Myśl Suwerenna

O konstytucję praw i obowiązków

🕔 Artykuł przeczytasz w 9 min.

Jak słusznie zauważa Instytut Ordo Iuris, 25 lat obowiązywania konstytucji to doskonały moment na refleksję nad skutkami, jakie wywiera ona na funkcjonowanie Rzeczpospolitej. Wszakże to właśnie po ćwierćwieczu rewizję swoich przepisów zakładała nasza pierwsza konstytucja formalna, jaką była ustawa rządowa z 3 maja 1791 roku. Nie będę ukrywał, że zamęczanie rozmówców dygresjami na tematy ustrojowe znajduje się w szczególnym zakresie moich zainteresowań, toteż nie omieszkam skorzystać z platformy debaty, jaką proponuje Instytut, podejmując się w ciągu bieżącego roku przygotowania cyklu tekstów poświęconych moim własnym przemyśleniom na temat aktualnej formy ustrojowej Najjaśniejszej Rzeczpospolitej oraz postulatami zmian, jakie chętnie bym ujrzał. Pisząc z perspektywy konserwatysty integralnego zastrzegam jednak, że zamierzam poruszać się w obszarze zmian potencjalnie możliwych w obecnych uwarunkowaniach, bardziej pogłębione postulaty wpisujące się w zakres kontrrewolucyjnej ortodoksji pozostawiając raczej w sferze dygresji i wątków pobocznych. Wszak celem proponowanej ogólnopolskiej refleksji nad konstytucją jest raczej naprawa cieknącego kranu, nie zaś remont generalny – w obecnych realiach będący jedynie mglistym marzeniem każdego tradycjonalisty. Tym moim wstępnym rozważaniom niech towarzyszy art. 1 Konstytucji RP z 23 kwietnia 1935 roku, zawarty w śródtytułach.

Państwo Polskie jest wspólnem dobrem wszystkich obywateli

Francuski kontrrewolucjonista, Charles Maurras, pisze, że człowiek już jako dziecko, gdy tylko się narodzi, zależny jest od innych1. Zależność ta będzie się zmieniała wraz ze wzrastaniem co do charakteru, ale nie co do istoty. Człowiek z natury jest istotą społeczną, potrzebuje życia w społeczeństwie i do niego dąży. Dalej pisze tenże sam myśliciel: “Eremita w swej pustelni albo słupnik na swej kolumnie, mogą się wycofać w samotność, ale obaj korzystają z duchowych bogactw nagromadzonych przez swych poprzedników. Choćby żywili się i odziewali najskromniej, ciągle będą zawdzięczać coś ludziom.”2 Społeczny charakter natury ludzkiej ma więc aspekt wspólnoty pokoleń przyszłych, teraźniejszych i przyszłych.  Tym aspektem jednak zajmiemy się nieco później, teraz zaś skupmy się na teraźniejszości.

Żyjemy w społeczeństwie. Co więcej, jest to element naszej natury. Społeczeństwo, w którym żyjemy jest zaś społeczeństwem w swych fundamentach wciąż chrześcijańskim, także ideologie dążące do zmiany tego stanu rzeczy wywodzą się w znakomitej większości ze sposobu myślenia właściwego chrześcijaństwu, choć z pewnością stanowią jego odbicie w krzywym zwierciadle. Ten zaś chrześcijański fundament wiąże się z moralną powinnością miłości bliźniego. Miłością bliźniego w życiu społecznym jest natomiast troska o dobro wspólne. Tym właśnie jest Rzeczpospolita. Przyjmując ten termin za element składowy nazwy naszego państwa przyjmujemy jednocześnie wielki moralny ciężar odpowiedzialności, by stać się godnymi miana obywateli Rzeczpospolitej.

Nie mogę oprzeć się wrażeniu, że nasza nieszczęsna Rzeczpospolita postrzegana jest jak automat, do którego każdy wrzuca monetę, aby ten wydał mu pożądany produkt. Problem jednak w tym, że ten automat już dawno się popsuł i wystarczy uderzyć w ściankę, by batonik wypadł z niego bez problemu. Stoi więc przed nim kolejka ludzi, okładających go z każdej strony i kopiących weń w oczekiwaniu na zrealizowanie zamówienia, zapominając jednak, że ta moneta stanowiła istotny element uczciwej transakcji.

Tą monetą są nasze obowiązki wobec państwa, batonikiem zaś nasze prawa. Chcemy praw bez obowiązków? Dobrze! Mieńmy się więc jednak pasożytami, nie obywatelami! Spójrzmy na naszą obecną Konstytucję. Konkretnie, spójrzmy na jej rozdział II3, opatrzony tytułem “Wolności, prawa i obowiązki człowieka i obywatela”. Nasza ustawa zasadnicza poświęca kilkadziesiąt swoich artykułów szeroko pojętym prawom i wolnościom, zaś zaledwie pięć dotyczy luźno sformułowanych obowiązków. W dodatku umieszczonych gdzieś na szarym końcu, jakby obowiązki były jedynie jakimś zbędnym dodatkiem do całości, który trzeba tam było umieścić z konieczności.

Konstytucja kwietniowa w rozdziale “Rzeczpospolita Polska”, umieszczonym na samym początku, proporcje te odwraca. Sam rozdział jest dużo krótszy niż przywoływany tu rozdział aktualnej ustawy zasadniczej, jednak wskazuje na zupełnie odmienny sposób myślenia autorów. Przede wszystkim wyraźnie podkreśla, że obywatele stanowią wspólnotę, a ich własna praca powinna służyć również dobru wspólnemu. Podkreśla również, że zasługi na rzecz wspólnoty politycznej przekładają się na udział obywateli i ich uprawnienia w życiu politycznym państwa. Dziś natomiast obywatel otrzymuje pełnię praw publicznych w sposób niezasłużony, tj. nie musi ich w żaden sposób “zdobywać”, ani też zasługiwać na nie swoim postępowaniem.

Rozważając konieczny kierunek zmian w zakresie konstytucyjnych praw i obowiązków skłaniałbym się ku szczególnemu podkreśleniu obowiązków obywatelskich, których poczucie dziś zanika. Dlaczego? Państwo jest gwarantem praw i wolności. Jednocześnie państwo istnieje dzięki temu, że każdy z jego obywateli należycie wywiązuje się z obowiązków, jakie mu przypadają w udziale, nie tylko z samego faktu bycia jego obywatelem, ale także z racji przynależności klasowej, stanowej czy też funkcji, jakie pełni w instytucjach publicznych. Bez obowiązków nie ma więc żadnych swobód obywatelskich, wobec czego słuszną konstatacją będzie przywrócenie należytej hierarchii, w której podstawę stanowią powinności wobec państwa. Oczywiście warto by też rozważyć, za konstytucją kwietniową, uzależnienie pełnienia pewnych funkcji w państwie od uprzednich zasług, jednak to jest temat na odrębne rozważania, których mam nadzieję się podjąć.

Wskrzeszone walką i ofiarą najlepszych swoich synów ma być przekazywane w spadku dziejowym z pokolenia w pokolenie

Niewiele jest narodów, które musiały tak wiele poświęcić dla swojej niepodległości. Tym bardziej smuci więc dzisiejsze ślepe zapatrzenie w dekadencję Zachodu i bezrefleksyjne podążanie za wzorcami, które nie sprawdziły się w krajach, które na tę samą ścieżkę wstąpiły znacznie wcześniej. Czas więc obrać własną, narodową drogę ku przyszłości. Drogę, na której znajdzie się miejsce dla zachowania integralności narodu wraz z jego Religią, wartościami, tradycjami i obyczajami oraz silnej państwowości zdolnej gwarantować wolności i bezpieczeństwo swoim obywatelom.

Takim państwem może być tylko państwo oparte na wspólnocie. Podstawową zaś wspólnotą w życiu społecznym jest rodzina. Jak naucza magisterium Kościoła,4 rodzina ze względu na swoje instytucjonalne starszeństwo wobec instytucji państwa posiada prawa niezbywalne, które państwo musi respektować. Jednak również w interesie państwa jest zagwarantowanie pewnej autonomii rodzinie, na której spoczywa podstawowy ciężar wychowania przyszłych obywateli. Ponadto dzisiejsze progresywne prądy ideologiczne wymuszają szczególną ochronę samych fundamentów instytucji rodziny.

Należy więc zacząć od obrony rzeczy oczywistych. Oczywistym jest, że definicja małżeństwa jako związku kobiety i mężczyzny musi zostać utrzymana, a warto by też pomyśleć o rozszerzeniu jej o związek “zawarty w celu posiadania potomstwa”. Nie sądzę, by zakaz rozwodów w obecnych warunkach społecznych był możliwy, jednakże warto pomyśleć o szczególnej ochronie małżeństwa sakramentalnego i w tym wypadku definitywnie zakazać rozwodów. Już taki zabieg istotnie przyczyniłby się do podniesienia znaczenia instytucji małżeństwa i wynikającej z niej instytucji rodziny.

Definitywnie należy też wykluczyć możliwość zawierania innych związków o charakterze quasi-małżeńskim lub przynajmniej zrównywania takowych w prawach z małżeństwem, gdyż rozwiązania takie uderzają w trwałość rodziny, co niekorzystnie odbija się również na życiu społecznym. Innym aspektem jest natomiast ochrona integralności rodziny – należy znacząco ograniczyć swobodę ingerencji instytucji publicznych w autonomię rodziny do sytuacji wyjątkowych. W szczególności zaś żadne uznaniowe decyzje dotyczące np. poziomu ubóstwa rodziny nie mogą stanowić podstawy do odbierania dzieci rodzicom. Rozwiązania prawne dopuszczające takie działania stanowią rzeczywiste bezprawie.

Poświęcając tu jednak ogrom miejsca rodzinie, nie sposób wspomnieć, choćby przelotnie, o innych rodzajach wspólnot funkcjonujących w społeczeństwie. Zauważyć należy, że społeczeństwo tradycyjne, w tym europejskie, jest społeczeństwem organicznym. Składa się ono z wielu różnych wspólnot, z których dopiero tą ostatnią, nadrzędną jest państwo. Między jednostką a państwem istnieje jednak szereg innych wspólnot, które mają swoje prawa i autonomię, które państwo musi respektować. Zarówno związki wyznaniowe, na czele z Kościołem katolickim, jak również wszelkiego rodzaju organizacje pozarządowe, związki i zrzeszenia (choćby te nieformalne) stanowią istotny element pracy na rzecz dobra wspólnego, dlatego warto podjąć rozważania na temat ich pozycji w ustroju społeczno-politycznym państwa.

Każde pokolenie obowiązane jest wysiłkiem własnym wzmóc siłę i powagę Państwa

Polska, aby być silna potrzebuje zadbać o dwie główne kwestie – silne instytucje oraz silnych obywateli. Pierwsza z nich wymaga dyskusji nad niwelacją słabych stron naszego ustroju. Należy więc podjąć przede wszystkim dyskusję na temat roli prezydenta w ustroju państwowym, co z perspektywy konserwatywnej powinno nas skłaniać raczej do wzmocnienia jego pozycji ustrojowej i dążenia do ustroju prezydenckiego lub semi-prezydenckiego. Zagadnienie to wymaga rozważenia nie tylko zwiększenia kompetencji głowy państwa, ale także sposobu elekcji, a także biernego prawa wyborczego. Moim zdaniem warto rozważyć możliwość jego ograniczenia w taki sposób, by fotel prezydencki stał się zwieńczeniem służby publicznej, nie zaś zwycięstwem w “konkursie” na najbardziej popularnego polityka. Nawiązuję tu nieco do modelu funkcjonowania Republiki Weneckiej, gdzie doża był wybierany spośród osób zasłużonych dla państwa i obeznanych z jego funkcjonowaniem w toku wielu lat służby publicznej5.

Podobnego namysłu wymaga polski parlament. Osobiście jestem zdecydowanym zwolennikiem utrzymania dwuizbowego charakteru jednocześnie zdecydowanie sprzeciwiając się jego obecnej konstrukcji. Poczynając od sfery symbolicznej – historycznie polski parlament nie dzielił się na Sejm i Senat, Sejm stanowił prawidłowe określenie całości, ten zaś dzielił się na Izbę Poselską oraz Izbę Senatorską. Z uwagi na zachowanie ciągłości tradycji politycznej Rzeczpospolitej warto by było do tego wrócić.

Odkładając jednak na bok warstwę symboliczną, dostrzegam w polskim parlamencie dwa zasadnicze problemy. Pierwszym z nich jest kwestia funkcji reprezentacyjnej Sejmu. Głosujemy na partie polityczne, te same partie polityczne, które następnie tworzą rząd. Politycy partii politycznych głosują więc w pierwszym rzędzie w interesie swoich partii, który niekoniecznie musi się pokrywać z interesem wyborców. Mam tu na myśli kwestie tak podstawowe, jak ustanawianie podatków czy podnoszenie wysokości danin już istniejących. Oczywistym jest, że w interesie rządu (a więc i partii rządzącej) jest podnoszenie podatków w taki sposób, aby rząd dysponował jak największą ilością środków finansowych. Ogranicza go jedynie wydolność ekonomiczna społeczeństwa oraz słupki poparcia w sondażach – brak jednak narzędzia, dzięki któremu opodatkowywani mogliby powiedzieć “stop!”. W tradycyjnych europejskich ustrojach tym narzędziem była właśnie reprezentacja społeczna (stanowa), w tym również polski Sejm. Należy więc zastanowić się nad właściwą konstrukcją parlamentu, która pozwoliłaby przywrócić społeczeństwu prawidłowo funkcjonujący organ reprezentujący.

W sukurs temu problemowi przychodzi druga z kwestii, o której wspominałem, a mam tu na myśl model konstrukcji Senatu. Stanowi on w zasadzie powielenie Sejmu, a więc organu uwikłanego w rozgrywki partyjne. Brak tu realnej możliwości pełnienia funkcji “izby refleksji”, która jest Senatowi zwyczajowo przypisywana. Należałoby zastanowić się nad tym, jak odpartyjnić Senat. Osobiście skłaniałbym się do, po pierwsze, nawiązania do genezy terminu Senat, po drugie natomiast, do odwołania się do historycznych tradycji stanowo-korporacyjnych.

Senat, a więc swoista “rada starszych”, winna się składać nie z nominatów partyjnych, wybranych w wyborach powszechnych, ale z osób, które czy to przez doświadczenie, czy też może przez zasługi, mogą wnieść istotny wkład w proces ustawodawczy. Stąd też moje nawiązanie również do rozwiązań stanowo-korporacyjnych. Należy rozważyć takie uformowanie Senatu, by składał się on z osób zasłużonych w służbie publicznej (co oznacza konieczność odpowiedniego ustalenia biernego prawa wyborczego) oraz wirylistów: tutaj widziałbym np. wojewodów lub marszałków województwa, szefów najważniejszych instytucji państwowych, wojskowych, rektorów uniwersytetów, czy wreszcie byłych prezydentów Rzeczpospolitej. Taki skład zwiększa szanse na niezależność Senatu w swojej roli w procesie ustawodawczym. Oczywiście, prawidłowe zastosowanie takich rozwiązań zapewne wymaga również zbudowania odpowiedniej kultury politycznej, jednak, mówiąc szczerze, wymaga tego praktycznie każde rozwiązanie.

⇒ CZYTAJ RÓWNIEŻ: Samorządem Polska stoi? Kilka uwag o decentralizacji na marginesie historii

Wspominałem również o silnych obywatelach jako drugim filarze silnego państwa. O ile częściowo ten problem już poruszyłem mówiąc o autonomii rodziny czy społeczeństwie organicznym, to jednak należy tu wspomnieć o jeszcze jednej kwestii. Własności. Obywatel silny, to obywatel posiadający własność prywatną. W przeciwnym razie zostaje uzależniony od tego, kto zapewnia mu środki do życia, a im większe te uzależnienie, tym większa szansa, że stanie się podatny na idee rewolucyjne, czego przykładem jest wiek XIX. Dlatego właśnie w interesie państwa jest, aby możliwie najwięcej obywateli otrzymywało sprawiedliwe wynagrodzenie oraz wypracowywało sobie możliwość posiadana prywatnej własności, która dużo lepiej zapewniać będzie stabilność rodzinom. Warto też rozważyć postulaty dystrybucjonistyczne i wspierać małe, rodzinne przedsiębiorstwa i podobne formy działalności, które pozwalają pozostać “na swoim”.

Za spełnienie tego obowiązku odpowiada przed potomnością swoim honorem i swoim imieniem

Od nas zależy jakie państwo pozostawimy naszym następcom. 25 lat obowiązywania konstytucji to doskonały moment na zastanowienie, co w naszym ustroju nie działa i wymaga naprawy. Refleksja nad konstytucją powinna służyć stworzeniu takiego ustroju, który niwelować będzie nasze narodowe wady, a z naszych zalet uczyni nasze atuty. To wszystko wymaga jednak rozpoczęcia od ustalenia właściwej hierarchii priorytetów, dlatego właśnie zdecydowałem się przedstawić te wstępne rozważania od wskazania na obowiązki jako podstawę praw i wolności.

Oczywiście, co do zasady wiele z powyższych uwag ma charakter bardzo ogólnikowy, jednak mam nadzieję, że udało mi się choć trochę zainteresować Czytelników, by gotowi byli sięgnąć po kolejne artykuły, w których chciałbym rozwinąć poszczególne aspekty proponowanych zmian.

[Grafika: Podpisanie Konstytucji przez prezydenta RP Ignacego Mościckiego w Sali Rycerskiej na Zamku Królewskim. lic. CC]

_______________________________

[1] Ch, Maurras, Moje idee polityczne [w:] Ch. Maurras, Przyszłość inteligencji i inne pisma, Dębogóra 2020, s. 332.

[2] Ibidem, s. 392.

[3] KONSTYTUCJA RZECZYPOSPOLITEJ POLSKIEJ, Tekst uchwalony w dniu 2 kwietnia 1997 r. przez Zgromadzenie Narodowe. [w:] https://www.sejm.gov.pl/prawo/konst/polski/kon1.htm (dostęp z dn. 20.06.2022).

[4] Leon XIII, Rerum novarum, Warszawa 2001, s. 11.

[5] S. Bachmura, Republika między monarchiami. Specyfika przedrewolucyjnego republikanizmu na przykładzie ustroju Rzeczpospolitej Weneckiej (726-1797) [w:] Pro Fide Rege et Lege, nr 1(81), Warszawa 2019, s. 151.

Skip to content