Myśl Suwerenna

Osiemnastowieczny racjonalizm i jansenizm a sarmacka gorliwość

🕔 Artykuł przeczytasz w 12 min.

Wiek osiemnasty w Polsce jest czasem przesilenia niemalże pod każdym względem. Sejm Niemy z 1717 roku otwiera epokę zależności Rzeczpospolitej od obcych dworów. Utrata suwerenności doprowadzi w konsekwencji do utraty niepodległości. Postępującemu paraliżowi systemu politycznego towarzyszy jednak proces pogłębiania świadomości patriotycznej i odpowiedzialności za Polskę najpierw wśród stanu szlacheckiego. Dla odzyskiwania poczucia podmiotowości i sprawczości ważne znaczenie ma zarówno reforma szkolnictwa za czasów ks. Konarskiego, który wychowa pokolenie działaczy Sejmu Czteroletniego, ale także Konfederacja Barska, w wyniku której pogłębi się świadomość patriotyczna i gotowość ponoszenia ofiar dla Rzeczpospolitej. Zestawienie dzieła ks. Konarskiego i Konfederacji Barskiej wydaje się w pierwszym momencie zaskakujące i nieprzystające do siebie, tak ze względu na źródła inspiracji obu procesów jak też ze względu na osoby, na których miały wpływ. Ks. Konarski bowiem czerpał swe idee z nowego i modnego wówczas programu oświecenia, nie odżegnując się od inspiracji wolnomularskich, tymczasem konfederaci odwoływali się do tego co stare, do tego co zawsze praktykowano w Rzeczypospolitej i do katolicyzmu, tym niemniej oba te ruchy ostatecznie przysłużyły się Polsce. Konarski zwrócił synów dobrze sytuowanych szlachciców ku służbie Polsce, a Konfederacja odnowiła świadomość konieczności ponoszenia ofiar dla Polski.

Wiatry przeciwne chrześcijaństwu

Z równie wielkimi trudnościami mierzy się Kościół katolicki w osiemnastowiecznej Rzeczpospolitej. Zimny racjonalizm oraz surowy jansenizm znajdują coraz szersze poparcie. Oba prądy działają zabójczo na katolickie życie duchowe. Racjonalizm, którego sztandarową postacią jest Kartezjusz, stał się dla osiemnastego wieku niemal dogmatem. Niechęć do uczuciowej sfery człowieczeństwa oraz wrogość dla przesłanek wynikających z wiary i religijności w naturalny sposób stawiała racjonalistów w opozycji do chrześcijaństwa, a w szczególności do Kościoła katolickiego. Upowszechnienie wśród elit takiego punktu widzenia skutkowało zarzucaniem praktyk religijnych i dystansowaniem się od katolicyzmu najzdolniejszych i najambitniejszych przedstawicieli epoki. Katolicyzm w ten sposób tracił nie tylko na znaczeniu, ale przede wszystkim doznawał intelektualnego paraliżu. I choć masy pozostawały katolickie, gorliwie wyznając wiarę, to jednak katolicyzm tracił wigor, gdyż pozbawiony był roztropnych i mądrych przywódców.

Racjonalistyczne idee przeczyły najważniejszym prawdom katolickiej wiary: o Opatrzności Bożej, o wcieleniu Syna Bożego oraz o nadprzyrodzonej naturze Kościoła, a jednocześnie zasiewały indyferentyzm. Najwłaściwsza wydawała się postawa akceptacji każdej religii i każdego wyznania chrześcijańskiego, co było konsekwencją głębszego przeświadczenia przenikającego myślenie o religii, a mianowicie deizmu. Pogląd ten, zgodnie z którym Bóg jak wielki zegarmistrz świat jedynie stworzył, nadając mu niezmienne prawa, ale od tej pory już się nim nie zajmuje, wyrósł z renesansowej kontestacji chrześcijaństwa. Odrzucenie objawienia Bożego przefiltrowane przez ograniczony poznawczo racjonalistyczny umysł i wzmocnione przez chęć zapanowania nad żywiołem religijnym, który bywał powodem krwawych wojen i zamieszek, zaowocował trzeźwą i rozumną, jak się zdawało, filozofią Boga wielkiego Architekta. Przyjęcie deizmu skutkowało jednakże nierzadko poważnymi zmianami w moralności. Kto kierował się tą filozofią, tracił najczęściej oparcie dla zasad moralnych. Tak działo się w Rzeczypospolitej. Kto odrzucał objawienie Boże, odrzucał najczęściej także zasady moralności, jakich obrońcą był Kościół katolicki. Efektem tego był opłakany stan moralny polskiego społeczeństwa, a w tym także Kościoła. Niemoralne życie wielu katolików wzmacniało tylko popularność drugiego dysydenckiego prądu duchowego epoki, a mianowicie jansenizmu.

Jansenizm głosił ideał doskonałości moralnej, prawości, surowości etycznej. Janseniści podkreślali potrzebę dążenia do świętości, a jednocześnie wskazywali na poważne zepsucie człowieka, stąd potrzebę surowej pokuty. Odradzali częste korzystanie z sakramentów, a zwłaszcza z Komunii św., bojąc się świętokradztwa. Jansenizm rozsiewał niechęć do ludowych objawów katolicyzmu, krytykując niski poziom moralny ludu.

Ksiądz obok arcybiskupa

W tak złożonym i skomplikowanym klimacie przyszło żyć i działać jednemu ze szlachetnych duchów kapłańskich, jakim był ks. Stanisław Józef Kłossowski, którego doczesne szczątki spoczywają w krypcie pod prezbiterium kaliskiej bazyliki kolegiackiej obok trumny prymasa Stanisława Karnkowskiego oraz biskupa Andrzeja Wołłowicza. Ks. Kłossowski w ciągu swojego życia dosłużył się jedynie tytułu prałata. Nie było mu dane nosić purpury kardynalskiej i biskupich fioletów, jednakże przez swoją gorliwość i oddanie dla św. Józefa Kaliskiego zasłużył na taką oto pochwałę, która wyszła z ust współbrata w powołaniu: „…pierwszy pewnie i ostatni taki, i tak wiele czyniący temu kościołowi prałat”.

Ów niezwykły duchowny spoczął w bardzo skromnej trumnie, którą osobiście zamówił i za którą zapłacił z własnej kieszeni na długo przed swoją śmiercią. Może się to wydać dość osobliwe, a przecież jest świadectwem zarówno przezorności i gospodarności, jak również, a może przede wszystkim, głębokiej wiary, która nie lęka się spoglądać śmierci w twarz, wiedząc, że jest ona jedynie etapem, bramą do wieczności. Zacnego kapłana pochowano w krypcie pod prezbiterium już dwa dni po jego śmierci, to jest 25 lipca 1798 roku, a kapituła z wdzięczności i w dowód zasług postanowiła odprawiać aniwersarz, czyli coroczne wspomnienie dnia pochówku w postaci odmawiania modlitw brewiarzowych za zmarłego. Po jakimś czasie trumnę z ciałem duchownego przeniesiono pod kaplicę św. Józefa, by w 1970 roku ustawić ją w krypcie pod prezbiterium. Kim był ów przezorny i tak dobrze wspominany duchowny?

Z dobroci Bożej i ludzkiej

Na początek podstawowe dane pozwalające umiejscowić życie ks. Kłossowskiego na osi czasu. Urodził się najprawdopodobniej w 1726 roku, zapewne w Kaliszu. Wywodził się z niewiele naówczas znaczącej rodziny, która należała do stanu mieszczańskiego, a może, jak chcą niektórzy, do szlacheckiego. Dość powiedzieć, że nie była zamożna. Aby zostać kapłanem, młody Stanisław musiał ukończyć nie tylko seminarium, ale także kolegium, które w Kaliszu od kilku stuleci prowadzili księża jezuici. Nauka była płatna, a zatem istniały dwa wyjścia, albo urodzić się w bogatej rodzinie, albo znaleźć hojnego dobrodzieja. Ks. Kłossowski nie miał szczęścia do pierwszego, ale udało mu się znaleźć życzliwego mu człowieka. Pisze o tym na kartach książki własnego autorstwa „Cuda i łaski”: „Boże niech Ci za mnie najniegodniejszego dostatecznie podziękuję, żeś mnie jak z gnoju nikczemności wyprowadziwszy, bez najmniejszej pomocy będącego, z jedynej Dobroci swojej przez wielkiego w Kościele Twoim męża, Maciej Sołtyka, biskupa margaritańskiego, proboszcza gnieźnieńskiego, a chełmskiego sufragana w konwikcie kaliskim z fundacji z Tobą już pewnie dawno królującego Prymasa Polskiego Stanisława Karnkowskiego, Arcybiskupa Gnieźnieńskiego będącym, w szkołach uczyć się pozwoliwszy i w nich w chorobie od lekarzów opuszczonego do życia niepodobnego cudownie uzdrowiwszy, mowę i oczy zupełnie przywróciwszy, na tak wysokim stopniu kapłaństwa postawiwszy, tuś sobie, przy tym kościele kolegiaty kaliskiej w roku 1751 na samo zaczęcie wielkiego jubileuszu świętego służyć rozkazał.”

Wiemy zatem, że w kaliskim kolegium jezuitów młody Stanisław doświadczył nie tylko dobroci ludzkiej ks. Sołtyka, ale także dobroci Bożej, gdyż to Bogu właśnie przypisuje on uzdrowienie z choroby. Nim Kłossowski zaczął służyć w kolegiacie kaliskiej, musiał jeszcze przejść formację seminaryjną. W tym celu udał się do stolicy diecezji, czyli do Gniezna, gdzie ukończywszy studia seminaryjne, otrzymał święcenia i jak wyżej wspomina, został skierowany do pracy duszpasterskiej w kaliskiej kolegiacie.

Ks. Stanisław pozostał związany z kaliską kolegiatą do końca swojego życia. Powierzano mu tu różne, acz niezbyt dochodowe beneficja: mansjonarza, czyli kapłana sprawującego Mszę św. przy jednym z bocznych ołtarzy, wikariusza, promotora bractwa św. Józefa, podkustoszego kanonika, proboszcza w Tłokini, proboszcza kolegiackiego, prepozyta gostyczyńskiego, kanonika penitencjarza, czyli posługującego w konfesjonale, wreszcie kanonika i comendatariusza ołobockiego, a więc sprawującego opiekę nad tamtejszym klasztorem cysterek, aż wreszcie prałata kustosza.

Dobry gospodarz i promotor kultu

Tak pokrótce przedstawia się itinerarium życia duchownego. Gdyby na tym poprzestać, wyrządziłoby się niesprawiedliwość tej wspaniałej postaci, albowiem ów kapłan pozostawił niezatarty ślad duchowy i materialny w dziejach kaliskiej kolegiaty. Zastał on kaliską świątynie w kształtach, jakie nadały jej wieki średnie, a pozostawił ją powiększoną, ozdobioną wieżą i całkowicie odmienioną w swoim kształcie. Powiemy o tym szerzej nieco później. Troszcząc się o chwałę Bożą, nakazał wystawić wszystkie istniejące do dziś ołtarze boczne, ołtarz św. Józefa, a także wielką ambonę, kilka ławek i kredencji oraz konfesjonały. Wzbogacił skarbiec o nowe szaty liturgiczne wykonane z drogocennych tkanin jedwabnych. Zadbał o nowe obrazy, a także o srebrne i złote ozdoby na niektóre łożył z własnej kiesy.

Jednakże prawdziwym dziełem życia prałata Kłossowskiego było umocnienie i rozpowszechnienie kultu św. Józefa Kaliskiego. Temu zadaniu poświęcił się bez reszty. To było największą troską jego życia, najżywszym pragnieniem i sprężyną wszystkich jego poczynań. Chciał otoczyć Świętego jak największą czcią. Sam doznawszy mocy wstawiennictwa Patriarchy z Nazaretu, zachęcał biednych i bogatych, wysoko urodzonych i nędzarzy, aby we wszystkich swoich potrzebach uciekali się do Józefa Kaliskiego. Wiedziony przezornością skrupulatnie zapisywał wszystkie cuda i łaski, jakich doznawali coraz liczniej przybywający do kaliskiego sanktuarium pielgrzymi. Dzięki tej wytrwałej pracy kronikarskiej mógł rozpocząć starania o przyznanie obrazowi tytułu łaskami słynący, a nieco później cudowny.

Dla upowszechnienia kaliskiego sanktuarium, ks. Kłossowski postanowił napisać wspominaną już książkę „Cuda i łaski”, w której opisał historię powstania obrazu, a także dawniejsze i jemu współczesne opisy cudów. Wydał także książeczkę pod tytułem „Jezus, Maryja, Józef trojakie nabożeństwo”, w której zawarł modlitwy i pieśni na cześć św. Józefa. Na tych staraniach jednakże nie poprzestał, gdyż jego pragnieniem było, aby obraz został z pozwolenia papieża ukoronowany. Udało mu się doczekać dnia uroczystej koronacji obrazu św. Józefa Kaliskiego, a kiedy w 1798 roku umierał w wieku 72 lat, pozostawił kolegiatę kaliską całkowicie odmienioną, a kult Świętego Józefa w pełnym rozkwicie.

Duszpasterska gorliwość

Działalność ks. Kłossowskiego nie ograniczała się jedynie do pomnożenia stanu posiadania kaliskiej świątyni i do promocji kultu św. Józefa. Był on także gorliwym duszpasterzem. Troszczył się o rozwój powierzonego jego pieczy bractwa św. Józefa, które za jego czasów podwoiło liczbę braci, osiągając 2000 członków. Do bractwa należeli między innymi Król Polski Stanisław August Poniatowski jak też Prymas Polski.

Staraniem ks. Kłossowskiego przywrócono w kolegiacie, założone jeszcze w XVI wieku, ale później zaniedbane, Bractwo Przenajświętszego Sakramentu. Odnowienie tego bractwa jest o tyle znaczące, że zostało ono potwierdzone osobnym dokumentem papieskim, a jego przyszłość zabezpieczona przez odpowiednie uposażenie.

Najwspanialszy jednak opis życia i gorliwości duszpasterskiej ks. Kłossowskiego pozostawił jego znajomy ks. Baltazar Pstrokoński w książce zatytułowanej: „Nauki kościelne dla zachowania kapłańskiego ducha”. Ks. Pstrokoński chwalił kaliskiego kustosza za ascetyczny tryb życia: „umartwienia ciała na ustawicznych o chlebie i wodzie postach, na twardym, na desce i krótkim bardzo spaniu”, za gorliwość duszpasterską: „oprócz żarliwości o zbawienie dusz, przez ustawiczne od piątej z rana aż do południa i dłużej w konfesjonale co dzień wysiadania, chorych i umierających po wsiach, w mieście Kaliszu, po domach, bramach, gnojach, szpitalach, więzieniach nawiedzania i onych do wieczności sakramentami świętymi opatrywania” i stawiał go jako wzór życia kapłańskiego. A ks. Gabriel Cedrowicz replikował: „…rzadki w Kościele Bożym, czasy temi Kapłan”.

Jednakże najbardziej wzruszający opis ks. Kłossowskiego przekazał śląski lekarz i podróżnik Johann Joseph Kausch: „Dzięki staraniom pewnego pobożnego kanonika Kłossowskiego, cieszącego się ogólnym poważaniem, zbudowano tu w Kaliszu bardzo piękny, nowy kościół, czy może gruntownie przebudowano stary, w każdym razie robi on wrażenie nowo wzniesionej budowli. A teraz kilka słów o tym pobożnym człowieku i o tym kościele. Wspomniany kanonik jest sędziwym człowiekiem, a na jego obliczu odbija się wyraźnie pełna pokory życzliwość. Niezwykle rzadko spotkać można starca, który byłby równie pociągający i dobroduszny. Zdolny jest do takich wyrzeczeń, jak opowiadają, że wprost trudno to pojąć.”

Taką wspaniała kartę zapisał swoim życiem ks. Stanisław Józef Kłossowski, który całe swoje kapłańskie posługiwanie poświęcił głoszeniu chwały Świętego Józefa i duchowemu oraz materialnemu ubogaceniu kaliskiego sanktuarium. Wielowymiarowa działalność kapłańska ks. Kłossowskiego miała za cel nie tylko chwałę Bożą i Świętego Józefa, ale także dobro powierzonych jego pieczy wiernych. Służył im w bezpośredni sposób wypełniając kapłańskie obowiązki, ale także pośrednio – piórem.

Literackie dzieło życia

Literackim opus vitae ks. Kłossowskiego jest bez wątpienia książka, która według stylu epoki posiada niezwykłe rozbudowany tytuł: „Cuda i łaski za przyczyną i wzywaniem mniemanego ojca Jezusowego Józefa Świętego przy obrazie tegoż Świętego Patriarchy w Kollegiacie Kaliskiej, uciekającym się do opieki Jego od wszechmocnego Boga miłościwie uczynione z procesu dwóch Kommissyi i zaprzysiężeń w Konsystorzy Kaliskim przez xiędza Stanisława Józefa Kłossowskiego tej Kollegiaty Kustosza zebrane, a dla większego wychwalenia Boga w Świętym, dla duchowej pociechy jednym, dla zachęcenia drugim, dla naśladowania i czytania wszystkim z dozwoleniem Duchownej Zwierzchności do druku podane”. Ów przydługawy tytuł wskazuje na zawartość dzieła: jego treścią są opisy tytułowych cudów i łask, jakich ks. Kłossowski był świadkiem, poprzedzone dokumentami ze wspomnianych w tytule „Kommissyi”, a kończą dodatki w postaci kazań wygłoszonych podczas popularnego wówczas Nabożeństwa Czterdziestogodzinnego. Książka stanowi dość interesujące źródło ilustrujące osiemnastowieczną pobożność, jednak dla niniejszego artykułu ważniejsza jest autorska przedmowa ks. Kłossowskiego, która jest świadectwem zmagania się autora z niełatwymi problemami duchowym epoki.

Klimat duchowy osiemnastowiecznej Rzeczypospolitej naznaczony był surowym jansenizmem, a przede wszystkim zimnym racjonalizmem. Na jeden i na drugi duchowy prąd epoki ks. Kłossowski daje odpowiedź w przedmowie do „Cudów i łask”.

Chrystus w myśli i w sercu

Gorliwy prałat podzielił przedmowę do swego działa na dwie części: część pierwszą kieruje „do czytelnika prawowiernego”, a drugą „do czytelnika niedowiarka”. Pierwszą poświęca opisowi kultu Świętego Józefa na przestrzeni dziejów, by na tym tle przedstawić historię czci Świętego w kaliskiej kolegiacie. Z naszego punktu widzenia kluczowy jest następujący fragment: „Zgoła po wszystkich częściach świata, gdzie tylko Wiara Katolicka kwitnie, rozeszła się już dawno cześć Józefa Świętego, który ponieważ w najwyborniejsze cnoty obfitował, wszystkim stanom na wzór duchowy i szczęśliwego życia jest podany. Na Niego gdy się zapatrują wszyscy rozlicznemi łaskami Boskiemi udarowanego, z wielką go czczą serc swoich uprzejmością. Bo przez niego wiele łask boskich i cudów doznają. On swoim przykładem upomina wszystkich, aby zawsze mieli w myśli i w sercu Chrystusa Pana, aby wszystkie swoje powinności wiernie wypełniali, aby w swoim powołaniu każdy trwał, ani się w szczęściu nie wynosił, ani w nieszczęściu nie rozpaczał.”

Przytoczony fragment pośrednio daje odpór jansenistycznej pobożności, która była skoncentrowana na grzeszności i na wysiłku moralnym. Święty Józef jest ukazany jak życzliwy orędownik ludzkich spraw, a taki obraz Świętego wzbudza w sercu czytelnika ufność w Jego wstawiennictwo. Z drugiej strony ks. Kłossowski ukazuje Świętego jako wzór do naśladowania. W ten sposób autor trafnie wskazuje, że najlepszym środkiem uświęcenia jest nie tyle surowa pobożność, co czuła miłość do Chrystusa, która powinna być ciągle w sercu i na myśli. Oto właściwa odpowiedź na egalitaryzm moralny jansenistów. Sposób uświęcenia, który przedstawia ks. Kłossowski jest prosty i trafia do wielu, w przeciwieństwie do surowości jansenistycznej, która pociągała jedynie niektórych, a wielu odstraszała zarówno co do idei jak i formy.

Dla poprawy niezbożnych

Drugą część przedmowy ks. Kłossowski kieruje do czytelnika niedowiarka, czyli do ludzi, którzy „się nazywają Filozofami, Deistami, Libertynami, ale prawdziwiej nazywać się powinni niezbożnemi”. Po tym dość sarkastycznym przedstawieniu niedowiarków, autor daje krótki opis ich przekonań: „Bo lubo powiadają: że wierzą w Boga i jednak bynajmniej nie przyjmują religii od Boga objawionej i owszem z nich niektórzy uwłoczą Bogu Opatrzności, inni sprawiedliwości karzącej złych piekłem, inni wszechmocności, twierdząc: iż Bóg cudów czynić nie może. Przeto cuda Starego i Nowego Zakonu w Piśmie świętym opisane, mają za bajki, za omamienia biesowskie, za kuglarskie oszukania i owszem cuda między rzeczami niepodebnemi liczą.” Duchowny był więc świadom nowych prądów myślowych, które podkopywały wiekowy fundament religii katolickiej z takim oddaniem wyznawanej przez rzesze pobożnego ludu, a jednak coraz śmielej kontestowane przez nowinkarzy.

Ks. Kłossowski nie pozostaje jednak na opisie niedowiarków, ale wytycza taktykę, dzięki której ma nadzieję zmienić ich nieprawdziwe poglądy: „Takowym niedowiarkom najprzód pokazać należy, że Bóg cuda czynić może, a zatem cuda nie mogą się liczyć między rzeczami niepodebnemi. Po tym dowieść potrzeba, iż cuda na potwierdzenie religii starozakonnej i cuda od Chrystusa Pana uczynione na potwierdzenie nowej religii objawionej są prawdziwe cuda, które rozeznać można, od cudów fałszywych, od omamienia biesowskiego i od wszelkiego oszukania zdradliwych ludzi.” Oto zwięzły traktat apologetyczny, który wychodzi naprzeciw poglądom osiemnastowiecznych nowinkarzy.

Prawdziwość cudów

Kaliski prałat twierdzi więc, że najpierw należy zbić pogląd o tym, że Bóg nie interesuje się światem. Skoro bowiem cuda można zaobserwować, to są one dowodem na Bożą Opatrzności i jednocześnie na boską wszechmoc. Na tym jednak nie koniec, gdyż Bóg posługuje się cudami, aby utwierdzić prawdziwą religię objawioną przez Chrystusa Pana, to jest religię katolicką. W dalszej części przedmowy nasz autor zajmuje się analizą wybranych cudów zapisanych na kartach Starego i Nowego Testamentu, by przejść do warunków, jakie powinien spełniać cud, by mógł być uznany za zdziałany przez Boga. Ks. Kłossowski wykazuje się w tym znaczną trzeźwością i przenikliwością, co pozwala uznać go za człowieka rozsądnego i posiadającego solidną formację katolicką. Cud w jego oczach nie jest po to, aby zadziwiać, ale aby naprowadzać na właściwą drogę. Cud musi posiadać walor parenetyczny: „Zgoła te rzeczy trzeba uważać w cudownej sprawie: 1. Czy na wzywanie imienia Boskiego ta rzecz jest uczyniona nagle. 2. Czy zdaniem wszystkich mądrych i pobożnych ludzi, ta rzecz jest za pewne nad siły natury i przeciw prawo natury. 3. Czy nauka, na której utwierdzenie ta rzecz staje się, jest mądra i uczciwa.”

Swoją przedmowę autor kończy wyjaśnieniem intencji, jaka przyświecała mu w redagowaniu dzieła: „Na koniec Łaski i Cuda za przyczyną Świętego Józefa w obrazie Kollegiaty Kaliskiej cudownego uczynione od wszechmocnego Boga, a w tej księdze wiernie opisane, roztrząśnione, świadkami i przysięgami stwierdzone, nie mają żadnych zdrad, ani matactwa, ani żadnego zmyślenia. Są z doświadczenia własnych oczu mądrych i pobożnych ludzi. Są dla większej chwały Boga i potwierdzenia prawowiernej religii, a dla zawstydzenia i daj Boże dla poprawny niezbożnych.”

„Cuda i Łaski” są więc książka, która ma utwierdzać wiarę prawowiernych, ukierunkowywać ją na poprawę życia, a niedowiarków ma sprowadzać na właściwą drogę. Gdybyśmy chcieli zastosować dzisiejszą terminologię, dzieło ks. Kłossowskiego można by nazwać książką ewangelizacyjną. Opisy cudów, jakie wydarzyły się w Kolegiacie Kaliskiej, mają bowiem za zadanie umacniać, zapalać, nawracać i dawać do myślenia.

CZYTAJ RÓWNIEŻ: Konstytucja 3 maja – mit między tradycją a nowoczesnością 

Ks. Stanisław Józef Kłossowski chciał przyczynić się do rozsławienia kultu Świętego Józefa. Czynił to na wiele sposobów: budował, remontował, duszpasterzował i pisał, a przede wszystkim prowadził przykładne życie. Wychowany w duchu dawnej, sarmackiej pobożności, która bywała pompatyczna, przesadna i niekonsekwentna, uniknął mielizn życia duchowego, zachowując dynamizm i podejmując wyzwania epoki, w szczególności nowinki jansenizmu i zwłaszcza racjonalizmu. Pozostawił po sobie dzieło, którego materialne i duchowe świadectwa w postaci Sanktuarium św. Józefa w Kaliszu można oglądać także dzisiaj.

Literatura:

Ks. Stanisław Józef Kłossowski, Cuda i Łaski

Ewa Andrzejewska, Ks. Stanisław Józef Kłossowski (1726-1798). Kustosz Sanktuarium św. Józefa w Kaliszu

Karol Górski, Zarys dziejów katolicyzmu polskiego

Karol Górski, Zarys dziejów duchowości w Polsce

Grafika: Wikimedia Commons

Przejdź do treści