami niezaprawionego w bojach Teodahada. Jednocześnie lądem od strony Konstantynopola postępowała druga armia bizantyńska, wiedziona przez Mundusa, która bez problemu zajęła Dalmację. Belizariusz natomiast, po lądowaniu na kontynencie, kontynuował postępy, aż dotarł do Neapolu, który również padł jego łupem. Utrata tak ważnego miasta na Półwyspie przelała jednak czarę goryczy ostrogockich możnych. Zdjęli z tronu Teodahada, a na jego miejsce wybrali wodza sprawdzonego w boju – Witigesa. Nowy monarcha wycofał się z Rzymu do Rawenny, szykując się do dalszej walki. Dzięki temu żołnierze Belizariusza wkroczyli do Wiecznego Miasta, opanowując centralną część Italii19.
Zajęcie Rzymu w grudniu 536 roku stanowiło ostatni etap zwycięskiego pochodu, a zarazem początkowy etap defensywnej fazy tej wojny, bowiem zreorganizowani przez Witigesa Ostrogoci przystąpili do kontrofensywy. Po zawarciu porozumienia z Frankami, którym zwrócił sporne obszary po drugiej stronie Alp, zyskując tym samym neutralność drugiego sąsiada, przystąpił do działania. Wyparł Bizantyńczyków z niemal całej Dalmacji, a następnie ruszył na Rzym. Belizariusz, spodziewając się tego, przygotował Wieczne Miasto na długie oblężenie, co w istocie wkrótce nastąpiło.
Zaledwie pięciotysięczna załoga miasta stawiała czoła licznym zastępom gockim (aczkolwiek zapiski kronikarzy mówiące o 150 tysiącach należy uznać za przesadzone) przez rok i dziewięć dni. Heroiczna obrona, dwukrotnie wsparta nadesłanymi z Konstantynopola posiłkami, przyniosła spodziewany efekt i wojujące strony zmuszone były usiąść do rozmów. Te jednak spełzły na niczym wobec nieprzejednanej postawy Belizariusza, który nie widział alternatywy dla pełnego podporządkowania Italii władzy cesarskiej.
Oznaczało to wznowienie działań wojennych. Tym razem inicjatywę przejęli Bizantyńczycy, którzy ruszyli dalej na północ. Do roku 540 udało się im dotrzeć i zająć Mediolan, jednak wówczas sytuacja uległa dalszym komplikacjom. Przybycie kolejnej armii bizantyńskiej pod wodzą Narsesa utrudniło koordynację działań, bowiem wódz ten, wysłany przez Justyniana również w celu nadzorowania poczynań Belizariusza, który w oczach cesarskich uzyskał zbyt silną pozycję w państwie, działał bez porozumienia z siłami Belizariusza. Kolejną zmienną było wkroczenie Franków od strony Alp. Uznali oni, że teraz mają okazję poszerzyć swoje włości kosztem bizantyńskich nabytków. Wreszcie zmiana nastąpiła na samy tronie ostrogockim, na którym zasiadł Totila20.
Jeden z problemów rozwiązał się dość szybko, choć niekoniecznie stanowiło to powód do radości. Po uprzednim porozumieniu z Ostrogotami w 540 roku Persowie zerwali układy pokojowe zawarte w pierwszych latach panowania Justyniana i wkroczyli do Mezopotamii, co zmusiło cesarza do odwołania Belizariusza z Italii i skierowania go na wschód, by stawił czoła nowemu zagrożeniu. Łącznie walki trwały aż do 561 roku, nie przynosząc rozstrzygnięć terytorialnych21.
Tymczasem na froncie italskim Totila całkowicie przejął inicjatywę i wraz z Frankami zajmował kolejne terytoria. W grudniu 546 roku zajął Rzym po długotrwałym oblężeniu, choć sukces ten okazał się przelotny, gdyż już w roku kwietniu roku 547 (odwołany z frontu perskiego dzięki zawartemu rozejmowi) Belizariusz wkroczył ponownie do Wiecznego Miasta. Sukces ten jednak niewiele znaczył, gdyż Goci panowali nad lądem w Italii do tego stopnia, że Bizantyńczykom bezpieczniej było przesuwać wojska przy pomocy floty. Ostrogoci i Frankowie panowali niepodzielnie na północy, na domiar złego ponownie zdobyli Rzym w 550 roku, powędrowali dalej na południe, docierając aż na Sycylię, którą splądrowali, by następnie opuścić wyspę22.
Niepowodzenia w Italii wymagały stanowczych rozwiązań. Ponownie na teatr działań powrócił Narses na czele nowej armii, z którą przystąpił do ofensywy. Rozstrzygające starcie było blisko, bowiem wrogie armie spotkały się w 552 roku pod Busta Gallorum. Dysproporcja sił na korzyść Bizantyńczyków dawała przewagę Narsesowi, który wybrał dogodne miejsce starcia i oczekiwał przybycia sił gockich. Zaproponował również porozumienie pokojowe lub rozstrzygnięcie bitwy w wyznaczonym terminie. Wykorzystując tę propozycję, Totila zasugerował starcie za 8 dni, jednakże w praktyce zaatakował o świcie dnia następnego. Narses przewidział podstęp i przygotował swoje siły do starcia. Ostrogoci zaatakowali Bizantyńczyków w wąwozie, co spowodowało w szeregach germańskich duże straty, zaś w szeregach obrońców ofiary były znikome. Następnie Totila opóźniał walną bitwę najpierw pojedynkiem jednego ze swoich wojowników, który w nim poległ, a wreszcie sam Totila wykonał serię popisów jeździeckich przed szeregami swojego wojska. Celem było zapewne doczekanie przybycia oddziału dwóch tysięcy spóźniających się kawalerzystów, bo właśnie informacja o ich przybyciu sprawiła, że Totila powrócił do swego obozu23.
Jeszcze tego samego dnia doszło do ostatecznej rozprawy. Gdy wojska Totili wróciły na pole bitwy, zastały armię Narsesa nadal stojącą w szyku i gotową do starcia. Po powstrzymaniu pierwszego uderzenia Gotów Bizantyńczycy przystąpili do kontrofensywy. Konnica w odwrocie wpadła na piechotę, tratując ją, a cała armia w panice pierzchała przed bizantyńskim pościgiem. Zginęły tysiące ostrogockich wojowników, w tym również sam Totila24.
Na czele gockiego królestwa w Italii stanął teraz Teja. Rządy te nie trwały jednak długo, gdyż wkrótce pozostałości wojsk barbarzyńskich rozbite zostały w kolejnej bitwie, w której poległ również nowy monarcha. Wojna w Italii wkroczyła tym samym w ostatnią fazę, która jednak miała potrwać przez kolejne lata. Z wyprawą w głąb Półwyspu zapuściły się bowiem wojska frankijskie, żądne łupów i jeńców. Pierwsza próba powstrzymania inwazji skończyła się klęską. W konsekwencji Narses postanowił przeczekać zimę, by wiosną wznowić działania, co przyniosło pożądany skutek. Do walnej rozprawy doszło jesienią 554 roku nad rzeką Casilinus, gdzie główne siły frankijskie zostały rozbite25.
Przez następne lata trwało odbijanie kolejnych miast italskich z rąk barbarzyńców, co trwało do 563 roku. Wojna ta toczyła się niemal do końca panowania Justyniana, jednak jeszcze za jego życia zakończyła się sukcesem i podporządkowaniem domina provinciarum władzy cesarskiej w Konstantynopolu.
Ku oceanowi
Na terytoriach Cesarstwa Zachodniego Goci osiedli nie tylko w Italii, ponieważ ich zachodni odłam, Wizygoci, urządzili swoje królestwo w Hiszpanii. Ich wschodni pobratymcy chętnie widzieliby w nich swoich sojuszników w walce z Cesarstwem, stąd też w trakcie wojny w Italii trwały próby włączenia Wizygotów do wojny. Ci jednak nie kwapili się do takiej wyprawy, wiadomo jedynie, że zajęli leżącą po drugiej stronie Cieśniny Gibraltarskiej wandalską wówczas osadę Septem26, lecz zostali stamtąd wyparci przez Bizantyńczyków ok. 544 roku27.
Rzymska prowincja Hiszpania oczywiście również leżała w zakresie zainteresowań Justyniana, jak każde rzymskie terytorium zajęte przez barbarzyńców. Potrzeba było tylko okazji, którą można by wykorzystać w celu inwazji na wizygockie państwo. Taka okazja nadarzyła się w 551 roku, gdy jeden z członków rodu królewskiego podniósł bunt przeciw władcy i wezwał na pomoc cesarza. Justynianowi oczywiście nie trzeba było dwa razy powtarzać, gdy barbarzyńcy sami „domagają się” przywrócenia cesarskiej władzy. W kolejnym roku armia cesarska przeprawiła się przez morze i lądowała w Hiszpanii, gdzie z sukcesem zajęła południowo-wschodni pas wybrzeża. Głębi terytorium wizygockiego nie udało się trwale zająć, gdyż powstańcy po przyjęciu władzy w państwie ani myśleli podporządkowywać się Konstantynopolowi, który z kolei nie dysponował dostateczną siłą, by kontrolować większe terytorium. Trudno ustalić dokładne granice Cesarstwa w Hiszpanii, wiemy jednak, że sięgnęły one wybrzeża Atlantyku i południa dzisiejszej Portugalii28.
Dziedzictwo
Można sądzić, że umierając w 565 roku, Justynian mógł spocząć z poczuciem spełnionej misji. Cesarstwo odzyskało dawny blask. Prawo rzymskie spisano, ocalając od zapomnienia, nad Miastem górował wspaniały kościół Hagia Sophia, zaś imperialny orzeł znów miał dwie głowy: „wschodnią” i „zachodnią”. Prawda historyczna jest jednak bardziej brutalna: podboje Justyniana nie okazały się tak trwałe, jak z pewnością by sobie tego życzył.
Ambitne plany cesarza wydrenowały skarbiec, co podniosło poziom trudności rządom jego następców. W ciągu czterdziestu lat Wizygoci odbili terytoria hiszpańskie, najazd Longobardów w 568 roku pozbawił Bizancjum dużej części terytoriów w Italii, jedynie zdobycze w Afryce Północnej udało się utrzymać aż do ekspansji arabskiej.
Justynian bez wątpienia dokonał rzeczy wielkich, dając współczesnym nadzieję na odbudowę potęgi Imperium. Jak wspomnieliśmy na wstępie, wiele z jego dokonań służy nam do dziś. I choć nad Kartaginą czy Rawenną nie powiewa dziś sztandar z dwugłowym orłem, to jednak odwiedziny kościoła San Vitale w Rawennie jasno pokazują, że panowanie bizantyńskie pozostawiło coś po sobie potomnym.
Artykuł został pierwotnie opublikowany w kwartalniku “Myśl Suwerenna. Przegląd Spraw Publicznych” nr 1-2(7-8)/2022.
Grafika: Roger Culos – Praca własna Adams, Laurie Schneider (2011) A History of Western Art (Wyd. Fifth), McGraw Hill]], ss. 161–162
1 ἡ Πόλις (gr.) – Miasto, potoczne określenie Konstantynopola, używane wzorem łacińskiego Urbs, odnoszącego się do Rzymu. Przyjmuje się, że przyjęta przez Turków po obaleniu osmańskiego sułtanatu nazwa Stambuł pochodzi od zniekształconych greckich słów εἰς τὴν πόλιν (eis tin polin), oznaczających „do miasta”, a więc kierunek drogi wiodący do stolicy Cesarstwa.
2 J. Shepard, Bizancjum ok. 500–1024, Warszawa 2012, s. 111; R. Browning, Justynian i Teodora, Warszawa 2021, s. 27.
3 R. Browning, op.cit., s. 27–28; G. Ostrogorski, Dzieje Bizancjum, Warszawa 2015, s. 106.
4 Stronnictwa cyrkowe to organizacje wywodzące się jeszcze z Rzymu. W Konstantynopolu związane były ze stołecznym hipodromem, na którym odbywały się wyścigi rydwanów (a także pomniejsze konkurencje sportowe, np. biegi). Istniały cztery fakcje: Niebiescy, Zieloni, Czerwoni oraz Biali. Przyjmuje się, że dwie pierwsze były najmocniejszymi z tej czwórki, zaś dwie pozostałe odgrywały drugorzędną rolę. Fakcjoniści to jednak nie tylko kibice, bowiem to na nich spoczywały kwestie organizacji zawodów sportowych. Ponadto stanowili oni pewną siłę polityczną, z którą należało się liczyć – często to właśnie w trakcie zawodów sportowych przedstawiano skargi lub składano petycje swojemu monarsze. Więcej o stronnictwach cyrkowych w Konstantynopolu oraz ich roli w życiu społeczno-politycznym można przeczytać w obszernym studium polskich bizantologów na temat Konstantynopola: Konstantynopol. Nowy Rzym. Miasto i ludzie w okresie wczesnobizantyńskim, red. M.J. Leszka, T. Wolińska, Warszawa 2011.
5 J.A. Evans, Justynian i Imperium Bizantyńskie, Warszawa 2008, s. 57–62; A. Krawczuk, Poczet cesarzy bizantyjskich, Warszawa 2006, s. 136–137; G. Ostrogorski, op.cit., s. 109.
6 J. Shepard, op.cit., s. 116.
7 Ibidem, s. 123.
8 Ibidem, s. 206–207.
9 G. Ostrogorski, op.cit., s. 106.
10 J. Shepard, op.cit., s. 207; R. Browning, op.cit., s. 110–111.
11 R. Browning, op.cit., s. 111; A. Krawczuk, op.cit., s. 139.
12 A. Krawczuk, op.cit., s. 139–140; R. Browning, op.cit., s. 110.
13 R. Browning, op.cit., s. 110–112; A. Krawczuk, op.cit., s. 140.
14 A. Krawczuk, op.cit., s. 140–141; R. Browning, op.cit., s. 113; J. Shepard, op.cit., s. 207.
15 A. Krawczuk, op.cit., s. 141–142; R. Browning, op.cit., 113–115, J. Shepard, op.cit., s. 207; G. Ostrogorski, op.cit., s. 107.
16 A. Krawczuk, op.cit., s. 144; R. Browning, op.cit., s. 116–117; J. Shepard, op.cit., s. 208.
17 Italia est non provincia sed domina provinciarum.
18 J. Haldon, Wojny Bizancjum. Strategia, taktyka, kampanie, Poznań 2021, s. 43; J. A. Evans, op.cit., s. 19.
19 R. Browning, op.cit., s. 125.
20 A. Krawczuk, op.cit., s. 150; R. Browning, op.cit., s. 133.
21 R. Browning, op.cit., s. 135; J. Shepard, op.cit., s. 123–124.
22 J. Shepard, op.cit., s. 213; R. Browning, op.cit., 155–158.
23 J. Haldon, op.cit., s. 46–47; J. Shepard, op.cit., s. 213.
24 J. Haldon, op.cit., s. 47–48.
25 J. Haldon, op.cit., s. 49–52.
26 Dziś znana jako Ceuta – hiszpańska enklawa w Afryce Północnej.
27 J. Shepard, op.cit., s. 214; R. Browning, op.cit., s. 170–171.
28 G. Ostrogorski, op.cit., s. 107; J. Shepard, op.cit., s. 214; R. Browning, op.cit., s. 171–173.